Już mi lepiej to napiszę coś więcej.
O 11 mały był już na świecie, CC to kilka minut, tak się bałam, a nawet nie wiedziałam kiedy było po wszystkim. Ojciec mógł przyjść po cesarce, ale źle to zorganizowali i przyszedł o kilka minut za późno i już go nie wpuścili, a szkoda.
3660 i 58 cm miłości. Jest taki grzeczny, w ogóle nie płacze, pięknie ssie pierś. Nadal nie wierzę, że się udało, że dotarliśmy na koniec ciąży i mogę się w końcu cieszyć maleństwem.
Czucie odzyskałam po 15 więc chyba szybko, bardzo bolało obkurczanie się macicy, ale dostałam morfine i jest okej. Czekam na pionizację i pozwolenie na coś do jedzenia, bo umieram z głodu.