Lenuszka
Mamusia Gajusi
- Dołączył(a)
- 2 Grudzień 2009
- Postów
- 18 958
Witajcie,
bardzo przepraszam, że Wam się wcinam w wątek, ale zaglądam tu czasem ze względu na kajdusię by nie nękać jej denerwującymi sms-ami ;-)
Rzuciło mi sie w oczy, że zastanawiałyście się, czy szyjka może rozwierac sie bezbolesnie i czy można nie czuć skurczy. Mozna. Jestem tego przykładem. Jak byłam w pierwszej ciazy, to w 33 tygodniu trafiłam do szpitala z rozwarciem na 2 cm i skurczami których za nic nie czułam. Nie były silne ale bardzo regularne. Dopiero potem, leząc pod KTG jak sie wpatrywałam w zapis, to jak widziałam, ze wskazówka idzie do góry i bardzo sie w siebie wsłuchałam, to zaczełam kojarzyć leciutkie napinanie brzucha. Nie lepiej było przy porodzie ;-). Jeszcze o 12 w południe rozmawiałam z moją ciocią, ze nic, cisza absolutna i że do końca życia juz będe z brzuchem chodzic. Około 13 pisałam na forum, ze cisza a tu juz musiało sie nieźle wszystko kręcic. Około 15 odeszły mi wody i po 10 minutach złapał pierwszy porządny skurcz - powiem tyle - nie ma szans nie zorientować sie, ze to jest to ;-) Ja dotarlismy 15 minut później do szpitala (bo skurcze, to odczuwalne miałam od razu co 2,5 minuty) to miałam rozwarcie na 7 cm Czyli do 7 cm w ogóle nie zdawałam sobie sprawy, że rodzę A potem 2,5 godzinki i Piotrek był na świecie.
Jak rodziłam Tosię, to było jeszcze lepiej - od popołudnia napinał mi sie brzuch, to czułam juz wyraźnie, bo sie cały robił twardy i wtedy lekko mnie cos po krzyzu gmerało, tak jak na okres, ale słabiej. Więc co prawda skurcze były co 5 minut, ale ja, "doświadczona" wieloródka, (hehe), je olałam totalnie Wieczorem nawet miałam na izbe pojechać, ale mi się odechciało jak się umyłam. Zjadłam z mężem kolacje i poszłam spać O 1 w nocy obudziło mnie to, co poprzednio też mnie poderwało z łózka czyli swiadomość, ze odchodza mi wody. A potem pierwszy potężny skurcz. Wtedy wiedziałam, że nie mam na co czekać, był sprint do szpitala, tam bylismy o 1.20, w badaniu pełne rozwarcie i o 1.50 Tosia była na świecie
Jeszcze widzę, ze boicie się bólu. Kochane, ból bólowi nierówny, poród sam w sobie na pewno bardzo boli, ale po pierwsze jeden mniej (Piotrek u mnie rodził sie dłuzej ale spokojniej) drugi bardziej (u Tosi był ekspres, ale strasznie bolesny) ale prawda jest taka, że juz 3 minuty po urodzeniu Tosi wiedziałam, że na niej nie poprzestanę, chociaż w trakcie najgorszych bóli pomyślałam sobie, że nigdy, przenigdy więcej! ;-) Dzidziuś wynagradza kazdy trud, uwierzcie.
Zyczę Wam wiele cierpliwości, szybkich i jak najmniej bolesnych porodów i pieknych uniesień jakie przynosi macierzyństwo!
pozdrawiam serdecznie
O jak fajnie chociaz jedna osoba podniosła na duchu