Cześć,
nie mam czasu Was nadrobić, tyle się tego nazbierało.
Ostatnio się nie odzywałam, bo jakoś nie miałam weny:-(. Trochę się ostatnio u mnie działo i jakoś tak wyszło. Mąż myślał (a raczej był święcie przekonany), że jego dni w pracy są już policzone:-(.
Niestety ma takiego szefa, że można się po nim wszystkiego spodziewać.
Na szczęście okazało się, że sobie wszystko przemyślał na spokojnie i już jest ok;-). Tylko że kosztowało nas to dużo stresu, bo mój M niczym sobie na to nie zasłużył. Tak niestety jest jak ma się szefa wariata.
Dodam, że byśmy mieli sytuację beznadziejną, bo ja pracuję teoretycznie tylko do rozwiązania, bo umowę miałam do końca grudnia. Byłam "trochę" rozczarowana, że tak ze mną postąpili, bo zawsze miałam bardzo dobrą opinię, nigdy nie chodziłam na zwolnienia, starałam się być zawsze w porządku wobec firmy, a tu takie podziękowanie. No, ale cóż... życie jest czasem brutalne i trzeba się z tym pogodzić. Dobra, dosyć tego użalania...
Jestem po kolejnej wizycie u gina. Jak do tej pory wszystko jest w porządku. Badania wychodzą mi cały czas bardzo dobrze, więc nie mam powodów do niepokoju.
Byłam dzisiaj z Wiką u ortopedy. Czekałam w kolejce 2,5h i niestety nie udało mi się uniknąć tego czekania.
Ja jestem taka, że pomimo swoich "przywilejów" nie wejdę bez kolejki, chyba że mnie ktoś wpuści. Jedna osoba próbowała zareagować i zapytała, dlaczego ja czekam w kolejce, że powinnam wejść bez, a baba która koło mnie siedziała na to, że "przecież każdemu tutaj coś dolega, a mimo wszystko swoje musi odczekać", więc już dałam spokój. Masakra, co to się teraz dzieje. Pamiętam, że jeszcze, jak byłam dzieckiem, to kobiety w ciąży były zupełnie inaczej traktowane, a ja byłam w ciąży i jeszcze z dzieckiem.
Pan doktor też powiedział, że gdyby wiedział, że czekamy w kolejce, to by nas poprosił bez kolejki, ale niestety przez drzwi nie widać.
A teraz zmykam spać, bo padam ze zmęczenia...
Trzymajcie się
nie mam czasu Was nadrobić, tyle się tego nazbierało.
Ostatnio się nie odzywałam, bo jakoś nie miałam weny:-(. Trochę się ostatnio u mnie działo i jakoś tak wyszło. Mąż myślał (a raczej był święcie przekonany), że jego dni w pracy są już policzone:-(.
Niestety ma takiego szefa, że można się po nim wszystkiego spodziewać.
Na szczęście okazało się, że sobie wszystko przemyślał na spokojnie i już jest ok;-). Tylko że kosztowało nas to dużo stresu, bo mój M niczym sobie na to nie zasłużył. Tak niestety jest jak ma się szefa wariata.
Dodam, że byśmy mieli sytuację beznadziejną, bo ja pracuję teoretycznie tylko do rozwiązania, bo umowę miałam do końca grudnia. Byłam "trochę" rozczarowana, że tak ze mną postąpili, bo zawsze miałam bardzo dobrą opinię, nigdy nie chodziłam na zwolnienia, starałam się być zawsze w porządku wobec firmy, a tu takie podziękowanie. No, ale cóż... życie jest czasem brutalne i trzeba się z tym pogodzić. Dobra, dosyć tego użalania...
Jestem po kolejnej wizycie u gina. Jak do tej pory wszystko jest w porządku. Badania wychodzą mi cały czas bardzo dobrze, więc nie mam powodów do niepokoju.
Byłam dzisiaj z Wiką u ortopedy. Czekałam w kolejce 2,5h i niestety nie udało mi się uniknąć tego czekania.
Ja jestem taka, że pomimo swoich "przywilejów" nie wejdę bez kolejki, chyba że mnie ktoś wpuści. Jedna osoba próbowała zareagować i zapytała, dlaczego ja czekam w kolejce, że powinnam wejść bez, a baba która koło mnie siedziała na to, że "przecież każdemu tutaj coś dolega, a mimo wszystko swoje musi odczekać", więc już dałam spokój. Masakra, co to się teraz dzieje. Pamiętam, że jeszcze, jak byłam dzieckiem, to kobiety w ciąży były zupełnie inaczej traktowane, a ja byłam w ciąży i jeszcze z dzieckiem.
Pan doktor też powiedział, że gdyby wiedział, że czekamy w kolejce, to by nas poprosił bez kolejki, ale niestety przez drzwi nie widać.
A teraz zmykam spać, bo padam ze zmęczenia...
Trzymajcie się