Co do tempa rozwoju dzieci, to wiadomo, że chciałoby się, by wszelkie postępy były "na czasie", a że granice są dość płynne, to na szczęście i takie leniuszki, jak Tymoteusz, mają szansę się w nich zmieścić. Ja się pocieszam tym, że postępy przychodzą szybko - nagle pupa jest w górze, a za chwilę pojawia się "raczek".
No a w Sylwestra my będziemy w domku z Chrzestnym Tymcia, jego żoną i czteromiesięcznym Synkiem, no i oczywiście z Tymkiem. Ja jakoś tak nie umiem bez niego, a i możliwości mam niewielkie.
No i ładny chłopczyk w krawacie był na którejś z ostatnich stron, bardzo ładny.
A teraz idę lulu. Może już dzisiaj będzie normalna noc.
No i jeszcze Wam napiszę, że moja pediatra odchodzi z przychodni i jest totalna bryndza, bo ona jest jedyną godną uwagi lekarką dla dzieci. Strasznie mnie to dobiło... Tym bardziej, że na prywatne wizyty raczej kasy nie będzie
No i dalej nie wiem, co mam robić z pracą. I coraz bardziej nie chcę, by Tymek był z moją mamą. Ona mu wszystko daje - chleb, mandarynki, sernika, a ja cuduję. No i ja miałam miesięc jak jadłam truskawki, to dlaczego Tymek ma nie jeść. No i co ja mam robić? Wogóle ostatnio moja mama jakąś fazę złapała. Jak Tymek płacze, to woła na korytarzu, jak długo jeszcze będzie płakał, a potem jakieś teksty, że przepuklinę będzie miał i będę z nim po szpitalach jeździć. Jeść mu nie daję tego, co dobre - jak spróbowała maliny, któych Tymek nie dojadł, to one takie kwaśne, a ja mu nie posłodzę. Porażka kompletna. Idę spać, bo jakieś doły mnie łapią, a przecież mam tyle powodów do szczęścia. Tylko tak sobie uświadamiam, żę masę kasy włożyliśmy w ten remont, a i tak nie ma spokoju. A jutro mam wizytę kapłana...
Śpijcie spokojnie!