hej porannie
ale mam nadrabiania, a widzę że ciekawy temat był - przedszkole
mój wulkan energii był ze mną w domu pół roku, ponieważ nie możemy sobie pozwolić na życie z jednej pensji [budowa domu, kredyty itd.] wróciłam do pracy najpierw na pół etatu - jakoś dogadałam się z szefem i dostałam tyle, ile miałam przed macierzyńskim na cały etat, Arturem zajmowała się babcia - ja pracowałam w sumie 4 dni po 5 godzin, więc piątki zawsze miałam wolne
jak młody skończył 1,5 roku to wróciłam na cały etat [koniec ochrony prawnej], ale praca była blisko, więc młodego widziałam już kilka minut po 15
ale on, wulkan energii, wykańczał babcię i jak skończył 2 lata poszedł do przedszkola - najpierw na "pół etatu" tj. kilka razy w tygodniu na kilka godzin, Adam go zawoził przed 9, a ja odbierałam po 15
marudził nam i ryczał, ale jak to często bywa, jak tylko znikaliśmy z oczu, to zabawa w najlepsze
jak skończył 2,5 roku i doszła dopłata gminna to poszedł na cały etat tj. codziennie 7 godzin i o dziwo było lepiej niż jak chodził w kratkę
cieszyło mnie to z kilku powodów - po pierwsze inne dzieci, po drugie zajęcia [plastyczne, rytmika, angielski, wycieczki do lasu itd.] których babcia w takiej ilości by mu nie zapewniła, po trzecie w domu lub u dziadków to tylko tv lub komputer [u nas bajki z youtube'a bo tv nie mamy w ogóle, ale mój tata jest uzależniony od tv] - a to nie jest sposób na wychowanie dziecka, no i koniec kombinowania z jedzeniem - okazało się że w przedszkolu je dużo lepiej niż w domu [on teraz ma 3,5 roku i waży 13 kg - więc nie przesadzam, mówiąc że to niejadek]
teraz marudzi, że nie chce do przedszkola, albo że chce weekend - ale to takie proforma, w przedszkolu czasem zapomni nawet dać mi buziaka i już jest na sali z dziećmi
z drugim będzie inaczej - po pierwsze roczny macierzyński, po drugie mam nadzieję rozkręcić swoją firmę i już nie wracać do starej, więc nie będę się z nim tak szybko rozstawać
firma przeniosła się o 50 km i to już mnie dobijalo od czerwca zeszłego roku - wychodziłam do pracy po 6 rano, wracałam po 17... zero kontaktu z dzieckiem i to był taki moment że poczułam że oboje dużo tracimy na tym, no ale starania o dziecko były w toku, a szkoda mi było pensji, zasiłku na L4 i zasiłku macierzyńskiego - teraz mamy sytuację finansową o tyle stabilną, że jeszcze ponad rok będą pieniązdze z zusu...
już nie mówiąc o tym, że on się budził ledwo ja drzwi zamknęłam, a Adam żeby trochę pospać dawał mu komórkę - no i teraz mamy wojnę, bo jak my zabraniamy mu gier na komórce, to sa awantury... oczywiście po awanturze okazuje się że można się bawić też zwykłymi zabawkami..
wolałabym chyba nie pracować, ale wtedy też pewnie mąż musiałby dużo więcej pracować, a tak ma dość elastyczny czas pracy i dość szybko jest w domu
no i poza tym moja ciąża - z Arturem wyglądała podobnie, bałam się i przeczuwałam powtórkę z rozrywki, dlatego nie zabrałam go z przedszkola gdy zaszłam w ciążę, teraz wiem, że nikogo nie obciążam opieką nad nim, on ma dobre warunki rozwoju a ja mogę spokojnie odpoczywać