Hej!
Daję znać, że żyję i że nie nadrabiam, bo nie mam fizycznie jak. Misia się przeziębiła, bo przedwczoraj wyszłyśmy na spacer i nie wzięłam pod uwagę wiatru (moja wina, moja wina, moja wina :-( ). Było cieplutko, ale mimo wszystko wiało. Wyszłyśmy na caly dzień (mam potworną marudę jeśli nie połazimy po mieście co najmniej 2 godziny, a najlepiej koło 6!) i w tym czasie pogoda się zmieniła. Popadało trochę, ochłodziło się i Misia ma katar. Mimo folii na wózeczku i bluzy polarowej i koca, zmarzła. I teraz mam kichaczo-kaszlacza i potworne wyrzuty sumienia.
Do tego oblałam egzamin (nie wiem czy już się "chwaliłam"?) i mam poprawkę w sierpniu, więc zamiast w Polsce to będziemy tu :-( Czekam jeszcze na wyniki drugiego, ale to niczego nie zmienia, bo i tak muszę poprawiać ten, a żeby zaliczyć cały przedmiot muszę zdać wszystkie 4 egzamy (2 już za mną).
Z ciekawych rzeczy to w niedzielę wypływamy już do Polski! Na miesiąc! Hura! Coś mi mówi, że za tydzień będę już marzyć o powrocie na własne śmieci, gdzie nikt mi nie mówi że coś źle robię przy Małej, ale to nic - na razie się cieszę ;-)
Pójdziemy zagłosować, pakujemy autka i na prom! A do tego czasu jeszcze nas czeka wybór fotelika (i być może kupno), ślub następczyni tronu, wizyta u Albina (syn kolegi z pracy M) oraz... imieniny Michalinki
I oczywiście pakowanie i tysiące innych spraw. Więc na razie zmykam, przeczytam może coś jeszcze tutaj, o ile Mi sie nie obudzi w tym czasie, i poczekam aż M wróci z kolejnej w tym miesiącu konferencji...
Postaram się Was ponadrabiać jak będę w Polsce i będę miała duuuużo czasu ;-)