reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

CZERWCÓWKOLAND ;)

Beatusku, nie wiedziałam o Twoich urodzinach ... :(

Życzę Ci dużo szczęścia płynącego przede wszystkim ze szczęścia rodzinnego, ale także i z wielu innych spełniających się skrytych marzeń i oczekiwań!!!

Widzę, że wątek wyjazdów na tapecie. Ja akurat jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że i ja i Mirek wyjazdów w ogóle nie bierzemy pod uwagę. Mirek miał już kilka propozycji pracy lepiej płatnej w różnych miastach a nawet zagranicą, ale konsekwentnie je odrzucamy. Nawet w pobliskich Katowicach...I to prawdę mówiąc On jest bardziej przeciwny niż ja. Ot tacy jesteśmy domatorzy. Cenimy sobie to, co mamy niezłe prace, wolny czas, który przy zmianie na lepszą, ale co za tym idzie i bardziej absorbującą pracę na pewno by się ograniczył. Dlatego Mondzi myślę o Was ciepło, żebyście podjęli taką decyzję, która dla całej Waszej rodziny będzie najlepsza.
Co do zagranicznych wyjazdów z małym dzieckiem, to mamy akurat takich znajomych. I sytuacja ich wygląda tak: Najpierw On wyjechał do Anglii, znalazł dobrze płatną pracę, legalną, ale wiadomo, że dużo poniżej jego klasyfikacji. Ona siedziała w Polsce z dzieckiem w tym czasie. Później Ona pojechała do Anglii z córeczką (2 latka). Męczyła się tam strasznie, bo też jest z gatunku tych mocno przywiązanych do rodziny i znajomych. Okazało się, że jak one tam są z córeczką, to strasznie dużo kosztuje ich utrzymanie i prawie nic nie odkładają, a po to przecież był ten wyjazd. Więc znowu wróciły i dzięki temu mam wspaniałą opiekunkę do Emilki, bo to właśnie Ona :) Ale sytuacja ciężka jest, no bo wiadomo, że małżeństwo na odległość to nic fajnego :(
Znam też przykłady osób, które wyjechały i dorobiły się nawet całkiem niezłych sumek, ale to akurat nie były rodziny z dziećmi

No i oczywiście tak jak napisałam, mamy takie poglądy jak mamy, bo podstawow potrzeby życiowe mamy zaspokojoe. Gdyby rzeczywiście brakowało nam na przysłowiowy chleb, to tak jak Paula pojechałabym na koniec świata, byle z moją rodziną...

Generalnie myślę, że to wszystko zależy od sytuacji i od charakterów danych osób...

Ufff no i pięknie się rozpisałam... wybaczcie ;)
 
reklama
Mondzi w Polsce żyje się bardzo ciężko,nie ma pieniędzy, nie ma perspektyw.
Ja jeśli chodzi o teraz, to za granicę pojechałabym aby się dorobić, a potem otworzyć własny interes w Polsce. Chciałabym by moje dzieci były Polakami, ale nie żyjącymi w beznadziei, patrzącymi jak rodzice tylko liczą pieniądze od pierwszego do pierwszego i zastanawiają się za co zapłacić rachunki.
Tylko, że moja sytuacja jest inna. Mój mąż uwielbia zmiany, kocha jeździć autem najlepiej jak największym.
Przez obecną pracę jest tak rozbity, że bardzo trudno nam się porozumieć, jest kłębkiem nerwów i w jego przypadku zmiany są potrzebne by nie oszalał.
Ale gdyby miał jeździć ciężarówką za granicą, a ja miałabym siedzieć w domu i zajmować się Szymkiem na emigracji to wolę siedzieć w domu i zajmować się Szymkiem w Polsce.
Tu jest mój problem, ja bym za nim wszędzie pojechała, ale to może nie mieć sensu skoro pisane nam widywać się raz na tydzień, dwa.

Aletko mnie to też przeraża. Tomek akurat pracę miałby od zaraz bo kierowców wszędzie potrzeba, ale ja- siedzenie w domu sama jak zawsze i opieka nad Szymkiem. Jakoś wolę chyba być sama we własnym kraju, niż sama na obczyźnie.
Dlatego nigdzie nie wyjadę.

Shirleyko i ja właśnie jestem taka, że chcę by mąż lubił to co robi, by spełnił się zawodowo, by praca dawała mu satysfakcję, nawet kosztem bycia słomianą wdową czego szczerze nienawidzę.

Mamomisi być może czeka mnie podobny życiowy scenariusz jak Twoją koleżankę...

 
PaulaC pisze:
.

Mamomisi być może czeka mnie podobny życiowy scenariusz jak Twoją koleżankę...

Paula No właśnie u nich sytuacja była taka, że to on chciał wyjechać, on chciał coś zmienić i on jest z tej zmiany bardzo zadowolny. Bardzo się dowartościował. Basia z Małą planują do niego dojechać chyba w lipcu. I rzeczywiście dzieci świetnie znoszą takie zmiany, Ich córeczka mając niewiele ponad 2 latka poszła do angielskiego przedszkola i odnalazła się w nim rewelacyjnie!!!
 
Mamomisi, też obawiam się tego, że mogłoby się okazać, że finansowo nie jest to gra warta świeczki. Nie wiem ile wyniosłoby nas utrzymanie się w Stolicy, ale sam koszt wynajęcia mieszkania, to jakieś 1000 zł. Sama nie wiem ile więcej pieniędzy byśmy mieli żyjąc tam, założenie jest takie, że ja bym nie pracowała, tylko zajmowała się Tymciem. A tutaj jak bym wróciła do pracy (najpóźniej w listopadzie), a Michała nie zwolnią, to całkiem nieźle by nam się żyło, nawet przy konieczności spłacania kredytu.

Paula, wiesz jakie mam zdanie na temat tego, że praca powinna sprawiać przyjemność. I raczej nie jestem z gatunku tych, które się poświęcą, same usychając.

Zrobiłam Tymkowi jogurt z tartym jabłkiem, gruszką i wiśniami, no i nie dałam mu całego, bo wyszło sporo. Zjadłam sobie to z dodatkiem kaszki ryżowej. No pychotka taka, że szok. Ale fajne rzeczy te nasze dzieci jedzą.
 
A tak wogóle, to szkoda, że ta praca nie jest np. w Zakopanym. Tam bym pojechała bez wahania, bez myślenia o tym, kto zostaje... No i te widoki napawające chęcią życia.

Kurcze, Michał się nic nie odzywa, a ja nie chcę smsów wysyłać, bo jak rozmawia z tym szefuniem, to nie ma co przeszkadzać. Ale ciekawa jestem bardzo co z tego wszystkiego wyniknie.

A wogóle to ja jestem walnięta, i to zdrowo. Wczoraj jak nie mogłam zasnąc, to rozważałam wszystko, nawet to, jak przewiziemy zamrożonego królika ::) Już pomijam, że cała kwestia przeprowadzki, od strony technicznej, mocno mnie przeraża. Łóżeczko, pralka, lodówka, normalnie nie wiem, jak to się wszytsko załatwia.

No i dostałam smsa od Michała :( Szef główny nie miał dla niego czasu :( Kazał mu rozmawiać z przełożonym bezpośrednim, czyli tym, który wczoraj Michała chwalił. No i cytuję: "Zaufaj mi - na Twoim miejscu bym się nie zastanawiał - tytaj dzieją się jaja pańskie". COż, nie ukrywam, że nie tego oczekiwałam :(
 
Aletko, zmienia i to o cały tysiak. Firma opłaca usługi medyczne dla całej rodziny, ale z tego, co wiem, to bez dentysty.
 
Mondzi wiem, że nie jesteś z tych co się poświęcą by mąż spełnił swoje marzenia, ale ja jestem, no i u nas sytuacja zupełnie inaczej wygląda. Tomek chce jeździć, ale nie całe życie.
No i jako sytuację przejściową jestem w stanie to zaakceptować i się poświęcić, ale jako model życia na stałe już nie.
Powiedzmy, że wybieram mniejsze zło. Lepiej mieć męża raz na tydzień, ale wesołego, pełnego energii i zapału do pomocy niż tylko do południa wiecznie ze sprawami firmowymi na głowie, ciągle się gdzieś spieszącego, mającego dzień wolnego w ciągu miesiąca. To trzeba by przeżyć i wiem, że ciężko to zrozumieć komuś kto nie jest na moim miejscu.
Teoretycznie jest jeszcze opcja zmiany pracy na pracę na miejscu, ale nie było jak dotąd oferty, która proponowałaby chociaż takie warunki finansowe jakie są teraz.
Z wynajmem mieszkania faktycznie chyba nie bardzo się to opłaca, ale musicie to wszystko przekalkulować.
 
Tak, będziemy liczyć... Dzwonił Michał i tej pracy chyba już niedługo miał nie będzie. "Ich dni są policzone". Jeszcze trzeba będzie przejrzeć krakowskie oferty pracy, bo ostatnio były dość ciekawe.
A mój biedny, chory synek prawie cały dzień śpi... A mamusia zamiast zająć się czymś konkretnym siedzi na internecie i kompletnie na niczym nie może się skupić.

Paula, przed Wami też ciągle ta decyzja "co dalej". I wiem, co to znaczy mąż zmęczony, myślący cały czas o firmie, zwyczajnie "wysiadający" psychicznie. Znamy tą przyjemność, i to bardzo dobrze. Dlatego bardzo ceniłam sobie Michała pracę, bo kończyła się o 16.30 (po pracy czasem telefony) i wypłata zawsze była na koncie. Teraz są takie dni, że MIchał wraca psychicznie wykończony stresem, jaki wszyscy przeżywają, patrząc na kolejne zwolnienia.

No i zapomniałam Wam napisać, że majówka, która miała być w Tymkowe urodziny, najpierw została przeniesiona na inny termin, bo w tym czasie w Krakowie ma być Papież, a po zmianie zarządu ma jej nie być wcale, bo to spory wydatek i firmy na niego nie stać.

 
Mondzi - wiem, że nie ma nadal śladu wiosny, ale błagam o trochę więcej optymizmu! Głowa do góry, jakoś się ułoży!   ;) ;) ;) ;) ;) ;) ;) ;) ;)

Co do migracji ludów jestem za. Mam rodzinę obieżyświatów w dobrym słowa tego znaczeniu i raczej wszyscy na tym nieźle wychodzą. Sama jestem w rodzinnej Łodzi, ale tylko dlatego że mąż ma tu teraz niezłe perspektywy. A muszę podkreślić - specjalnie dla Mondzi - że 6 lat temu, kiedy decydowaliśmy się na kredyt wcale tak nie było. Nawet rok temu nie przypuszczaliśmy, że sytuacja materialna może ulec zmianie w takim stopniu i zaczynaliśmy myśleć o wyjeździe. Uważam więc, że trzeba myśleć bardziej optymistycznie i oglądać Świat przez różowe okulary... :laugh:
 
reklama
Hej Mondzi - będzie dobrze, zobaczysz! Trudne chwile dla Was teraz nastały, ale jak już podejmiecie decyzję, to będzie łatwiej. Czasem takie przłomowe chwile są potrzebne w życiu, żeby coś zmienić. Ja też pewnie dalej tkwiłabym w mojej starej marazmowatej pracy i nie miała odwagi jej zmienić. a tak szef zadecydował za mnie nie przedłużając mi umowy po porodzie i jak się okazuje wyszło nam to na dobre ;) A co znaczy mąż zestresowany pracą to ja już dobrze wiem, bo też mieliśmy takie chwile jeszcze jak ja byłam na studiach a Mirek pracował w Krakowie (jeszcze przed ślubem) Też były zwolnienia i doskonale wiem jaka jest wtedy sytuacja, Mirek też w końcu został zwolniony, ale paradoksalnie po 9 miesiącach przyjął się do tej samej firmy. Potem ja podjełam decyzję o powrocie do Bielska i w tym samym czasie Mirek poprosił o przeniesienie do Bielska. Na początku była ich tu tylko trójka w oddziale ich firmy, teraz jest już 9 (m.in. mój brat :) I wszystko suuuper się poukładało. Nie ma tego wyścigu szczurów, co w Krakowie, nie ma szefa burczącego nad uchem, jest duży spokój a to teraz najbardziej sobie cenimy!!!

Uszy do góry, zobaczysz, że u Was też wszystko się pozytywnie ułoży !!!!
 
Do góry