Hej, ja się tutaj bardzo rzadko udzielam, chociaż po zeszłorocznym poronieniu mój minimalny udział w tej spolecznosci dodał mi wiele otuchy
Obecnie jestem w 13t1d, po USG w ramach prenatalnych, które nie wykazało żadnych nieprawidłowości (na pappę się świadomie nie zdecydowałam).
W początkach ciąży świadomie wyłączyłam się z udzielania tutaj, bo miałam wrażenie, że jeszcze bardziej boję się każdej "anomalii". Jak objawy znikały, to w środku umierałam. Ale wiesz co? Mimo że pierwsze rokowania nie były optymistyczne (w 6t4d tylko pęcherzyk, słabe ukrwienie, w międzyczasie diagnoza mutacji mthfr, mega dawki folianów, acard 150, panel krzepliwości co tydzień), dotarłam już do 13 tygodnia. Objawy raz były, a raz nie. Jak 2-3 dni czułam się świetnie, byłam pewna, że już po ciąży. Aż nagle budziłam się w nocy na rzyganko
Miałam nawet około 7-8 tygodnia naprawdę dobry czas i też już żegnałam się z dzieckiem - a serduszko było i biło książkowo!
Nawet w ubiegłym tygodniu nagle poczułam, że piersi mi zmiękły, obudziłam się z bólem brzucha i plamieniem - myślałam, że to koniec, a dziecko miało się świetnie. Plamienie pochodziło z lekkiej nadżerki. Piersi znów zabolały.
Natomiast w zeszłorocznej ciąży utraconej w 5/6 tygodniu piersi mnie bolały do końca, beta rosła prawidłowo do końca...
Piszę to, żeby może zrobiło Ci się lżej. Życzę Ci, żeby udało Ci się nie zwracać takiej uwagi na objawy, bo one o niczym nie świadczą. Wiem, że ciężko wyłączyć przejmowanie się, ale spróbuj dziś zrobić coś miłego dla siebie. Na pewno też rozmowa z psychologiem nie zaszkodzi, a może pomóc.
Trzymaj się i nie trać nadziei.