U mnie wczoraj skończyło się przekonanie, że mogę wykarmić swoją córeczkę
(((( nigdy bym się tego nie spodziewała, nawet przez chwilkę do głowy mi nie przyszło, że mogę nie dać rady, a tu klops! Wczoraj od ok 10 rano Nelcia wciąż marudziła, sądziłam, że to upały ją tak męczą. Przysypiała na ok 20 minut maksymalnie i budziła się z płaczem, co jej się raczej nie zdarza, jak ją przystawiałam do piersi i się najadła to czasem na kilka minut przysnęła, często jednak była nawet przy piersi niespokojna i pobudzona... Pod wieczór kiedy marudziła mi przy piersi i się denerwowała postanowiłam odciągnąć pokarm i jej dać z butelki i się okazało, że nie mam czego odciągnąć...
Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że będę miała problem z pokarmem... a tu...
, skończyło się na wyprawie mojego W. do apteki po mleczko, potem był problem z nakarmieniem Kornelki z butelki, zanosiła się od płaczu ale nie umiała jej dobrze chwycić i ssać.. W końcu nam się udało i po kilku dobrych godzinach marudzenia i płaczu moja niunia zasnęła, tylko sobie co pewien czas wzdychała uspokajając się po płakaniu.
Przeanalizowałam ostatnie dni i w sumie codziennie popołudniu miała problem z zasypianiem, była marudna, płaczliwa. W nocy jest ok, mój pokarm jej wystarcza, ale wiadomo w nocy jest bardziej wartościowy a w ciągu dnia nie bardzo.. I dziś około 11 przy karmieniu jak wyssała z piersi to co miałam wypiła jeszcze 55 ml mleczka i słodko śpi..
Sądziłam, że moje wielkie piersi chociaż przy karmieniu się przydadzą a tu d..pa, nawet się do tego nie nadają.
Ale na pewno będę walczyła o pokarm i nie poddam się tak szybko, jednak skoro to co mam to dla niej za mało to jak będzie potrzeba to będę ją dokarmiała, po co ma się brzydactwo męczyć?