Widzę, że jakaś lekka afera się rozpętała... Ale nie chce mi się w nią mieszać, ot tak, po prostu. Mam inne problemy i tak naprawdę to czy sikać do nocnika czy w pieluchę bynajmniej tym problemem nie jest. Zawsze wybieram WC
Co do tego jak reagujemy na zdanie innych, hm... Powiem szczerze, że ja patrzę na to z drugiej strony... Jeżeli piszę że po raz pierwszy wprowadziłam pokarmy z glutenen i akurat zaserwowałam mu od razu makaron, grysik, a w tym samym dniu rano dałam również premierowo jogurt, to oczekuję od Was "stuknij się w czachę, postępujesz nieostrożnie". Bo to nie jest kwestia różnicy zdań, matczynej intuicji, tylko pewnego ryzyka, jakie podjęłam trochę świadomie, trochę z braku innych możliwości. Uważam, że po to jesteśmy, żeby nie było takich sytuacji, że któraś z nas wsadzi dziecko w chodzik, co do szkodliwości którego nie ma wątpliwości, a my będziemy milczeć, bo to jej sprawa, w końcu to jej dziecko. I o wiele bardziej denerwuje mnie takie sztuczne dosładzanie sobie wzajemnie, niż wypowiadanie własnego zdania, choćby miało się to komuś nie spodobać.
A ja tak jak już pisałam, mam dzisiaj trochę inne problemy. Tymek ma słabe napięcie mięśniowe, o czym dowiedziałam się dzisiaj. Oczywiście szlak mnie trafił, bo do rehabilitantki chodzę od 6 miesięcy i zawsze wszystko było super. Skierowanie na ćwiczenia dała, żeby "mama się nie martwiła". Tak więc Tymek np. nieprawidłowo wstaje i mam mu to ograniczać. Ogólnie ma słabe mięśnie brzucha, i coby poznawać świat, oparł swoje podboje na rękach i nogach. Jeżeli wstaje, robi to siłą rąk, a powinien wstawać na tej samej zasadzie co my, czyli najpierw jedna nogaw klęku, a potem dołączenie drugiej. No i takie tam ble, ble, ble. No i wiem tyle, że dziś już nie czekałabym spokojnie, aż moje dziecko usiądzie, licząc na to, że każdy ma swój czas. Pytałam pediatrów (2), chodziłam do rehabilitantki i nikt nie zauważył. A ta kobieta popatrzyła tylko na zwinięte paluszki Tymcia u stóp i wiedziała o co chodzi. I dopiero dziś zrozumiałam, o co chodziło
Pauli, jak pisała, że po co ma chodzić na ćwiczenia, jak nic się nie dzieje, a Szymek cały czas płacze. Tymek przez pół godziny krzyczał, próbując uciec tej kobiecie do mnie ilekroć położyła go na brzuchu. No przeżycie nieprawdopodobne, tym bardziej że TYmek nigdy nie płakał u żadnych lekarzy, więc to był nasz pierwszy raz, szkoda że od razu trwało to tak długo. Za tydzień "powtórka z rozrywki", chetnie wysłałabym tatusia, ale szkoda mi trochę jego urlopu.
A Tymek zasnął o 18.45, znów miała to być połgodzinna drzemka, no i śpi. Znów trzeba go obudzić.
Lila, dzień się kończy. Jutro będzie lepiej...