ja wreszcie troche ogarnieta zaczynam nadrabiac...
ale najpierw opisze wczorajszy dzien...
jadac na pogrzeb wpadlismy w poslizg..
pokrecilo na i wyladowalismy w rowie..
na szczescie sie nam nic nie stalo...
przyjaechal po mnie i po malego wujek a mojego M jakis kolo wyciagal traktoremz rowu...
potem byl pogrzeb opisywac chyba niemusze myslalam ze sie zarycze...
a po pogrzebie prowadzilam dziadka do auta..a juz nikogo nie bylo na cmentarzu tylko my zostalsmy ja dziadek tata (po opercji nogi chodzacy o kulach) i kuzyn ktory ma 17lat...
a dziadek nam zemdlal w rekach...na szczescie byl grabaz i wsadzil go do auta my szybko do domu dzwonie po karetke...
na szczescie do wieczora wydobrzal..
a wracajac do domu juz bylismy ok 50km od domu babci a ja sobie uswiadomilam ze zostawilam torebke....a w niej kasa tel, dokumenty noo jednym slowe wszytsko...
wiec sie musielismy wracac;/
maz mnie odwiozl do domu i pojechal do bialej podlaski..i ja sama cala noc z przyziebionym pechcerzem sikam co 5 minut ledwo dalam rade...
ale na szczescie dzis ladna pogoda wiec jaktylkow stalam oporzadzilam nas to malego w wozek i heja na spacerek i do kuzynki meza zajrzelismy...
normalnie az odzylam niby 20 minutek na dworze a tyle szczescia daje czlowiekowi...
mamuska mi dala troszke walowy wiec na szczescie nie musze dzis gotowac...
lece nadrabiac bo maly spi po spacerku jak susel