reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Boje się urodzenia chorego dziecka- obsesja

Magda. Odpowiedz. Czy rozważasz terapie?
Ciagle czuje, ze to nic nie da bo co z tego, ze ktoś ze mną pogada, przedstawi metody radzenia sobie ze stresem itp albo ze psychiatra da mi leki które i tak bd musiała odstawić… jak to nie zlikwiduje leku urodzenia chorego intelektualnie dziecka bo takie się rodzą. Może ja po prostu muszę zrezygnować z posiadania dzieci dożywotnio…
 
reklama
Ciagle czuje, ze to nic nie da bo co z tego, ze ktoś ze mną pogada, przedstawi metody radzenia sobie ze stresem itp albo ze psychiatra da mi leki które i tak bd musiała odstawić… jak to nie zlikwiduje leku urodzenia chorego intelektualnie dziecka bo takie się rodzą. Może ja po prostu muszę zrezygnować z posiadania dzieci dożywotnio…
Na ten moment albo leczenie albo faktycznie odstąpienie od decyzji o posiadaniu dziecka. Z tym, że mąż musi o tym wiedzieć jak wygląda sytuacja
 
Szczerze… na te chwile nie. Nie umiem sobie wyobrazić, ze usiądę i komuś opowiem to co siedzi mi w głowie, ze opowiem o swoim życiu.
Dlaczego? Przecież to co robisz jest prosta droga do zniszczenia twojego małżeństwa i twojego życia. Tak naprawdę to ty jesteś tutaj osoba z jednostka chorobowa, która z praca jest do zwalczenia :)
I terapii nie robisz sama. Terapie robisz ze swoim terapeuta, który ciebie prowadzi <3 on/ona nie prowadzi tych procesów tak; ze siadasz i mówi „No to teraz od początku, zaczyna pani od największego gowna w dzieciństwie”
 
Ciagle czuje, ze to nic nie da bo co z tego, ze ktoś ze mną pogada, przedstawi metody radzenia sobie ze stresem itp albo ze psychiatra da mi leki które i tak bd musiała odstawić… jak to nie zlikwiduje leku urodzenia chorego intelektualnie dziecka bo takie się rodzą. Może ja po prostu muszę zrezygnować z posiadania dzieci dożywotnio…
Z ilu rzeczy w swoim życiu jeszcze zrezygnujesz? :(
 
Szczerze… na te chwile nie. Nie umiem sobie wyobrazić, ze usiądę i komuś opowiem to co siedzi mi w głowie, ze opowiem o swoim życiu.

Ciagle czuje, ze to nic nie da bo co z tego, ze ktoś ze mną pogada, przedstawi metody radzenia sobie ze stresem itp albo ze psychiatra da mi leki które i tak bd musiała odstawić… jak to nie zlikwiduje leku urodzenia chorego intelektualnie dziecka bo takie się rodzą. Może ja po prostu muszę zrezygnować z posiadania dzieci dożywotnio…
To w jaki sposób wyobrażasz sobie zmianę, skoro nie chcesz nic zmieniać?

Może jednak faktycznie rozmowa z mężem o rezygnacji z dzieci jest dobrą decyzją.
 
Jezu, twój mąż ma giga odwagę i szczerość, ze ci to powiedział! Mam nadzieje; ze to tylko zaprowadziło do znalezienia rozwiązań dla was :)
Jesteśmy z mężem najlepszymi przyjaciółmi. Jednak on ma empatyczną naturę, a ja raczej egoistyczną, często nie umiem spojrzeć na sprawy z jego perspektywy. Jeśli nasz związek ma się dobrze toczyć, to on musi mną czasem wstrząsnąć. Czasem tylko to mnie stawia do pionu. Takie słowa nie wychodzą z człowieka łatwo... Ale są czasem konieczne.

Tak, mój mąż ma dużo odwagi i siły. Czasem mu współczuję, że nie znalazł sobie łatwej partnerki, ale pokochał właśnie mnie, więc musimy sobie dawać radę. Tylko nigdy do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, że pomoc której on mi udziela, tak wiele go kosztuje. I być może właśnie to, co mi ostatnio powiedział, pchnie mnie w końcu na terapię. Bo ja przez wszystkie lata myślałam tak jak autorka wątku - radzimy sobie, rozplątujemy te moje poplątane emocje, nie potrzebuję nikogo poza mężem, mamy plan. Jak to, miałabym się uzewnętrzniać przed obcymi?

Tylko że jak mnie boli brzuch, to idę do gastrologa. A jak dusza i głowa, to chyba powinnam iść do psychologa albo psychiatry. A mąż ma być mężem. Tyle moich ostatnich przemyśleń.
 
Powiem tylko jedno. Mnie terapia lata temu postawiła na nogi. Dzięki temu mam teraz rodzinę, czekamy na czwarte dziecko. Po drodze wydarzyła się również tragedia w naszym życiu - i kolejny raz pozbierałam się dzięki terapii i lekom. Choć tym razem wydawało mi się, że to nic nie da, że nie ma sensu, bo nic nie zmieni tego co się stało. Ale zmieniło moje myślenie i moje podejście do życia, również do tego, na co nikt z nas nie ma wpływu. Oczywiście to Twój wybór. Ale czym ryzykujesz, korzystając jednak z pomocy lekarzy, którzy są właśnie od takich sytuacji - kiedy ktoś taki jak my(bo ja też mam tendencje do zamartwiania się całe życie o wszystko) potrzebuje pomocy? Widzę wiele podobieństw między nami i dlatego poczułam, że muszę to napisać - w moim przypadku pomogło. Mogę powiedzieć, że uratowało mi życie. I poniekąd tej pierwszej pani psycholog, prawdziwemu Aniołowi, zawdzięczam to, jak moje życie teraz wygląda. Zastanów się, czy nie chciałabyś też swojej szansy na "lepsze" życie wykorzystać.
 
Jesteśmy z mężem najlepszymi przyjaciółmi. Jednak on ma empatyczną naturę, a ja raczej egoistyczną, często nie umiem spojrzeć na sprawy z jego perspektywy. Jeśli nasz związek ma się dobrze toczyć, to on musi mną czasem wstrząsnąć. Czasem tylko to mnie stawia do pionu. Takie słowa nie wychodzą z człowieka łatwo... Ale są czasem konieczne.

Tak, mój mąż ma dużo odwagi i siły. Czasem mu współczuję, że nie znalazł sobie łatwej partnerki, ale pokochał właśnie mnie, więc musimy sobie dawać radę. Tylko nigdy do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, że pomoc której on mi udziela, tak wiele go kosztuje. I być może właśnie to, co mi ostatnio powiedział, pchnie mnie w końcu na terapię. Bo ja przez wszystkie lata myślałam tak jak autorka wątku - radzimy sobie, rozplątujemy te moje poplątane emocje, nie potrzebuję nikogo poza mężem, mamy plan. Jak to, miałabym się uzewnętrzniać przed obcymi?

Tylko że jak mnie boli brzuch, to idę do gastrologa. A jak dusza i głowa, to chyba powinnam iść do psychologa albo psychiatry. A mąż ma być mężem. Tyle moich ostatnich przemyśleń.
Ja ogromnie wspieram każdego w terapii - sama ją przeszłam i wiem jak cudowne jest to doświadczenie, kiedy zrzuca się z siebie kajdany, które życie ci nakładało i jak ma się nareszcie narzędzia do radzenia sobie z problemami, które są mniej materialne.
 
reklama
Az boję się zaczynać.
Po pierwsze potrzebujesz lekarza. Natychmiast. Boisz się chorób i jednocześnie wypierasz fakt, że wpędziłaś się sama w chorobę, której nie chcesz leczyć. Czytasz o rodzicach walczących o dzieci, a nie walczysz o siebie. To słaby fundament na macierzyństwo.
Po drugie nie ma obowiązku posiadania dzieci, nie każdy chce, nie każdy powinien i nie każdy musi. Warto jednak poinformować partnera o takiej decyzji żeby nie odebrać mu możliwości posiadania potomstwa z kims innym.
Po trzecie mnie z dużym lękiem przed chorym dzieckiem pomogło psychiczne i finansowe przygotowanie się na ewentualną terminacje takiej ciąży (ten plan ma wady w postaci chorób nie wykrywalnych na etapie ciąży, ale jest jakims rozwiazaniem).
 
Do góry