OK, przepraszam, że nie zauważyłam wcześniej :-[ już piszę, co wiem
W sprawie zakładania: boli bardzo, jeśli się nie rodziło dziecka i ma się beznadziejną lekarkę
Pierwszą spiralę miałam zakładaną trzy lata temu i wtedy musiałam brać znieczulenie miejscowe. Ale teraz, trzy miesiące po porodzie, zakładał mi ją mój fantastyczny Pan Doktor i powiem Ci, że naprawdę poczułam tylko leciutkie ukłucie - tak, jakby mi wstrzykiwał znieczulenie, i tyle. Obfite @ miałam zawsze i spirala ich praktycznie nie zmieniła, za wyjątkiem tego, że nie wolno przy niej używać tamponów. Infekcji trzeba unikać, ale to się głównie tyczy kobiet często zmieniających partnerów - dla tych spirala się nie nadaje, bo to dodatkowe podrażnienia, które sprzyjają infekcjom. No i baseny pewnie też nie działają dobrze, ale na mnie na przykład zawsze działały zabójczo (jak powiedział mój Doktor - ginekolodzy powinni sami sponsorować baseny, bo inaczej zabrakłoby im pracy
). Ale przy normalnym życiu, współżyciu
i kontrolach u gina co pół roku raczej nie trzeba się tego obawiać. Spirali w środku oczywiście nie czuć, wystaje tylko króciutka żyłka, która nie powinna przeszkadzać mężczyźnie, a jeśli przeszkadza, to się ją przycina
W sprawie powikłań: no cóż, powikłania to - jak sama nazwa wskazuje - działania niepożądane, czyli nieprawidłowości, które nie zdarzają się często. I znów - przy kontrolach u lekarza w zasadzie nie ma prawa się nic stać groźnego. Warto pamiętać, że nawet jesli zajdzie się w ciążę (co jest bardzo mało prawdopodobne, i to jedna z wielkich zalet spirali), to da się wyjąć wkładkę bez szkody dla płodu, co obrazuje, że tak naprawdę nie jest to jakiś straszny twór, który tam w środku masakruje kobietę
Podobnie przy innych powikłaniach, w ogromnej większości szkody są odwracalne. Ryzyko jest więc jak dla mnie akceptowalne.
Nie mogę też pominąć powszechnie panującego mitu o spiralach wrastających w płód - jest to fizycznie niemożliwe i nie należy do powikłań od wkładki
(na życzenie służę uzasadnieniem
)
No i w końcu sprawa moralności - to już kwestia osobista. Koronnym argumentem zwolenników wkładek jest to, że zapłodniona komórka nie dociera nawet do macicy, więc można to traktować tak jak naturalne samoistne poronienie, takie które zdarza się i tak w bodajże 20% procentach wypadków. Ale ja wiem, że dla niektórych nawet taki rodzaj ingerencji jest nie do przyjęcia. Dla mnie był, ale to kwestia przekonania, a nie argumentów.
Mam nadzieję, że Ci pomogłam. Rozpisałam się przeokropnie, ale to dlatego, że jestem wielką zwolenniczką spirali, a z moich obserwacji wynika, że bardzo mała jest wiedza na jej temat wśród kobiet i kiedy ktoś mnie pyta, to mam poczucie misji, za co przepraszam
Gdybyś miała jeszcze jakieś pytania, to wal, bo ja miałam trzy spirale i przestudiowałam wszystkie możliwe ulotki, materiały oraz wypytałam mnóstwo lekarzy