Ja bylam pewna jeszcze tydzien temu, ze nie opisze swego porodu, bo wydawal mi sie strasznym przezyciem. Nie chcialam straszyc tych, które maja to jeszcze przed soba. Ale teraz z perspektywy czasu i czytajac inne opisy dochodze do wniosku, ze mialam poród marzenie.
Wszystko zaczelo sie o 3 w nocy. pierwszy skurcz i czop podbarwiony krwia. Obudzilam meza i mame, wypilismy herbatke, ogolilam nogi i wydepilowalam brwi
baffled
i ruszylismy do szpitala (do miejscowosci oddalonej o 30 km). Skurcze od samego poczatku mialam co 5 minut i byly znosne. Gdy dojechalismy do szpitala byly coraz czessze i nie dalam rady juz podczas nich chodzic ale nadal srednio bolesne. Zartowalam sobie i cieszylam sie jak nigdy, ze tak lekko idzie. Po 2 godzinach od pierwszego skurczu mialam juz 7 cm rozwarcia i bylam swiecie przekonana, ze z tymi bolami porodowymi to przesada. Jak bardzo sie mylilam dowiedzialam sie juz wkrótce ;-) Bolalo jak diabli, darlam sie na caly szpital (choc obiecywalam sobie, ze nie bede krzyczala). Przebito mi pecherz plodowy i po paru (zabijcie a nie pamietam po ilu) parciach Hania byla juz ze mna. Rodzilam tylko 5 godzin (to chyba nieduzo jak na pierworódke) w niepelnym rozwarciu.
Sam poród wiec nie byl straszny, gorzej z opieka potem. Co polozna to nowa teoria na temat karmienia i skonczylo sie na tym, ze mala wyla z glodu a ja z nia. Malo brakowalo aby nas nie wypuscili (za duzy spadek wagi) ale mila pielegniarka podkolorowala troche wage malej i darowano nam wolnosc.
Okazalo sie, ze mimo wielu moich staran karmic piersia nie bede (brak pokarmu choc cycochy jak u pameli
Trudno sie z tym pogodzic szczegolnie gdy zewszad bombarduja jak karmienie jest wazne w rozwoju dziecka. Czasami niestety naprawde sie nie da!