Usnęło mi się na 2 godzinki nad książką, do czasu aż telefon nie zadzwonił - S zadzwonił z pracy na chwilkę. Po tej rozmowie stwierdzam, że zaspana kobieta w ciąży jest dziwna czasami, no chyba że tak to tylko ja mam... Biedny pewnie teraz sam nie wie co ma robić.
Jego znajomy z pracy ma dostęp do świeżo złowionych ryb prosto z kutra bo jego brat czasem wypływa w morze. S bardzo się przejął tą sytuacją ostatnich dni i chciał dobrze dla mnie. Pamiętał, że lubię flądrę z frytkami i ćwiartkami pomidorów (oj, za pomidorami zawsze przepadałam ale teraz to jest istne ciążowo-pomidorowe szaleństwo, aż się śmieję, że Piotruś poszedł w mamę i teraz 2 osoby mają ochotę na pomidorki
), a kończy pracę o 16 dziś. Dzwoni zatem właśnie z informacją że ma dostęp dziś do fląder i może jak wróci, to mi nasmaży właśnie frytek i te flądry ogarnie, pomidory po drodze gdzieś kupi, no i pyta mnie przed momentem wyrwaną ze snu, co ja na taki pomysł. A ja mu z tekstem w stylu, że ogólnie to ok, o ile mnie nie odrzuci od zapachu smażenia tego bo wtedy to nie ma szans bym coś zjadła (po obudzeniu się i tak mam teraz mega zgagę). Zaś na pytanie o to czy ma to ogarniać w końcu i kiedy będę wiedziała czy będę jadła czy nie, odfuknęłam że jak zacznie smażyć to się dowiem.
No i masz babo placek, normalnie aż sama chyba bym ze sobą nie wytrzymała. Aż mam teraz troszkę wyrzuty sumienia bo ogólnie na takim jedzonkiem bym nie pogardziła, tym bardziej że sam się zadeklarował, że wszystko ogarnie od początku do końca. Tylko że wiadomo jak jest z mdłościami, czasem się z dziwnych powodów biorą i nie wiadomo kiedy akurat dopadnie.