Mrsmoon ale Natalka po obiadku który u nas to ok 130g robi sobie taką przerwę...
Trasiu u nas też nie ma takiego pojęcia jak karmienie na żądanie własciwie od samego poczatku. Kiedy Natka miała 3 miesiace mój M kupił mi stoper ktory ciągle jest w użyciu. Mierzę nim długość karmień (cycowych) i przerwy między posiłkami. Jeszcze do niedawna mala jadła w dzień co 2 góra 3 godziny, ale jak zaczęlyśmy wprowadzać inne pokarmy i zaczęło się zabkowanie to wszystko się porypało. Proponuję jej posiłki co 2-3 godziny ale Ona często stanowczo odmawia. Jak przystawiam ją do piersi to odwraca głowę i się złości, albo pociagnie kilka razy i się śmieje, podgryza i odmawia jedzenia, jak zamiast piersi proponuję coś innego to też potrafi zaciskać usta albo się po prostu rozpłakać. Przysięgam osiwieję z tym karmieniem
A co się tyczy Tayi to zaczęlo się właściwie na poczatku lipca. Karmiłam Natalię i usłyszałam Setha jak warczy. Wyszłam do przedpokoju i patrzę a Taya słania się na łapach. Dyszała potwornie, źrenice mocno powiekszone, łapy się jej rozjeżdżały, nie reagowała na mój głos i dotyk, aż w końcu padła. Trwało to jakieś 10 min i doszła do siebie. Myślałam, że umiera. Zadzwoniłam do weta. Kazało podac osłodzoną wodę i zrobic badania. Badania (krew, mocz, badanie usg, rtg) niczego nie wykazały. Miałam wrażenie, że szybciej zaczłęła się męczyć i źle znosić wysokie temperatury ale poza tym było ok. Byłam pewna, że już nie będzie chciala pracowac w zaprzęgu, ale pojechała na pierwszy trening i okazało się że ma ogromne chęci. Ona mało malamucia pod tym względem jest bo zawsze preferowała leżenie do góry brzuchem niż bieganie. W tym czasie zdarzyło jej się pare razy zesikać w domu. Marcin, który z nimi trenuje. Po kilku treningach stwierdził, że Taya przeżywa drugą młodość. Biega cudnie, nawet po kamieniach, czego nigdy nie lubiała. Mój M śmiał się, że faktycznie druga młodośc, bo w domu zaczela sikać... To sikanie stało się coraz częstsze i uciązliwe. Kiedy jesteśmy w domu sika najczesciej w dużym pokoju na dywan... Jak idę na spacer to po powrocie nie wiem co robić, czy rozbierać Natalię i siebie czy sprzątać kuchnię i przedpokój, które pływają... Nie muszę chyba mówić jak to wygląda - wnoszę gondolę z dzieckiem zmachana masakrycznie i slalomem do kucni postawić gondolę ne stó( bo tam sucho jest) ściagam buty i między szczochami z dzieckiem do pokoju... Pecherz i nerki są ok. Jak byłam u rodziców to też zlała się tam kilkukrotnie. Pilnowanie jej jest niewykonalne, więc we własnym domu jak w więzieniu - do Natalki do pokoju nie puszczam, co wykładzina dywanowa, podobnie z dużym pokojem. Jak tylko nie zamknę bramek to tam wchodzi i czesto sika:-( Na początku grudnia u rodziców znów miała taki atak. Tm znów od nowa badania (już w sumie poszło na te badania 1500zł!). I diagnoza albo guz albo padaczka... Tydzień temu kolejny atak. Jedyny sposób by ustalić co to, to rezonans. Są w Polsce 4 i na szczęście we Wrocławiu jest ale koszt to 800zł
Nie stać nas na to:-( Nie wyobrażamy sobie jednak, żeby tak to zostawić. Ona jest z nami prawie 8 lat, jest członkiem rodziny i musimy zawallczyć i jakoś jej pomóc, a przede wszystkim ustalić co jej jest. Czekam teraz na wizytę u neurologa, jesteśmy umówieni po 6 lutym. Zobaczymy co powie, ale wiem, że bez rezonansu się nie obejdzie. Czuję się trochę winna, bo wiem, że trochę te futra zniedbałam od kiedy jest Natalia. Staram się mieć dla nich czas ale jest go zdecydowanie mniej... To sikanie (a to duży pies i jak się zsika to konkretnie) wykańcza mnie. Szafa w przedpokoju i drzwi zaczynają nam puchnąć bo wciągają wilgoć... Boję się też żeby Seth jej czegoś nie zrobił jak zostaną same, a ona dostanie ataku, bo za każdym razem kiedy Ona słania się na łapach i w jego rozumieniu dziwnie się zachowuje to okropnie na nią warczy:-(
No to się wyżaliłam...