Tylko wobec czego okazać empatię? Wobec udanych zapłodnień i porodów? Jak mają ją okazać ludzie, którzy właśnie nie mogą mieć dzieci?
Ten pierwszy post o wyłączeniu myślenia może nie był radą bezpośrednią w ścisłym znaczeniu tego słowa, ale przesłanie ewidentnie takie miał. "Ja przestałam myśleć o ciąży, zaszłam - to jest moje doświadczenie i takie podejście uważam za słuszne" - ja to tak odebrałam. Czy ja się dziwię kobietom z problemami z płodnością, że unoszą się na takie słowa? Absolutnie nie. Spędziłyśmy długie godziny u różnych lekarzy i w szpitalach, zmieniałyśmy dietę, aktywność fizyczną, co samo w sobie obciąża psychikę i na to wszystko dostajemy radę od kogoś, kto już ma dzieci, żeby wyłączyć myślenie? Nigdy w życiu nie przyszłoby mi tak się do kogoś odezwać. Jeśli ktoś nie chce polecić konkretnego lekarza czy kliniki, to nie powinien w ogóle opowiadać o swoich doświadczeniach, zwłaszcza jeśli ciąża nie była bezpośrednim wynikiem działań medycznych.
Mówicie o tym, że nic nie wnosi do dyskusji kłótnia i spieranie się. To po co mówić wieloletnim staraczkom o czymś, czego muszą słuchać od różnych ludzi przy różnych okazjach od wielu miesięcy? Uwierzcie, że słyszałyśmy o tym na spotkaniach rodzinnych, na przerwie w pracy czy od wścibskiej teściowej. To naprawdę nic nie da, jeśli kolejna szczęśliwa mama powie nam kolejny raz, że za bardzo myślimy. Empatię kieruje się chyba w stronę osoby w gorszym położeniu od nas? A kto ma w tym kontekście gorzej? Bezdzietna para starająca się o dziecko czy para z dziećmi?
Warto pamiętać, że na nasz post może trafić osoba, która właśnie dzisiaj przeżywa swój kryzys i właśnie teraz poczuła się winna, bo przez swoje podejście nie może mieć dzieci. A to jest kompletna nieprawda. Nikt nie jest "winny" niepłodności czy bezpłodności.