reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Ciąża Po Poronieniu

Dziewczyny a jak sobie radzilyscie po stratach? Jest jakiś sposób na przepracowanie tego? Stałam się taka obojętna, mam chaos w głowie, nie wiem za co się zabrać, nie czuje w ogóle głodu itd. Jest mi wszystko jedno... Tyle tylko, że mam córkę dwuletnią i muszę się dla niej brać w garść. Teraz mąż wrócił z pracy i zabrał ją na zakupy to mogłam siąść i poplakac trochę [emoji22]
Mam tak samo choć córkę starsza.Dzis bylam na potwierdzającym usg I mieli mnie przyjąć na zabieg stwierdzili ze nie ma potrzeby i samoporonienie w domu to więcej upływu krwi,ale jak będę czuc potrzebę to mam przyjechać do szpitala.Moge chodzic nawet 2 tygodnie jak samoistnie poronię a oni jak to widzą mam wrocic do pracy i jak się zacznie wezwać karetkę rece mi opadly,także mam jeszcze skierowanie od prywatnego lekarza na zabieg i za tydzień umowilam się,chce żeby to było w szpitalu pod kontrolą a nie stało się w pracy czy w domu :(
 
reklama
Moja gin też tak mi mówiła a propos szyjki ale ja zaczynam mieć wątpliwości. Oprócz tego że w nocy znowu miałam dreszcze i chyba gorączkę nic się nie dzieje, zero plamień, krwawień, nawet brzuch mnie specjalnie nie boli...boję się tego poronienia w domu, jeśli ból będzie nie do zniesienia albo zacznę bardzo mocno krwawić... zaczęłam się zastanawiać czy nie ma żadnych szans na to żeby serce zaczęło bić...wiem że ta ciąża za mało rozwinięta jak na ten etap i że beta źle przyrastała ale się zastanawiam po prostu...
Też miałam takie myśli, a co jeśli się pomylił, a może jeszcze urośnie, a może...? Tysiąc myśli które nic nie dały :( Do tej pory nie mam takiej 1000% pewności że wszystko było sprawdzone tak jak powinno zwłaszcza że (nawiązując do kolejnego cytatu)
U mnie żaden drugi lekarz nie weryfikował.. mi nie pokazała lekarka.. do dziś się zastanawiam, a co, jeśli się pomyliła? [emoji26]
U mnie też nikt nie zweryfikował, był tylko tekst, usg z wczoraj? To wpiszemy to co doktor wpisał na usg. A ja wtedy głupia, odrętwiała i w szoku nie pomyślałam racjonalnie żeby ktoś jeszcze obejrzał. Zresztą znając tego akurat doktorka podejrzewam że i tak by nic tam nie dojrzał, zaufałam diagnozie mojego lekarza, zwłaszcza że przez tydzień zarodek wcale nie urósł. Teraz ogólnie jestem mądrzejsza dzięki temu forum.
Dziewczyny a jak sobie radzilyscie po stratach? Jest jakiś sposób na przepracowanie tego? Stałam się taka obojętna, mam chaos w głowie, nie wiem za co się zabrać, nie czuje w ogóle głodu itd. Jest mi wszystko jedno... Tyle tylko, że mam córkę dwuletnią i muszę się dla niej brać w garść. Teraz mąż wrócił z pracy i zabrał ją na zakupy to mogłam siąść i poplakac trochę [emoji22]
Ja bardzo długo nie mogłam dojść do siebie i na każdym kroku płakałam, byłam wściekła na cały świat i czułam ogromną pustkę, zabrakło mi chęci do życia. Później byłam odrętwiała, jakby ktoś upuścił ze mnie wszelkie emocje, zrobiłam się taka totalnie obojętna na totalnie wszystko. Na szczęście dostałam dość długie zwolnienie i do pracy wróciłam po miesiącu od zabiegu i dokładnie tyle czasu potrzebowałam. Pierwsze 2tyg żeby otrząsnąć się z pierwszego szoku i dojść do siebie fizycznie, drugie 2 tyg żeby złapać już równowagę psychiczną i odpocząć po stresie, nastawić się na powrót do pracy, bo mam bardzo stresującą i musiałam wrócić w pełni sił psychicznych. Ale później jeszcze dłuuugo reagowałam emocjonalnie, nawet zaczęłam myśleć o psychologu, zwłaszcza jak w bliskiej rodzinie pojawiła się nie planowana ciąża, ja zareagowałam całkowicie dla siebie niespodziewanie bo gdy myślałam że się już uporałam z emocjami to wybuchłam niekontrolowanym płaczem, nie mogłam się ogarnąć, mąż to myślał że już chyba całkiem mi odbiło. Ale bardzo dużo płakałam, trzeba po prostu wyrzucić te emocje z siebie, każdy inaczej to przepracowuje.
 
Ostatnia edycja:
@izzy_j IO może mieć znaczenie.. ja poroniłam dwie ciąże na wczesnym etapie (biochemiczne)
Dopiero jak wzięłam się za cukier i wyszło IO , stan przedcukrzycowy. Poszłam do diabetologa, dostałam metformine tylko większą dawkę niż u Ciebie była jak dobrze pamiętam.. brałam może z miesiąc mete bo zaszłam i donosilam ciążę. Mogę gdybać ale mi sie wydaje że unormowanie trochę pomogło i kontrola diabetologa.


Przykro mi że Cię to spotkało.
Trzymam za Was kciuki [emoji110]
Jezu jaka ja mam nadzieję że to to. Dostałam zielone światło ale boję się starać... metę 750xr biorę od miesiąca. Teraz czekam na @, jeszcze 5dni już powinnam zacząć plamic (Bo ostatnio tak właśnie zaczynałam przed @ a tu na razie nie widać więc jest nadzieja że ta meta może coś wyregulowała).
 
Też miałam takie myśli, a co jeśli się pomylił, a może jeszcze urośnie, a może...? Tysiąc myśli które nic nie dały :( Do tej pory nie mam takiej 1000% pewności że wszystko było sprawdzone tak jak powinno zwłaszcza że (nawiązując do kolejnego cytatu)

U mnie też nikt nie zweryfikował, był tylko tekst, usg z wczoraj? To wpiszemy to co doktor wpisał na usg. A ja wtedy głupia, odrętwiała i w szoku nie pomyślałam racjonalnie żeby ktoś jeszcze obejrzał. Zresztą znając tego akurat doktorka podejrzewam że i tak by nic tam nie dojrzał, zaufałam diagnozie mojego lekarza, zwłaszcza że przez tydzień zarodek wcale nie urósł. Teraz ogólnie jestem mądrzejsza dzięki temu forum.

Ja bardzo długo nie mogłam dojść do siebie i na każdym kroku płakałam, byłam wściekła na cały świat. Na szczęście dostałam dość długie zwolnienie i do pracy wróciłam po miesiącu od zabiegu i dokładnie tyle czasu potrzebowałam. Pierwsze 2tyg żeby otrząsnąć się z pierwszego szoku i dojść do siebie fizycznie, drugie 2 tyg żeby złapać już równowagę psychiczną i odpocząć po stresie, nastawić się na powrót do pracy, bo mam bardzo stresującą i musiałam wrócić w pełni sił psychicznych. Ale później jeszcze dłuuugo reagowałam emocjonalnie, zwłaszcza jak w bliskiej rodzinie pojawiła się nie planowana ciąża i jak się później okazało bliźniacza.
Wiecie co dla mnie było najgorsze na początku- jak musiałam w diagnostyce powtarzać bety i mnie umawiali na terminy "ciazowe" i pełna poczekalnia dziewczyn z brzuchem a ja już wiedziałam, że maleństwo nie dało rady i siedziałam tam i beczalam jak głupia.
 
Cześć dziewczyny, podczytuje Was od jakiegoś czasu, ale nie miałam odwagi nic napisać. W ostatnich dniach widze, że jest tu kilka nowych dziewczyn po przejściach, wiec chciałabym dodać cos od siebie.
W marcu tego roku w 25tc straciłam synka przechodząc covid. Rozwinęły się u mnie powikłania zakrzepowe, ledwo przeżyłam, a do tego mialam cesarkę. Na tym etapie juz nie mówi się o poronieniu. Nie jestem w stanie Wam opisać co ja przeżyłam i w sumie nadal przeżywam. Pierwsze 2 miesiące to był po prostu koszmar, totalnie nie mogłam sobie ze sobą poradzic. Od samego początku chodziłam do psychologa I chyba dzięki niemu jako tako stanęłam na nogi. U mnie oprócz straty dziecka, doszło jeszcze obwinianie ze się zaraziłam (nawet nie wiem od kogo :( ), to ze cudem mnie odratowali i to ze moje starania o kolejna ciaze muszą zostać wstrzymane. Dodam, że była to pierwsza ciaza, która była książkowa i zaszłam w nią bez najmniejszego problemu. Skorzystałam z urlopu macierzyńskiego, a po 2 miesiącach wróciłam do pracy. Powrót byl bardzo trudny dla mnie, powrót do biura po tym wszystkim. Każdy wiedział że jestem w ciazy, znajomi, rodzina. Z perspektywy czasu wiem, że powrót do pracy to był dobry pomysł. Starałam się w miarę możliwości spotykać że znajomymi, ale na początku to była dla mnie katorga. Ale starałam się. Dla siebie, dla męża, dla moich rodziców i rodzeństwa. Myślę że nie ma złotego środka, jak sobie poradzić. Mnie strasznie wkurzyalo jak każdy mi mowil- potrzebujesz czasu. Dla mnie każda minuta mojego życia była cierpieniem i ja nie chciałam dłużej w tym stanie trwać. Teraz wiem, że na to wszystko naprawdę trzeba czasu i bardzo ważne jest, aby to przepracować, wyplakac,wykrzyczeć, przegadać z partnerem, wygadac się koleżance, psychologowi- rób to co daje Ci jakąkolwiek ulgę. Ja poczułam poprawie po około 3-4 miesiącach ale tak jak pisałam, moje przeżycia były bardzo dramatyczne, wiec dlatego to wszystko tak długo trwało i trwa. Po 3 miesiącach stwierdziłam że muszę zrobić coś dla siebie. Zapisałam się na taniec i teraz to jest zajecie, które daje mi trochę relaksu. Wyjazd na urlop tez bardzo mi pomógł. Staram się chodzić na wycieczki w góry, bo tam też czuje ulgę. Ja musialam sobie znaleźć jakieś długotrwałe zajecie, bo przez cesarskie ciecie nie mogę tak szybko powrócić do starań jakbym chciała. Oczywiście są szczęśliwe ciaze i 3 miesiące po cc, ale ja wolę poczekać, bo już mam dość stresów.
Co mogę dodać na koniec. Dziewczyny- szczepcie się. W marcu szczepienia dla kobiet w ciąży jeszcze nie były rekomendowane, w sumie nie było jeszcze szczepien dla osób w moim roczniku. Bardzo tego żałuję. Oczywiście jest to decyzja każdej z Was, ale wirus naprawdę może bardzo zaszkodzić. Ja nie jestem jedynym przypadkiem, gdzie cos takiego się stało- były identyczne przypadki nawet w terminie porodu. Nie chcę nikogo straszyć, ale jeśli macie wątpliwości co do szczepienia to doradźcie się ginekologa czy immunologa i podejmijcie wspólnie decyzje.
Życzę Wam i sobie samej, żeby kolejnym razem się udało. ❤
 
Jezu jaka ja mam nadzieję że to to. Dostałam zielone światło ale boję się starać... metę 750xr biorę od miesiąca. Teraz czekam na @, jeszcze 5dni już powinnam zacząć plamic (Bo ostatnio tak właśnie zaczynałam przed @ a tu na razie nie widać więc jest nadzieja że ta meta może coś wyregulowała).
Trzymam kciuki [emoji110]
 
Cześć dziewczyny, podczytuje Was od jakiegoś czasu, ale nie miałam odwagi nic napisać. W ostatnich dniach widze, że jest tu kilka nowych dziewczyn po przejściach, wiec chciałabym dodać cos od siebie.
W marcu tego roku w 25tc straciłam synka przechodząc covid. Rozwinęły się u mnie powikłania zakrzepowe, ledwo przeżyłam, a do tego mialam cesarkę. Na tym etapie juz nie mówi się o poronieniu. Nie jestem w stanie Wam opisać co ja przeżyłam i w sumie nadal przeżywam. Pierwsze 2 miesiące to był po prostu koszmar, totalnie nie mogłam sobie ze sobą poradzic. Od samego początku chodziłam do psychologa I chyba dzięki niemu jako tako stanęłam na nogi. U mnie oprócz straty dziecka, doszło jeszcze obwinianie ze się zaraziłam (nawet nie wiem od kogo :( ), to ze cudem mnie odratowali i to ze moje starania o kolejna ciaze muszą zostać wstrzymane. Dodam, że była to pierwsza ciaza, która była książkowa i zaszłam w nią bez najmniejszego problemu. Skorzystałam z urlopu macierzyńskiego, a po 2 miesiącach wróciłam do pracy. Powrót byl bardzo trudny dla mnie, powrót do biura po tym wszystkim. Każdy wiedział że jestem w ciazy, znajomi, rodzina. Z perspektywy czasu wiem, że powrót do pracy to był dobry pomysł. Starałam się w miarę możliwości spotykać że znajomymi, ale na początku to była dla mnie katorga. Ale starałam się. Dla siebie, dla męża, dla moich rodziców i rodzeństwa. Myślę że nie ma złotego środka, jak sobie poradzić. Mnie strasznie wkurzyalo jak każdy mi mowil- potrzebujesz czasu. Dla mnie każda minuta mojego życia była cierpieniem i ja nie chciałam dłużej w tym stanie trwać. Teraz wiem, że na to wszystko naprawdę trzeba czasu i bardzo ważne jest, aby to przepracować, wyplakac,wykrzyczeć, przegadać z partnerem, wygadac się koleżance, psychologowi- rób to co daje Ci jakąkolwiek ulgę. Ja poczułam poprawie po około 3-4 miesiącach ale tak jak pisałam, moje przeżycia były bardzo dramatyczne, wiec dlatego to wszystko tak długo trwało i trwa. Po 3 miesiącach stwierdziłam że muszę zrobić coś dla siebie. Zapisałam się na taniec i teraz to jest zajecie, które daje mi trochę relaksu. Wyjazd na urlop tez bardzo mi pomógł. Staram się chodzić na wycieczki w góry, bo tam też czuje ulgę. Ja musialam sobie znaleźć jakieś długotrwałe zajecie, bo przez cesarskie ciecie nie mogę tak szybko powrócić do starań jakbym chciała. Oczywiście są szczęśliwe ciaze i 3 miesiące po cc, ale ja wolę poczekać, bo już mam dość stresów.
Co mogę dodać na koniec. Dziewczyny- szczepcie się. W marcu szczepienia dla kobiet w ciąży jeszcze nie były rekomendowane, w sumie nie było jeszcze szczepien dla osób w moim roczniku. Bardzo tego żałuję. Oczywiście jest to decyzja każdej z Was, ale wirus naprawdę może bardzo zaszkodzić. Ja nie jestem jedynym przypadkiem, gdzie cos takiego się stało- były identyczne przypadki nawet w terminie porodu. Nie chcę nikogo straszyć, ale jeśli macie wątpliwości co do szczepienia to doradźcie się ginekologa czy immunologa i podejmijcie wspólnie decyzje.
Życzę Wam i sobie samej, żeby kolejnym razem się udało. ❤
Jejku tak bardzo Ci współczuję. Bardzo poruszyła mnie Twoja historia 🥺
Obecnie jestem w 19tc i bardzo boje się zarówno szczepienia jak i zachorowania.
 
Cześć dziewczyny, podczytuje Was od jakiegoś czasu, ale nie miałam odwagi nic napisać. W ostatnich dniach widze, że jest tu kilka nowych dziewczyn po przejściach, wiec chciałabym dodać cos od siebie.
W marcu tego roku w 25tc straciłam synka przechodząc covid. Rozwinęły się u mnie powikłania zakrzepowe, ledwo przeżyłam, a do tego mialam cesarkę. Na tym etapie juz nie mówi się o poronieniu. Nie jestem w stanie Wam opisać co ja przeżyłam i w sumie nadal przeżywam. Pierwsze 2 miesiące to był po prostu koszmar, totalnie nie mogłam sobie ze sobą poradzic. Od samego początku chodziłam do psychologa I chyba dzięki niemu jako tako stanęłam na nogi. U mnie oprócz straty dziecka, doszło jeszcze obwinianie ze się zaraziłam (nawet nie wiem od kogo :( ), to ze cudem mnie odratowali i to ze moje starania o kolejna ciaze muszą zostać wstrzymane. Dodam, że była to pierwsza ciaza, która była książkowa i zaszłam w nią bez najmniejszego problemu. Skorzystałam z urlopu macierzyńskiego, a po 2 miesiącach wróciłam do pracy. Powrót byl bardzo trudny dla mnie, powrót do biura po tym wszystkim. Każdy wiedział że jestem w ciazy, znajomi, rodzina. Z perspektywy czasu wiem, że powrót do pracy to był dobry pomysł. Starałam się w miarę możliwości spotykać że znajomymi, ale na początku to była dla mnie katorga. Ale starałam się. Dla siebie, dla męża, dla moich rodziców i rodzeństwa. Myślę że nie ma złotego środka, jak sobie poradzić. Mnie strasznie wkurzyalo jak każdy mi mowil- potrzebujesz czasu. Dla mnie każda minuta mojego życia była cierpieniem i ja nie chciałam dłużej w tym stanie trwać. Teraz wiem, że na to wszystko naprawdę trzeba czasu i bardzo ważne jest, aby to przepracować, wyplakac,wykrzyczeć, przegadać z partnerem, wygadac się koleżance, psychologowi- rób to co daje Ci jakąkolwiek ulgę. Ja poczułam poprawie po około 3-4 miesiącach ale tak jak pisałam, moje przeżycia były bardzo dramatyczne, wiec dlatego to wszystko tak długo trwało i trwa. Po 3 miesiącach stwierdziłam że muszę zrobić coś dla siebie. Zapisałam się na taniec i teraz to jest zajecie, które daje mi trochę relaksu. Wyjazd na urlop tez bardzo mi pomógł. Staram się chodzić na wycieczki w góry, bo tam też czuje ulgę. Ja musialam sobie znaleźć jakieś długotrwałe zajecie, bo przez cesarskie ciecie nie mogę tak szybko powrócić do starań jakbym chciała. Oczywiście są szczęśliwe ciaze i 3 miesiące po cc, ale ja wolę poczekać, bo już mam dość stresów.
Co mogę dodać na koniec. Dziewczyny- szczepcie się. W marcu szczepienia dla kobiet w ciąży jeszcze nie były rekomendowane, w sumie nie było jeszcze szczepien dla osób w moim roczniku. Bardzo tego żałuję. Oczywiście jest to decyzja każdej z Was, ale wirus naprawdę może bardzo zaszkodzić. Ja nie jestem jedynym przypadkiem, gdzie cos takiego się stało- były identyczne przypadki nawet w terminie porodu. Nie chcę nikogo straszyć, ale jeśli macie wątpliwości co do szczepienia to doradźcie się ginekologa czy immunologa i podejmijcie wspólnie decyzje.
Życzę Wam i sobie samej, żeby kolejnym razem się udało. ❤
Piszesz o problemach zakrzepowych a czy wiedziałaś o nich wcześniej ? Miałaś ciążę na jakiś lekach ?
 
reklama
Dziewczyny, czytam i strasznie Wam współczuję [emoji20][emoji20][emoji20][emoji3590] trzeba przepracować ten dramat po swojemu. Zauważyłam,że jednym pomaga praca,mi natomiast pomógł odpoczynek -korzystałam z przysługujących 8 tygodni. U mnie będą teraz dwa miesiące PO (ciąża obumarła między 16 a 20 tygodniem)... Jest trochę lżej, ale tylko trochę. Nic już nie będzie takie samo po przejściach jakie dane nam jest przeżyć. Brak słów na to wszystko :-(
 
Do góry