mummy2
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 28 Kwiecień 2012
- Postów
- 240
no to pojechalam wczoraj do szpitala, najpierw oczywiscie zadzwonilam, babeczka stwierdzila ze skoro to juz prawie 3 tygodnie to lepiej zeby na mnie spojrzeli. Ucieszylam sie, ze wreszcie moze ktos mnie zbada. Pojechalam zatem ok 19.30. Czekalam do prawie 21 na zwolnienie lozka zeby mogli mnie polozyc. Okazalo sie ze drugi szpital w miescie jest zamkniety i babeczki sa przekierowywane 'do nas'. Polozna zbadala mi cisnienie, spisala moje opwiesci, zsprawdzila bicie serca dziecka, po czym stwierdzila ze zaraz przyjdzie doktor zeby mnie sprawdzic. Alleluja! - pomyslalam. Czekalam na lekarke do 22.50. Myslalam ze tam padne, wokol te jeczace kobitki ktore juz do porodu byly i czekaly na przenisienie na porodowke. Moj M wkurzony na maksa bo zmeczony po pracy, no i dzis tez wczesnie wstawal. Przyszla wreszcie lekarka, spisala ponownie moja opowiesc na temat plamien. Pocieszyla ze to oczywiscie nic takiego i wziela wziernik. POmyslalam - oho, chyba badanie ginekologiczne. W zasadzie to nie jestem pewna czy ta leakrka to w ogole ginekolog byl czy ogolna, tu mozna sie wszytskeigo spodziewac. Pobrala wymaz tak jak na cytologie, zeby sprawdzic czy infekcji nie ma, powiedziala ze krwi nie widzi i ze to wszytsko co oni moga zrobic. A ze mam usg juz za 2 tygodnie to moge poczekac. Myslalam ze tam ich pozabijam. Moj M stwierdzil ze wiecej ze mna tak nie pojedzie bo to i tak nie ma sensu. Zastanawiam sie teraz czy jakbym dostala od GP skierowanie do gina do szpitala, to wygladaloby to inaczej...moze faktycznie poczekac juz do tego scanu. Takie wizyty jeszcze bardziej szarpia moje nerwy.