Cześć dziewczyny!
Nie mam pojęcia co u Was, bo mam tak zagoniony tydzień, że nic tylko się powiesić. Marcin gorączkuje od tygodnia i łazi mi po domu w maseczce chirurgicznej, żeby nie zarazić Małej. Misiulka wczoraj miała szczepienie na gruźlicę, bo jedziemy do kraju zagrożonego i zamiast w wieku 6 miesięcy musieliśmy teraz. Dwa tygodnie po poprzednich - ledwo po nich odżyła a tu znowu to samo :-( Do tego po dwóch tygodniach udało nam się odzyskać paczkę z Polski, w której szedł do nas alternator, więc nareszcie mamy samochód i nie musimy już żywić się śmieciami z pobliskiego sklepu tylko możemy dziś jechać wreszcie na zakupy! Jednak poczta szwedzka to kicha straszna, już drugą ważną paczkę nam zgubili, przy czym pierwszej od roku nie potrafią znaleźć!
Co jeszcze... odwilż! Jest co się topić, bo miejscami zwały śniegu są wyższe niż ja ;-) A mi buty przemakają, więc po każdym spacerze mam mokro wszędzie ;-)
No i z bardziej nerwowych spraw - pojutrze przylatują do mnie moi rodzice, a Marcin wylatuje na konferencję. Będę musiała przeżyć z Małą 4 dni z rodzicami bez niego, a potem lecimy do Polski i ciągle w rozjazdach będziemy. Całe szczęście, że tym razem nie musimy jechać do Kostrzyna do ciotek, bo by mnie chyba coś trafiło po drodze. Wystarczy, że będziemy przez 2 tygodnie jeździć co 2-3 dni z Łodzi pod Bielsko, bo przecież nie da się tak, że jedna babcia będzie miała przez tydzień i druga przez tydzień
Tak a propos - Łodzianki i okolice Bielska - nie miałybyście ochoty na kawę/herbatę/sok/wodę/spacer? Bo ja bym się z przyjemnością z Wami spotkała! Co prawda grafik mam tak pokopany, że aż strach (łącznie z wyrywaniem zęba w piątek rano po przylocie i potem cierpieniem z tym związanym), ale bardzo bym chciała Was poznać na żywo! Dajcie znać, czy któraś w ogóle miałaby ochotę?
I idę do Misiulki, która właśnie raczyła się obudzić - pierwszy raz dzisiaj! Oby to była kwestia szczepienia a nie nowy nawyk ;-) Śniadanie w południe - to nawet jak na mnie jest już późno ;-)