Wiecie co?
Nie spodziewałam się takiej Waszej reakcji...Sądziłam,że każda napisze coś w stylu "jutro będzie lepszy dzień tyle". Zaskoczyłyście mnie bardzo...Chęć Waszej pomocy wzruszyła, a reprymenda,że mam zwolnić podziałała bardzo motywująco. Ogromnie Wam dziękuję
Jesteście dowodem na to,że całe to forum, to nie tylko bzdurki i ploteczki i stracony czas.... Cieszę,że jesteście
Za Waszą radą dzwoniłam do położnej. Nie wiem, czy pamiętacie, ale od 3 dni mam nową, która mnie na oczy nie widziała jeszcze. Ponoć miała o mnie wszystko wiedzieć, a tymczasem....ehhh....szkoda pisać. Babka ze mną gadała dosłownie jak z dzieckiem. Od razu usłyszałam,że na pewno wszystko jest dobrze i to tylko dzidziuś rośnie. Tłumaczę,że to 4 ciąża, że były 3 cc, że martwi mnie ból, bo coraz silniejszy...Ona na to,żebym odpoczęła. Pytam się zatem po co mi każą dzwonić, skoro mnie nikt nie słucha? Babka się zdenerwowała i mówi,że przecież przez telefon mi nie pomoże
Więc zadaję kolejne pytanie...jak mam odróżnić ból normalny od tego, który coś sygnalizuje? Ona zmieszana mówi,że powinnam się uspokoić. Ja do niej,że nic z tego, bo łzy mi lecą, tak boli.....ona na to, że mam odczekać 3 godziny i zadzwonić, jak nie przejdzie. Pytam zatem o nospę. Ona nie zna. Mam nie brać. No to sie pytam co robić przez te 3 godziny? Ona mi każe iść do wanny. Ja mówię,że nie mogę, bo mam dzieci, a ona do mnie "no to chcesz,żeby przeszło, czy nie?"
Skończyłam rozmowę i się rozryczałam :-( W środę za tydzień mam wizytę w szpitalu. Nie omieszkam im wspomnieć o tej rozmowie. Dziś nie mam siły nic z tym robić....
Po chwili zadzwonił mąż. Chciałam to wszystko ukryć,żeby się martwił, bo przecież i tak mi nie pomoże, a szkoda i jego nerwów. Przyszła jednak Nelly do telefonu i wszystko tacie powiedziała. Że mama płacze, bo ją brzuszek boli. Że Marcyś też się źle czuje i mama nie ma już siły....Mąż znalazł wyjście najlepsze z możliwych. Nie dla niego, dla mnie. Dla niego mało komfortowe. Powiedział,żebym do swojej mamy zadzwoniła zapytać,czy przyleci do pomocy. Moja mama chętnie, wiem o tym, ale wiem też,że on woli jak jej nie ma, albo jest krótko. Ja to rozumiem. Mimo,że moja mama jest kochana, to jednak za często jak jest....no nie dobrze. I powiem Wam,że kamień z serca. Wiem,że ona nie przyleci już, od razu, ale jakoś mnie to uspokoiło...
Brzuch się uciszył mimo,że nie wzięłam nospy. Boli, ale lżej. Nie wiem,czy czasem nie choróbsko mnie bierze, bo boli mnie dziwnie w klatce piersiowej i ogólnie mięśnie. Ale to zniosę, byle z maluszkiem było dobrze. Marcel wstał ze stanem podgorączkowym, więc odetchnęłam. Nika też bez wysokiej gorączki. Nelly zrobiła na obiad dziś kanapki, oczywiście na miarę jej możliwości. Do picia wlała wodę do kubeczków i razem zjedliśmy...Nawet nie wiedziałam,że jest już taka "dorosła"...Wieczorem pewnie znowu gorączka wróci, ale odpoczęłam i jakoś dajemy sobie radę...Może to faktycznie tylko przemęczenie?
Idę do dzieci, posiedzę w fotelu, poczytamy książki i dzień zleci. Na kolacje będzie makaron z cukrem, bo na tyle mam siłę...Trudno, od jutra znowu będziemy jeść zdrowo
Jeszcze raz dziękuję Wam za wsparcie. I mój okruszek chyba też, bo właśnie mnie pięknie kopnął, kiedy to piszę