O żesz, ja po godzinie bez klimy już bym się wściekała
Islandia, skandynawia - moje ukochane strony. Ja nawet u nas bez filtra 50 z domu nie wychodzę. Nie mogę, a dwa nie lubię
Podziwiam twoją odporność na wysokie temp.
Ja poniżej 25 stopni to marznę po prostu i nie rozumiem jak można lubić tak marznąć, albo nie marznąć przy takiej temperaturze.
Mój D mi nieraz nie wierzy, że mi zimno, dopiero jak go dotknę skostniałą z zimna dłonią przy 24 stopniach to zaczyna wierzyć. Na szczęście mieszkanie mamy ciepłe i nawet w zimie jest te 24-25 stopni (wiadomo, że w zamkniętej przestrzeni cieplej, bo nie ma wiatru, więc w mieszkaniu te 24-25 da się znieść).
A poza tym uwielbiam upały, bo mogę wywiesić pranie i jest suche w ciągu godziny, podłogi po myciu schną mi błyskawicznie. jakoś wszystkie obowiązki stają się nagle łatwiejsze. No i nie boję się, że zamoczenie wodą spowoduje od razu hipotermię. Można chodzić lekko ubranym, a nie dźwigać tych wszystkich swetrów, płaszczy itp. To mi daje poczucie swobody i nie czuję się tak wtedy przytłoczona rzeczywistością, jest lekko, ciepło i dobrze. Jak podczas upałów ostatnich u nas na osiedlu miasto zamontowało kurtynę wodną (ponoć uruchamiają jak jest powyżej 30 stopni) i tłumy dzieci szalały w niej w samych majtkach, to sobie pomyślałam, że to jest właśnie kwintesencja szczęścia.
Kocham jesień i jej melancholijny nastrój, zima też piękna. Moje ulubione pory roku. Wyskoczyłam na świat 29 grudnia, może to miało jakiś wpływ na zamiłowanie do chłodu
Ja jestem z lutego, więc u mnie by się nie sprawdziło. Moje ulubione miesiące to czerwiec i lipiec. Wymarzyłam sobie, że maluszka urodzę właśnie wtedy. Podczas poprzedniej ciąży termin mi wypadał na 4 lipca, idealnie tak jak sobie wymarzyłam, teraz miałabym takiego 2 tygodniowego maluszka... Niestety tą ciążę straciłam i urodzę w grudniu. Starszego rodziłam w jeszcze bardziej przygnębiającym czasie, bo na koniec października, kiedy wiadomo, że będzie coraz gorzej, coraz zimniej i dłużej ciemno. W grudniu jest o tyle lepiej, że zaraz święta, a później dni już coraz dłuższe i jakoś łatwiej już przetrwać tą zimę i dotrwać do czerwca.