Dla mnie usg polowkowe to bardzo trudne chwile emocjonalnie, w pierwszej ciąży dowiedzialam sie, ze moja corcia umarla, tzn pan doktor stwierdził plod jest martwy bez zadnych emocji, nigdy tego nie zapomne.
Jak z Franiem bylam w ciazy to glupia pinda powiedziala, ze ma wade serca, nie ma nerki i ze powinnam sie cieszyć ze dotrwalam do tego etapu ciazy. Dzieki boku sa lekarze, ktorzy potrafia obsługiwać usg i mam zdrowego syna. Mam nadzieje, ze na tych polowkowych nic sie nie wydarzy.
Smierc corki bardzo przezylam, dlugo dochodzilam do siebie, zwiazek nie przetrwal, zaluje ale wygarnelam mu w emocjach, ze przyczynil sie do tego. Teraz po latach wiem, ze to nie byla nasza wina, ze to moja choroba. Ciaze z Franiem przezylam bardzo ciezko psychicznie, szczególnie czas przed usg i oststni miesiac w szpitalu, balam sie bardzo. Teraz jest troche latwiej, bo wiem, ze skoro udalo sie z zastrzykami urodzic Franka to teraz tez musi sie udac, ale i tak sa chwile strachu.