reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

ciężaróweczki po in vitro

A mi łatwiej byłoby podjąć decyzję o zniszczeniu niż oddaniu do adopcji. Przede wszystkim z powodów, o których wspomniała Ropuszka (tu mam identyczne zdanie i obawy).
Poza tym świat jest mały i nie chciałabym aby moje dzieci (wychowane przeze mnie) spotkały się w intymnej relacji ze swoim genetycznym rodzeństwem...
Kolejna sprawa....A co jeśli dziecko z AZ poważnie zachoruje? Jako jego opiekun (rodzic) stanęłabym na głowie, żeby odnaleźć biologiczna rodzinę bo może mogliby pomóc (myślę np o przeszczepie szpiku itd...)
Dylematów i scenariuszy jest tyle, ile ludzkich historii i wyobraźnia nie powinna nas ograniczać w tym zakresie.
Z drugiej strony znam kilka przypadków, gdzie rodzice po AZ kochaja swoje dzieci ponad wszystko i wiem, że nigdy ich nie skrzywdza.
Mój mąż ma odmienne zdanie, żyjemy w zawieszeniu...
A wyobraź sobie teraz, że nie możecie mieć biologicznych dzieci i wszystkie kobiety mają takie podejście, że nie oddadzą swoich zarodków i koniec kropka.. Trzeba patrzeć na dwie strony medalu..
 
reklama
A mi łatwiej byłoby podjąć decyzję o zniszczeniu niż oddaniu do adopcji. Przede wszystkim z powodów, o których wspomniała Ropuszka (tu mam identyczne zdanie i obawy).
Poza tym świat jest mały i nie chciałabym aby moje dzieci (wychowane przeze mnie) spotkały się w intymnej relacji ze swoim genetycznym rodzeństwem...
Kolejna sprawa....A co jeśli dziecko z AZ poważnie zachoruje? Jako jego opiekun (rodzic) stanęłabym na głowie, żeby odnaleźć biologiczna rodzinę bo może mogliby pomóc (myślę np o przeszczepie szpiku itd...)
Dylematów i scenariuszy jest tyle, ile ludzkich historii i wyobraźnia nie powinna nas ograniczać w tym zakresie.
Z drugiej strony znam kilka przypadków, gdzie rodzice po AZ kochaja swoje dzieci ponad wszystko i wiem, że nigdy ich nie skrzywdza.
Mój mąż ma odmienne zdanie, żyjemy w zawieszeniu...
Spoko, mi tylko ciezko pojac, ze ktos.moglby zgodzic sie na zniszczenie zarodka w zgodzie ze swoim sumieniem, a to samo sumienie nie dopuszcza opcji oddania do adopcji.
I nie oceniam, bo to sa okropne wybory i zaden nie jest dobry. Po prostu dla mnie opcja zniszczenia nie wchodzi w gre, a adopcja zawsze wydawala mi sie dla kogos szansa. To moglam byc ja, ja moglabym pptrzebowac zarodek zeby byc matka i chce wierzyc, ze znalazlby sie ktos to by mi pomogl takie marzenie spelnic.
Jednak adopcja narodzonego dziecka i noszenie go 9 miesiecy ppd sercem to nie to samo. Nie wierze, ze rodzice adoptujacy taki zarodek mieliby problem z pokochaniem dziecka.
 
A mi łatwiej byłoby podjąć decyzję o zniszczeniu niż oddaniu do adopcji. Przede wszystkim z powodów, o których wspomniała Ropuszka (tu mam identyczne zdanie i obawy).
Poza tym świat jest mały i nie chciałabym aby moje dzieci (wychowane przeze mnie) spotkały się w intymnej relacji ze swoim genetycznym rodzeństwem...
Kolejna sprawa....A co jeśli dziecko z AZ poważnie zachoruje? Jako jego opiekun (rodzic) stanęłabym na głowie, żeby odnaleźć biologiczna rodzinę bo może mogliby pomóc (myślę np o przeszczepie szpiku itd...)
Dylematów i scenariuszy jest tyle, ile ludzkich historii i wyobraźnia nie powinna nas ograniczać w tym zakresie.
Z drugiej strony znam kilka przypadków, gdzie rodzice po AZ kochaja swoje dzieci ponad wszystko i wiem, że nigdy ich nie skrzywdza.
Mój mąż ma odmienne zdanie, żyjemy w zawieszeniu...
O tym nie pomyślałam. [emoji22] Boże jakie to trudne.

A nie chcecie wrócić po swoje mrozaczki? Pamiętam Ciebie doskonale. [emoji8] Mam nadzieję że u was i dzieci wszystko ok!
 
Prawda jest taka że ile nas tutaj tyle przypadków medycznych i tyle opinii . Nie bądźmy sobie wilkiem tylko doceniajmy tą naszą inność bo dzięki niej możemy być Matkami które kochają swoje dzieci i nie są w stanie dzielić się częścią siebie ale mamy tez takie Matki za które dziękuje i cenie sobie bardzo co potrafią oddać drugiej kobiecie cześć siebie i dać jej upragnione macierzyństwo. Ta nasza inność i odmienność w zdaniach naprawdę jest dobra bo każdy człowiek powinien mieć prawo do własnych decyzji i uwierzcie żyjąc w tym kraju gdzie władze chcą nam tego zakazać nie powinnyśmy się ocenić i mówić sobie ze kogoś nie rozumiemy . Akceptuje zazdrość o zarodki , akceptuje oddawanie zarodków i akceptuje utylizacje bo każdy przypadek jest inny i generuje inna potrzebę . Każdej los pisze jakiś scenariusz i znam cudowne dzieciaczki z dawstwa i ich cudownych rodziców i przy pierwszej procedurze bez zastanowienia oddałam 10 jajeczek . Przed kolejna procedura mówiłam ze oddam zarodki lecz gdy na świat przyszła Sara zaczęłam mieć wątpliwości a teraz gdy jest Blanka utwierdziłam się w tym fakcie ze nie byłabym wstanie dać życia tym zarodkom nie wychowując je osobiście . Co do utylizacji zarodków to jest to kolejny temat różnych poglądów które tez szanuje - dla mnie życie zaczyna się gdy zaczyna bić serce dla innych jest to już na etapie zarodka a dla innych plemnika w prezerwatywie . Nie neguje i nie oceniam tez tych poglądów ale wiem ze w moim przekonaniu nie zabijam i będę potrafiła z tym żyć. Uwierzcie ze mam w sobie bardzo duży współczynnik empatii i byłabym wstanie oddać obcemu człowiekowi nerkę czy szpik ale nie własne dziecko . Szanujmy się i swoje poglądy bo jak nie my to kto ?! Dla chętnych polecam książkę „Nie przeproszę że urodziłam „ jest tam właśnie masę różnorodnych przypadków .
 
Tqk czytam i wnioskuje, ze dla wiekszosci z Was latwiejszym wyborem byloby zniszczenie zarodkow niz oddanie ich do adopcji. I ciezko mi w to uwierzyc.
W Hiszpanii teoretycznie mozna zniszczyc, ale procedura jest skomplikowana.
Po takiej walce jaka przeszlysmy, ciezko myslec, ze latwiej oswoic sie z mysla, o zniszczeniu zarodka niz z tym, ze ktos mogloby to nasze potencjalne dziecko wychowac...
Zgadzan się z Tobą gdyż tez bylam kiedys w tym punkcie kiedy dr sugerowal adopche zarodka, ew komorki jajowej. Czy kochalabym dziecko z az? Tak samo jak moje! A uwazam ze ludzie którzy do in vitro podchodza to jednak w głowie poukładane maja i szczerze bylabym szczęśliwa gdybym mogla pomoc komuś w tej ciężkiej i nierównej walce
 
Ja nie wyobrażam sobie oddania zarodka. Nie wiem do kogo trafi moje dziecko, czy mu będzie dobrze. Wychowanie to ciężki trud. Czy każda para poradzi sobie z tym, że to nie ich geny? Sporo kobiet tak, ale czy też mężczyzn? Obserwuje, że kobiety często muszą przekonywać swoich mężów do AZ.
Nie ma dobrego, jednego rozwiązania problemu nadliczbowych zarodków. Każda para samodzielnie musi podjąć decyzję.
 
Jutro zaczynam dokładnie 20 tc i zastanawiam się czy jeśli za 1.5 tygodnia zrobię (21t 3dni)badanie polowkowe będzie ok?na skierowaniu mam żeby zrobić 23 stycznia i w sumie nie wiem
 
A wyobraź sobie teraz, że nie możecie mieć biologicznych dzieci i wszystkie kobiety mają takie podejście, że nie oddadzą swoich zarodków i koniec kropka.. Trzeba patrzeć na dwie strony medalu..
Rozwazalam to. Taki jest tez argument mojego męża....I gdyby regulacje prawne były odmienne...A może potrzebuje więcej czasu, że dojrzeć do pewnych decyzji....nie mam pojęcia.
 
O tym nie pomyślałam. [emoji22] Boże jakie to trudne.

A nie chcecie wrócić po swoje mrozaczki? Pamiętam Ciebie doskonale. [emoji8] Mam nadzieję że u was i dzieci wszystko ok!
Nie wiem, z jednej strony bardzo bym chciała. Z drugiej zaś, sytuacja na rynku pracy jest tak paskudna, że muszę się najpierw ustabilizować finansowo. Po porodzie nie wyobrażam sobie pracować do 18 a w domu b6c pół godziny przed zaśnięciem dzieci, nie chce być weekendowa matka
To doprowadziło do konieczności zmiany profilu zawodowego, spadku wynagrodzenia o połowę i mniejszych możliwości zatrudnienia ogólnie. Mam 31 lat, daje sobie jeszcze trochę czasu na myślenie, na razie placilam kolejny rok mrozenia.
U nas ogólnie ok, dzieci chodzą do żłobka to i trochę chorują. Całe święta spędziłam z Piotrusiem w szpitalu...Ola tez była chora ale lepiej to zniosla i nie było konieczności hospitalizacji.
A co u Ciebie?
 
reklama
Nie wiem, z jednej strony bardzo bym chciała. Z drugiej zaś, sytuacja na rynku pracy jest tak paskudna, że muszę się najpierw ustabilizować finansowo. Po porodzie nie wyobrażam sobie pracować do 18 a w domu b6c pół godziny przed zaśnięciem dzieci, nie chce być weekendowa matka
To doprowadziło do konieczności zmiany profilu zawodowego, spadku wynagrodzenia o połowę i mniejszych możliwości zatrudnienia ogólnie. Mam 31 lat, daje sobie jeszcze trochę czasu na myślenie, na razie placilam kolejny rok mrozenia.
U nas ogólnie ok, dzieci chodzą do żłobka to i trochę chorują. Całe święta spędziłam z Piotrusiem w szpitalu...Ola tez była chora ale lepiej to zniosla i nie było konieczności hospitalizacji.
A co u Ciebie?
Oh, współczuję chorób [emoji30] Kochana to ja w nowym roku życzę wam zdrówka! Rozumiem Twoje podejście, ja mam to szczęście, że mogę jak na razie poświęcić się w pełni dzieciom. Czuje, że się spełniam [emoji3531] kocham nad życie, dziękuję za moje chłopaki każdego dnia. Starszy daje czadu! Mamy bunt dwulatka i testuje granice [emoji85]

Bardzo chętnie wróciłbym po każdego mrozaczka, ale niestety cesarskie cięcia na to nie pozwolą. Liczę na to, że jakimś trafem blizna będzie tak ładna, że może czwarty transfer będzie możliwy, bo możecie mnie tu wyzywać od narcyza, ale nie potrafię oddać zarodka = dziecka. Tekst typu, że któraś kobieta nie może mieć własnych i kobiety jak ja tego jej zabierają... Do mnie nie przemawia. Nie każdy jest dobrym samarytaninem. Jeśli ktoś potrafi żyć ze świadomością, że gdzieś na świecie jest jego dziecko, które nigdy nie zobaczy to super, ale to nie dla mnie.
 
Do góry