A wiesz, że mnie identycznie poród zaczął się o 4.20. Tylko, że mnie nie obudził skurcz, tylko takie mocne ukłucie w brzuchu. Wstałam, poszłam do toalety, a tam czop z krwią. Zaraz później zaczęły się skurcze. najpierw wzięłam sobie ciepłą kąpiel, ale nie przeszły. O 5 miałam skurcze co 3-4 minuty. Nieregularne za bardzo, ale obudziłam mojego D, że to chyba to. Jeszcze zadzwoniłam do mojej położnej, a ona, że to chyba nie to (położne ponoć poznają po głosie, czy to już, a ja miałam normalny głos), no ale wiedziałam, że ona o 7 kończy dyżur i będzie jechać do domu i mówię do niej, że ja myślę, że to to i że bez sensu, żeby jeździła tam i z powrotem. No to stwierdziła, że jak mnie to ma uspokoić, to żebyśmy przyjechali. No i dojechaliśmy do szpitala, ona mnie bada, a tam już 5 cm rozwarcia.
Ja na szczęście powinnam zdążyć przed świętami. Szczerze mówiąc, to chciałabym się jeszcze na listopad załapać. Zobaczymy czy się uda. Jest szansa, bo z ostatniego usg mi wychodzi termin na 27 listopada, z om na 5 grudnia, a od dnia zapłodnienia, to mi wychodzi 3 grudzień. Jakbym urodziła 28 listopada, to miałabym między dzieciakami dokładnie 3 lata i 1 miesiąc różnicy.