Akurat wsparcie miałam tylko ze strony mojej rodziny. Moja mama cały czas płakała. Płakała w szpitalu. Jak leżałam tydzień czasu dzień w dzień ze mną, brała wolne. Pamiętam jak mnie wiozła do szpitala, jak już było źle... Tak się źle czułam, odszedł czop noc wcześniej, nie wiedziałam na początku co to... I zaczęły się skurcze do porodu, było mi słabo, ciężko oddychałam, bo dodatkowo miałam ciężkie zakażenie wewnątrzmaciczne i to ryzyko, że rozwinie się sepsa, chociaż ona groziła mi przez ten czas co chodziłam z zakażonymi wodami... A chodziłam długo... I szczerze, tylko wsparcie miałam od swojej rodziny, wszyscy mi płakali, moja mama najbardziej, jak mieli mi już zakładać tabletki wyszłam na chwilę i powiedziałam co się dzieje bo miała nadzieję, że jednak nie dojdzie do tego... Po obchodzie jej powiedział, że niestety nie uda się, masakra, nawet ja tyle nie płakałam co właśnie moja mama a jak już właśnie wyszłam przekazać, że założą mi tabletki to wtuliła się cała zapłakana, płakała jak przewozili mnie łóżkiem już po założeniu ich [emoji17] ja chciałam być silna i nie płakać, ale też płakałam. Najbardziej to wszystko przeżyła, ale była ze mną wszystko widziała, pomagała mi. Nawet jak miałam cewnik to wszystko widziała, jak wymiotowałam z bólu [emoji17]
I takie kur krowy ameby za przeproszeniem będą mi mówiły, że dobrze że tak się stało... Przecież straciłam dziecko, to było dzieciątko, istotka, żywa! Wszystko czuło... Ten cały ból... To co ja przeszłam to nic w porównaniu co przeszło moje dziecko i jak skończyło... Jest mi przykro, że rodzina mojego taka jest, obojętna na czyjeś cierpienie... Interesuję ich własną du.pa...
Mojego mama przyjechała do szpitala ale chyba na pokaz... I powiedziała mi jak rodziłam, że skoro tak łatwo weszło to tak łatwo nie wyjdzie... Cały czas ból du.pska, że zaszłam w miarę szybko, bez problemów praktycznie...
Całą ciążę przez jego rodzinę przepłakałam... Cały czas coś... I doczekali się, bo pewnie na to liczyli, ale teraz jak zajdę w kolejną ciążę to nikomu nie powiem i sama będę się cieszyć z tego stanu... Bo wolę mieć spokój i uniknąć zbędnego pier... I cieszyć się, nie jak w tej ciąży... Że afera za aferą przy mnie... I to w ciąży, gdzie ja dzień w dzień się stresowałam potem doszło jeżdżenie po szpitalach i cały czas płakałam... Ta ciąża nie była szczęśliwa niestety. Ale liczę, że kolejna będzie już i że będę mogła się cieszyć z tego stanu.
Ja wychodzę z założenia, że karma wraca, to wszystko do nas wraca i nie raz do nich wróciło... I szczerze, cieszę się z tego. Bo jak kuba Bogu tak Bóg Kubie! Taka prawda.
Nie ma co się szczypać z amebami. Trzeba być mądrzejszym. Bynajmniej mieli gul jak byłam w ciąży i miałam trochę satysfakcję z tego.