A mierzenie szyjki ma sens?
Przepraszam, Was wszystkie. Zwłaszcza te w trakcie lub świeżo po poronieniu. Nie chcę swoją osobą zajmować całego forum. Nie jest to moim celem. W kwestii wyjaśnienia i mojej histerii usprawiedliwić się mogę tylko tym że chodziłam do psychologa w związku z depresją po poprzedniej ciąży. Z pierwszym dzieckiem I trymestr był normalny. Pracowałam po 12 godzin w restauracji. A później świat zawalił mi się w połowie czerwca na badaniu połówkowym kiedy Pani stwierdziła problemy. Później były szpitale, amniopunkcja, szpital, genetyk, informacje o przebiegu i procesie aborcyjnymi, szpitale, z dzieckiem ok, mój stan się pogorszył w związku z wzjg, szpitale, poród, zapalenie płuc poporodowe, szpital, 2 tygodnie w domu, szpital, silna anemia i infekcja opłucna, ze szpitala wyszliśmy w sylwestra. Później kardiolog. Wada serca u dziecka, badania, szpitale, operacja serca. A miesiąc przed operacją ciężko poroniłam, to właśnie ten wrzesień. Nie mam siły psychicznej wcale. Czuję się jak wrak. A mój mąż, rodzice mówią : nie martw się, będzie dobrze. A ja znowu z płaczem dzwonię do psychologa..
Przyjaciółka, zapomniała o mnie bo nie może się denerwować bo ma dzieci. Z podobnymi problemami, dwa razy poroniła a z zagrożona ciąża woziłam ja do szpitala..
Zostałam sama. Kompletnie się nie znam jak wygląda zdrowa ciąża. Każdy ból, każde ukłucie wywołuje u mnie fale strachu, paniki wręcz histerycznej.
Wiem że każda z obecnych tu kobiet ma bagaż. Nikogo swoim niechce obciążać. Proszę tylko, niezostawiajcie mnie samej