reklama
julitka to jest dusza człowiek jeszcze jej nie widziałam żeby miała zły humor, zadzwoniła bo jak ja dzwoniłam to nie mogła odebrać i powiedziała co i jak spytała kiedy się widzimy to ona tam wszystko zbada.aha, sorki bo zgubiałam się to dobrze, to już i ja jestem spokojniejsza, ale cie nie ochrzaniła, ze zadzwoniłaś
Przepraszam chciałam napisać witajcie. Juz sie poprawiam. Karola to dobrz że dzwoniłaś i że wszystko ok. Kurcze a ja dzisiaj od paru godzin nie moge sie dodzwonić do swojego gina. Chce sie umówic na wizytę i cały czas nie odbiera. Idę jeszcze raz zadzwonić.
julitka80
dni, których nie znamy...
- Dołączył(a)
- 16 Listopad 2009
- Postów
- 1 366
cześć Maruszka, miło CIe widzieć
ehh, chyba jednak pójdę na łatwiznę i pizze zamówie, bo tak paskudnie na dworze, że mi sie nie chce wychodzić,wczoraj ostre ćwiczenia a dziś pizza-super jestem
ewela, no i mało tego że na bokach, to nawet na lewym bardziej, dla mnie to było straszne, bo zwykle na brzuchu śpię i mi plecy wysiadały i musiałam się opierać w nocy o coś, np o plecy małża
ehh, chyba jednak pójdę na łatwiznę i pizze zamówie, bo tak paskudnie na dworze, że mi sie nie chce wychodzić,wczoraj ostre ćwiczenia a dziś pizza-super jestem
ewela, no i mało tego że na bokach, to nawet na lewym bardziej, dla mnie to było straszne, bo zwykle na brzuchu śpię i mi plecy wysiadały i musiałam się opierać w nocy o coś, np o plecy małża
ewela też tak słyszałam ja tez wyczytałam że do 3 misiąca można leżeć na plecach ale nie za długo a od 3 raczej tylko na boku i spać też powinnyśmy tylko na boku dlatego kładę poduszkę pod kolano bo cały czas spałam na brzuchu a później rano nie mogłam z bólu wytrzymać.dziewczyny, dzisiaj był program na tvp2,ze kobiety w ciazy moga tylko i wyłacznie lezec na bokach, poniewaz wtedy malenstwo ma dobry doplyw krwi
reklama
Jestem dziś na chwilkę -choćbym chciała nie dam rady Was nadgonić...
Karolcia81 napisałaś że dałam nadzieję -uwierz kochana że nie dawałabym Ci jej gdybym nie wierzyła że może być dobrze, że jest dobrze... Szkoda że lekarze którzy decydują o naszym "być lub nie być" tak chlastają na prawo i lewo swoimi niczym nie potwierdzonymi przypuszczeniami... Pokazałam Ci wczoraj to zdjęcie -według usg to była ciążą na 5t6d według OM na 7t3d -i tak jak napisałam lekarz choć nie był zbyt sympatyczny nie dał mi nawet odczuć że coś może być nie tak!!! dla niego -był pęcherzyk, było ciałko -więc było ok -i choć dał mi do zrozumienia że według niego za szybko po stracie zaszłam w kolejną ciążę (po dwóch @) -nawet nie zasugerował że ciąża rozwija się za wolno czy jest za mała i może być różnie. Dlatego byłam spokojna -dlatego tak wiele zależy od lekarza....
Kiedy w 11tc usłyszałam że serduszko nie bije -nie miałam wątpliwości że tak jest i zastanawiałam się dlaczego w szpitalu mój gin robił mi usg jeszcze 3 razy -nie rozumiałam dlaczego włącza nasłuchiwanie serduszka -skoro i tak go nie usłyszy... dziś jestem mu za to wdzięczna -za jego upór, wytrwałość... tylko że mam wrażenie że wierzył bardziej niż ja -i to się nigdy nie powtórzy...
Co do wiary -nie znam miejsca w którym wiara jest bardziej potrzebna niż nasze serca... nie ma dla nas większej i ważniejszej "świątyni wiary" niż my same. Napisałaś że pomimo optymizmu -może się nie udać. Tak może -i ja o tym wiedziałam i dalej wiem -wiem że nie ma bariery tygodnia po którym mogłabym być spokojna -ja to wiem... ale kto inny ma wierzyć w moje dziecko -jak nie ja? kto inny ma wierzyć że będzie dobrze -jak nie ja?
Póki jest nadzieja -nikt nie powinien jej nam odbierać -póki nie ma czarno na białym że dzidziuś się nie rozwija pomimo upływu czasu, póki nie ma ciszy kiedy wcześniej biło serduszko, póki jest siła żeby wierzyć -trzeba wierzyć...
Któraś z Was napisała że nie może sobie wybaczyć że chciała zostawić swoje maleństwo w szpitalu... niepotrzebnie... ja swoje maleństwo pochowałam i jestem zwolenniczką nie tyle samych pochówków -co głębokiego przemyślenia tematu... Nie każdy chce, nie każdy może -mimo walki pochować swoje dziecko. Nie każdy czuje taką potrzebę... Niektórym się wydaje że skoro nie ma grobu -łatwiej zapomnieć, niektórzy słuchają słów "po co Ci to -tylko będziesz rozpamiętywać"... i tak rozpamiętujemy, i tak szukamy miejsca w którym możemy porozmawiać ze swoimi dziećmi... i tak mówimy "moje dziecko, mój Aniołek"...
Na decyzję jest za mało czasu... kiedy dowiadujemy się że nasze dziecko odeszło -świat przestaje być ważny -ziemia przestaje się kręcić a słońce przestaje wyznaczać pory dnia... i w tym momencie mamy zdecydować... ale o czym?? o czym zdecydować skoro nie wierzymy w to co się stało?? za mało czasu, za duża presja otoczenia, za mało siły do walki ze szpitalem, z urzędami...
Ja miałam czas -bo w maju biuro w szpitalu było zamknięte -miałam czas wrócić do domu, wypłakać się i zdecydować... wiem tylko że S był bardziej na nie... Nie mam do Niego żalu bo sama sie wachałam... teraz kiedy mu opowaidam że piszę z kimś kto walczy o swoje dziecko, kiedy opowiadam mu że komuś jest cieżko dogadać sie ze szpitalem czy urzędem -nie słyszę innej odpowiedzi niż "jak dobrze ze my pochowaliśmy swoje dziecko... jak dobrze mieć spokojne sumienie"... nigdy nie zapytałam go skąd u Niego ta zmiana -myślę że od momentu ceremonii na cmentarzu.. jakakolwiek nie byłaby decyzja rodziców -bo jesteśmy rodzicami -nikt nie ma prawa jej potępiać...
Popłakałam się, rozpisałam się i uciekam zająć czymś myśli....
Karolcia81 napisałaś że dałam nadzieję -uwierz kochana że nie dawałabym Ci jej gdybym nie wierzyła że może być dobrze, że jest dobrze... Szkoda że lekarze którzy decydują o naszym "być lub nie być" tak chlastają na prawo i lewo swoimi niczym nie potwierdzonymi przypuszczeniami... Pokazałam Ci wczoraj to zdjęcie -według usg to była ciążą na 5t6d według OM na 7t3d -i tak jak napisałam lekarz choć nie był zbyt sympatyczny nie dał mi nawet odczuć że coś może być nie tak!!! dla niego -był pęcherzyk, było ciałko -więc było ok -i choć dał mi do zrozumienia że według niego za szybko po stracie zaszłam w kolejną ciążę (po dwóch @) -nawet nie zasugerował że ciąża rozwija się za wolno czy jest za mała i może być różnie. Dlatego byłam spokojna -dlatego tak wiele zależy od lekarza....
Kiedy w 11tc usłyszałam że serduszko nie bije -nie miałam wątpliwości że tak jest i zastanawiałam się dlaczego w szpitalu mój gin robił mi usg jeszcze 3 razy -nie rozumiałam dlaczego włącza nasłuchiwanie serduszka -skoro i tak go nie usłyszy... dziś jestem mu za to wdzięczna -za jego upór, wytrwałość... tylko że mam wrażenie że wierzył bardziej niż ja -i to się nigdy nie powtórzy...
Co do wiary -nie znam miejsca w którym wiara jest bardziej potrzebna niż nasze serca... nie ma dla nas większej i ważniejszej "świątyni wiary" niż my same. Napisałaś że pomimo optymizmu -może się nie udać. Tak może -i ja o tym wiedziałam i dalej wiem -wiem że nie ma bariery tygodnia po którym mogłabym być spokojna -ja to wiem... ale kto inny ma wierzyć w moje dziecko -jak nie ja? kto inny ma wierzyć że będzie dobrze -jak nie ja?
Póki jest nadzieja -nikt nie powinien jej nam odbierać -póki nie ma czarno na białym że dzidziuś się nie rozwija pomimo upływu czasu, póki nie ma ciszy kiedy wcześniej biło serduszko, póki jest siła żeby wierzyć -trzeba wierzyć...
Któraś z Was napisała że nie może sobie wybaczyć że chciała zostawić swoje maleństwo w szpitalu... niepotrzebnie... ja swoje maleństwo pochowałam i jestem zwolenniczką nie tyle samych pochówków -co głębokiego przemyślenia tematu... Nie każdy chce, nie każdy może -mimo walki pochować swoje dziecko. Nie każdy czuje taką potrzebę... Niektórym się wydaje że skoro nie ma grobu -łatwiej zapomnieć, niektórzy słuchają słów "po co Ci to -tylko będziesz rozpamiętywać"... i tak rozpamiętujemy, i tak szukamy miejsca w którym możemy porozmawiać ze swoimi dziećmi... i tak mówimy "moje dziecko, mój Aniołek"...
Na decyzję jest za mało czasu... kiedy dowiadujemy się że nasze dziecko odeszło -świat przestaje być ważny -ziemia przestaje się kręcić a słońce przestaje wyznaczać pory dnia... i w tym momencie mamy zdecydować... ale o czym?? o czym zdecydować skoro nie wierzymy w to co się stało?? za mało czasu, za duża presja otoczenia, za mało siły do walki ze szpitalem, z urzędami...
Ja miałam czas -bo w maju biuro w szpitalu było zamknięte -miałam czas wrócić do domu, wypłakać się i zdecydować... wiem tylko że S był bardziej na nie... Nie mam do Niego żalu bo sama sie wachałam... teraz kiedy mu opowaidam że piszę z kimś kto walczy o swoje dziecko, kiedy opowiadam mu że komuś jest cieżko dogadać sie ze szpitalem czy urzędem -nie słyszę innej odpowiedzi niż "jak dobrze ze my pochowaliśmy swoje dziecko... jak dobrze mieć spokojne sumienie"... nigdy nie zapytałam go skąd u Niego ta zmiana -myślę że od momentu ceremonii na cmentarzu.. jakakolwiek nie byłaby decyzja rodziców -bo jesteśmy rodzicami -nikt nie ma prawa jej potępiać...
Popłakałam się, rozpisałam się i uciekam zająć czymś myśli....
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 73
- Wyświetleń
- 16 tys
- Odpowiedzi
- 6
- Wyświetleń
- 3 tys
- Odpowiedzi
- 11
- Wyświetleń
- 4 tys
- Odpowiedzi
- 79
- Wyświetleń
- 70 tys
Podziel się: