Szefowie do ciąży podchodzą różnie, ale trochę będę ich bronić. Na początku covidowej paniki u mnie w firmie kobiety zachodziły w ciążę hurtowo... co tydzień - dwa odchodziła któraś na zwolnienie. Niektóre nie przychodziły do pracy już po pozytywnym teście, inne po potwierdzeniu bicia serca przez ginekologa, czyli na początku. Potem było niewiele lepiej. Często były to pracownice z krótkim stażem. Były momenty, kiedy naprawdę nie było prawie komu pracować.nie nie obawiam się, ja mam umowę do sierpnia i jestem pewna ze mi jej nie przedłuża na stałe (ta miała być kolejna) tylko będę miała do dnia porodu i dowodzenia. Mimo, ze jestem tez chwalona, bezproblemowa itp to poprostu taka mentalność koranska
Ale to bylo pytanie czysto ciekawskie, bo strasznie dużo się słyszy o tym jacy są teraz szefowie i jak podchodzą do ciazy.
Rozumiem złe samopoczucie, zalecenia lekarza, ale czy wszystkie źle czuły się? Nie. Otwarcie mówiły o tym, że chcą iść na zwolnienie. Rzadko która pracowała powiedzmy 3-4 miesiące.
Było to frustrujące nie tylko dla przełożonego, ale chociażby i dla mnie: dochodziły zmiany grafika, nagodziny, dodatkowe zajęcia, charówa.
Nie chcę generalizować, ale wiele kobiet wykorzystuje zwolnienie ciążowe jako urlop, dodatkowe wolne, a nie jako czas na zadbanie o zdrowie, bo słabo/źle czują się.
Ostatnia edycja: