Ja byłam nacinana trzy razy i szczerze mówiąc - nie sprawiało mi to jakiegoś wielkiego kłopotu... Przy pierwszym dziecku co prawda nie za bardzo mogłam się ruszać po porodzie, siadać itp. , ale wydaje mi się, że to nie był problem samego nacinania i szycia, tylko tego, że sam poród trwał 33 godziny, młody nie chciał wyjść, skończyło się wypchaniem go na siłę przez lekarza - i chyba przez to tak mi się wszystko ponaciągało i dawało popalić...
Drugi był wcześniaczek i wydawało mi się, że skoro jest mniejszy i to już drugi poród, to nacinana nie będę - ale lekarka sprowadziła mnie na ziemię, że przy wcześniaku musi naciąć i to jeszcze bardziej, żeby nie musiał przepychać się swoją delikatną główką... Trzy godziny po porodzie siedziałam na krześle i klechałam swobodnie z mamą, która przyszła mnie odwiedzić :-)
Za trzecim razem w ogóle nie miałam żadnych dolegliwości po nacinaniu, sama sobie przeszłam do sali i siadłam na łóżku zjeść śniadanie...
Ogólnie było tak: 1 raz - 4 szwy, 2 raz - 15 szwów + dodatkowo tzw. wewnętrzne, ale nie chcieli mi powiedzieć, ile, bo to podobno może być szokujące, a ja się nie upierałam, że muszę wiedzieć; 3 raz - 5 szwów.
Z dolegliwości pamiętam najbardziej, jak poprosiłam mojego byłego męża o kupienie podpasek, a on chciał pokazać, jak o mnie dba i kupił Always - i szwy właziły w te dziurki, i nie chciały wyjść - to dopiero była masakra
Claudia - u mnie po jakimś miesiącu nie było śladu po nacięciach... i w niczym to nie przeszkadzało ;-)