reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Czekając na poronienie...

Szyszuniaa (*) dla Twojego Aniołka. Przed Tobą trudne chwile. Ja również miała ciążę obumarłą, przez ok 9 dni nie wiedziałam, że moje dziecko nie żyje, gdyż nie miałam żadnych objawów. W szpitalu dostałam tabletki na wywołanie poronienia, później miałam zabieg w narkozie. Potem brałam jeszcze przez kilka dni antybiotyk. Też byłam podziębiona gdy mnie przyjmowali do szpitala i miałam stan podgorączkowy. Zapraszam Cię na forum ciąża po poronieniu, tam są wspaniałe kobiety, można uzyskać dużo wsparcia.
 
reklama
Właściwie to czekamy na rozpoczęcie poronienia. Na usg nie ma zarodka, jest pęcherzyk żółtkowy, ale zarodka brak. Jajo płodowe zmniejszyło się od zeszłego tygodnia, pęcherzyk żółtkowy też. W endometrium widać zmianę jego ciągłości co zapowiada rychłe odklejenie się kosmówki. Ciąża jest jeszcze młodsza niz tydzień temu. Lekarz potraktował mnie bardzo dobrze, spokojnie wszystko wyjaśnił, zlecił na jutro betę i kazał przyjść z wynikiem, zrobi jeszcze usg. Powiedział, że wiele już widział i wszystko jeszcze może być ale on uważa, że ciąż obumarła i muszę się liczyć z tym, że zacznę plamić lub mocno krwawić. Powiedział, że jeśli zacznie plamić możemy jechać do swojego, dalszego, szpitala, a jeśli będzie mocne krwawienie mamy wezwać pogotowie i jechać do najbliższego. Czekam jeszcze na jutrzejsze badanie.
Przyjęłam to spokojnie, rzeczowo rozmawiałam z ginem o tym czego mogę się spodziewać. Z resztą od razu gdy tylko postawił głowicę usg n moim brzuchu i otworzyła się przestrzeń na ekranie, widziałam, że jest pusta.
Cóż, natura pewnie wie co robi...tak też powiedział mi gin.
Ile można czekać na rozwiązanie tej sytuacji?

 
Samaola, bardzo mi przykro. Podejrzewam, ze to kwestia kilku dni, moze tygodnia. W tym wszystkim jedyne pocieszenie, ze na tym etapie prawdopodobniemacica sobie poradzi i nie trzeba bedzie robic zadnego zabiegu. Jak sie czujesz?
 
Mocno to wszystko racjonalizuję...jednak są momenty gdy mam gulę w gardle i wzruszam się. Bardzo pragnęłam tej ciąży...boję się samego aktu poronienia, najbardziej możliwych zabiegów medycznych(mam bardzo złe doświadczenia z łyżeczkowaniem, 2 lata temu o mało nie umarłam po powikłanym łyżeczkowaniu).
Jeśli przytrafiła mi się utrata ciąży, chciałbym by poronienie przeszło jak najbardziej naturalnie, jeśli w ogóle można tak powiedzieć.
 
Na zachodzie podobno jest tendencja do niespieszenia się z zaleceniem łyżeczkowania, zabieg to rzadkość. Na tym etapie nie wydaje mi się, żeby był potrzebny. Podejrzewam i przeczuwam, że u mnie też nie byłby potrzebny, tylko nikt nie chciał nawet spróbować dać mi szansę. Lekarz zobaczył mnie tuż po poronieniu, jeszcze miałam skurcze, jeszcze macica różne tkanki wydalała, stwierdził, że niewiele zostało i posłał na łyżeczkowanie. Nie rozumiem. Skoro niewiele zostało, czemu nie można było spróbować naturalnie. Trochę mam żal. Ciągle się denerwuję, czy na pewno wszystko się goi jak należy. Wczoraj byłam na kontroli, zadowolona, że wreszcie nie plamię (ogromna ulga, plamiłam lub krwawiłam w sumie już od ponad miesiąca, ile można..), to się okazało, że jeszcze plamienie wróci, bo w macicy widać płyn. Ech...

Czy mogę spytać, jakie miałaś komplikacje po łyżeczkowaniu?

Samego poronienia wczesnej ciąży nie ma się co bać. Dziewczyny mówią, że boli, jak na okres. Szczególnie właśnie takie bardzo wczesne. Ja poroniłam w 9 tygodniu w/g OM (ciąża obumarła ok. 3 dni wcześniej) i bolało. Nie wiem, czy jak na okres, bo mam raczej mało bolesne miesiączki, a jeśli inne kobiety mają takie, to współczuję, ale mimo, iż mam ogólnie bardzo niski próg bólu a wspomnienie na świeżo, nie jest to aż tak straszne. A z łyżeczkowaniem na takim etapie mam nadzieję, że nawet u nas nie będą się spieszyć. Tym bardziej, że to chyba i dla psychiki łatwiejsze, świadomość, że coś się stało samo, naturalnie.
 
Dwa lata temu miałam powikłane wyciąganie wkładki domacicznej(jej założenie tuż po porodzie było jednym z największych błędów mojego życia). Podczas zabiegu pękła szyjka, była szyta. Gdy po trzech dniach wyszłam dodomu dostałam wielekigo krwotoku, pogotowie do szpitala, tam rozkładali rece, straszyli usuwaniem macicy. Wróciłam do domu bo krwotok ustał. Nie wykryli przyczyny, dwa tygodnie później drugi, większy krwotok,znów szpital, znów brak diagnozy. Mąż sam przewiózł mnie do szpitala w którym robiono pierwszy zabieg. Tam był trzeci największy krwotok, dostałam wielką transfuzję(70%obcej krwi) dzięki niej żyję. Okazało się, że w miejscy pęknięcia w szyjce zrobił się duży tętniak,który pękał i powodował krwotoki. Mam w kanale szyjki dużą bliznę po szyciu. Nie dal się wyłyżeczkować!
 
Wspolczuje, tez bym miala opory. Nie, zebym i tak ich nie miala, ale jak czlowiek skolowany, zalamany a tu strasza, ze moze byc krwotok, i slyszy to rodzina, ktora usilnie namaiwa, przerazona, to czlowiek sie robi mniej asertywny.
 
Witajcie dziewczyny,
Ja wlasciwie tez sie czuje tak jakbym czekala na poronienie. Kilkanascie dni temu mialam dziwne objawy, tydzien temu test ciazowy wyszedl na dwie kreski. Przerazilo mnie to straszliwie, bo...mialam zalozona spirale. Oczywiscie bardzo chcialam i chce tego dziecka, i tak chcielismy usunac wkladke i zaczac sie starac po wakacjach. Strasznie sie jednak boje tego, ze ryzyko poronienia jest duze. Pierwsze usg mialam w zeszlym tygodniu - widac bylo obnizona spirale ale pecherzyka nie (to byl dopiero 4 tydzien, moze poczatek piatego). Wczoraj poszlam do swietnej pani ginekolog i pecherzyk jest juz widac, spirala bardzo obnizona (prawie cala w szyjce). Poniewaz pecherzyk umiejscowil sie bardzo daleko od niej zdecydowalysmy wspolnie o usunieciu. I od tamtej pory czekam, biegam do lazienki, sprawdzam czy juz jest krew czy nie :( Stres ogromny. Poki co krwawienia nie ma - przestal mnie tez pobolewac brzuch (moze pobolewal przez spirale w szyjce). Dalej mam "objawy ciazowe" - bola mnie piersi, sa ogromne. Jestem taaaakaa spiaaaca, ze chodze do lozka o 21:30. Biore duphaston, liczac, ze moze cos pomoze. Nie wiem w jakim czasie powinno wystapic krwawienie, chyba uznam, ze ma szanse byc ok dopiero jak zobacze, ze serducho bije. Poki co staram sie nie dopuszczac mysli, ze moze byc dobrze, bo boje sie rozczarowania za kilka dni :/ Sa wsrod Was moze dziewczyny, ktore zaszly pomimo stosowania spirali?

Martwi mnie tez inna kwestia, co gdybym zaczela krwawic? Czy powinnam jechac do szpitala? Czy po prostu zglosic sie do lekarza w najblizszym czasie? Okropnie boje sie o moja fasole i o to co z nami bedzie...W poprzedniej ciazy nawet nie przyszlo mi do glowy, ze cos moze byc nie tak. Zaszlam, ponosilam cala szczesliwa i urodzilam...A teraz od poczatku wielki stres :(
 
Witam dziewczyny,
jestem tu nowa, mam identyczną sytuację i nie daję już rady psychicznie. Według OM jestem w 9t2d, od samego poczatku mój gin nie byl zadowolony z rozwoju ciązy. Cały czas była za mała o co najmniej dwa tygodnie. Beta malo przyrosła w 6tc z 26000 na 27000. W ostatni piątek nie dał mi już zadnej szansy, nie stwierdził tetna, zarodek był wielkości 6t2d i wysłał mnie na zabieg do szpitala. Najlepiej jak pani pojedzie jeszcze dzisiaj. Pojechałam z ciązkim sercem na zelazną, gdyż tam rodziłam pierwszą córcię. Na izbie przyjęć same kobiety w zaawansowanej ciązy a ja przygryzam usta do krwi zeby sie nie rozpaść. Do gabinetu wzieła mnie młoda lekarka, trzymała mnie z godzine, w trakcie usg mówi do mnie proszę panią, ale ja bym sie tak nie spieszyła z tym zabiegiem. Serduszko bije prosze posłuchac. Bije za wolno, ale bije. Było 77u/min. Ja zaczełam sie trząść dosłownie i nie mogła kontynuowac badania. Zawołała drugą lekarke i ta potwierdziła ze bije,ale słabo. To był pierwszy raz jak słyszałam bicie serca mojego dziecka. Zaraz potem odesłała mnie do domu z przykazaniem kontrolnej wizyty za tydzien u mojego gina. Ja juz nie wiedzialam czy smiac sie czy plakac, ja juz pochowałam nadzieje, a tu taka informacja. W niedziele w nocy dostałam plamienia i bólów jak na okres, wiec pojechałam na izbe zeby zobaczyc co sie dzieje. Tam inny lekarz, zrobil usg i nie stwierdził tetna ani wzrostu zarodka. Powiedzial ze nie moze mnie wyslać na zabieg bo lekarka dwa dni wczesniej widziala tetno. Ja sie spodziewalam ze tetno bedzie ale szybsze i ze dzidzia urosnie chociaz o milimetr. Czy to oznacza ze tamta lekarka sie pomylił i ze moja ciąza obumarła tak jak upiera sie mói gin???? błagam doradzcie cos, bo juz psychika mi tak siada, ze nie moge normalnie funkcjonowac.
 
reklama
Witaj sabena. Bardzo mi przykro z powodu tego co przeżywasz. Wiem co czujesz, moja druga ciąża też obumarła.. Jedyne co możesz zrobić to czekać.. Wątpię czy tamta lekarka się pomyliła skoro sama słyszałaś bicie serduszka swojego dziecka, raczej pomylił się Twój gin, może miał słabszy sprzęt.. A co Ci zalecili w szpitalu? I czy robili Ci usg na tym samym sprzęcie co wcześniej robiła ta lekarka? Na Twoim miejscu zasięgnęłabym jeszcze porady innego gina, bo z ciążą to nigdy nic nie wiadomo, różne sytuacje się zdarzają, jeśli potwierdzi się, że nie ma tętna to pewnie lekarz skieruje Cię do szpitala..
 
Do góry