Cześć dziewczyny
Nigdy nie sądziłam, ze coś takiego mnie spotka…
Mam 31 lat, męża, stabilną prace… Od zawsze planowaliśmy, ze będziemy mieć dzieci. Na początku mówiliśmy o 2,3. Teraz wiem, ze jedno to mój max. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy zaczęłam mocno interesować się tematem ciąży i macierzyństwa choć zawsze temat ten był mi bliski ze względu na studia. W ostatnim czasie naczytałam się o chorych dzieciach, o „epidemii autyzmu”, o rzadkich wadach genetycznych, o mózgowych porażeniami dziecięcych itp. Tak się nakręciłam, ze od około 2 tyg ledwo funkcjonuje. Jestem przekonana, ze urodzę chore dziecko. To nie jest obawa jak każdej kobiety, ja mam obsesje. Dodałam się do grup na fb o niepełnosprawnych dzieciach, śledzę codziennie wątki o autyzmie i wadach genetycznych. Kiedy już w miarę to sobie poukładałam, ustaliłam w głowie, ze zrobię sobie amniopunkcję na życzenie, wybrałam najlepszego lekarza w Warszawie, a w medicover zrobię cesarkę na życzenie, to nachodzi mnie myśl, ze przecież dziecko może być wcześniakiem, mogę mieć infekcje, infekcje wewnątrzmaciczną, owinięcia pępowina, mutacje pojedynczego genu której amnio nie wykrywa. I znów zaczynam czytać, szukać… mam wrażenie, ze mam już objawy depresji. Nie gotuje, nie sprzątam, ciagle leżę i czytam o powikłaniach ciąży i chorych dzieciach. Nawalam w pracy, wychodzę wcześniej, w domu wchodzę pod koc i czytam o kolejnych chorobach. Nie mam ochoty się z nikim spotykać, nie chce mi się gadać. Czuje, ze będę miała chore dziecko wiec po co cokolwiek robić i się cieszyć jak moje życie i tak runie. Jestem nienormalna jak to pisze to aż mi wstyd. Gdybym kilka lat temu przeczytała taki wpis pomyślałabym, ze to ktoś z ciężkimi zaburzeniami. Tak bardzo się boje, ze dziecko urodzi się niepełnosprawne (a już najgorszy koszmar to niepełnosprawność intelektualna), ze mysle sobie, ze byłabym szczęśliwa gdybym była bezpłodna. To jest chore. Mąż chciałby już dziecko ale absolutnie nie naciska. On nie wie o moich obawach. Zauważył, ze coś jest ze mną nie tak ale nawet mu do głowy nie przychodzi na czym się tak zafiksowałam. Mieliśmy zacząć starania wiosna tego roku. Nie mamy żadnych problemów zdrowotnych, ja od wielu lat regularnie ćwiczę na siłowni, regularnie się badam. Od 3 msc biorę Puerie Uno. W tym momencie mój stan oceniam na tragiczny. Nie mam siły wstać z łóżka. To tak mną zawładnęło, ze nawet nie chce mi się jeść czy pić… dodatkowo siostra miała ogromne problemy w ciąży, poronienia, ciąże pozamaciczna, porody skrajnie wcześniacze- w czym ja bardzo emocjonalnie uczestniczyłam. Mam wrażenie, ze ciaza zakończy moje życie bo i tak urodzę dziecko z wadami nie do wykrycia w ciąży. Co „najlepsze” nie znam zednego dziecka w rodzinie ani wśród dalszych czy bliższych znajomych które byłoby chore na cokolwiek. Serio, nie wiem jak to możliwe ale wszystkie dzieci rodzą się w moim otoczeniu zdrowe. Tym bardziej mam jakaś presję, ze to będę ja pierwsza która urodzi chore, no bo ile może być takiej rodzinnej sielanki. Nawet skrajne wcześniaki siostry są w 100% zdrowe. Dziewczyny co ja mam robic? Ja nie podołam wychowaniu chorego dziecka, boje się zajść w ciąże i podjąć to ryzyko. To mnie paraliżuje. Przestałam realizować swoje pasje, w sumie to już od 2 miesięcy nie chodzę na siłownie. Czuje się koszmarnie. Ogólnie od 10 lat biorę tabletki anty. Nadal je biorę, lekarz mówiła zeby je odstawić i od razu sie starac wiec nie odstawiałam wcześniej tylko dopiero jak podejmę już te decyzje. Ale dzis zaczęłam sie zastanawiać czy nie odstawić ich z końcem tego opakowania. Może one tez sprzyjają depresyjnym myślom? Od ok 5 lat libido mam zerowe, a nawet później zera. W sumie nie wiem jaki sens jest ich brania skoro są tak rzadko potrzebne, żenada… Co myślicie? Odstawić teraz? Boje sie, tyle lat brania. Boje sie trądziku, wypadania włosów. Ech ale może to byłaby dobra decyzja? Może to trochę „odciąży” mi umysł i wraca chęci do życia i libido? Wiem, ze z opisu kwalifikuje sie do psychiatry albo szpitala psychiatrycznego ale co mi da psychiatra skoro i tak będę widziała, ze dzieci z rzadkimi wadami sie rodzą i to, ze psychiatra/psychoterapeuta postara sie poukładać mi co nieco w głowie to to i tak nie zmieni moich obaw bo nie spowoduje to, ze dzieci będą rodziły sie tylko zdrowe. Jestem pod ściana na skraju ciężkiej depresji. Czuje, ze jestem w niej już jedna noga. Moja obsesja jest tak ogromna, ze potrafię cały weekend nie wychodzić z łóżka tylko czytac przypadki dzieci na stronach „pomagam” „serce dla maluszka” i uświadamiać sobie ile w tych historiach jest „nasze wyczekane dziecko do roku było zdrowe”, „dostało 10 pkt”, „nic nie wskazywało”… I potrafię wyć do telefonu. No porażka totalna. Co ja mam robić? Odstawić te tabletki? Iść na terapie? Ale czy ona coś da? Jak wy radziliście sobie z lękiem? A może są tu mamy dzieci niepełnosprawnych i mogą pomoc mi jakoś to poukładać? Czuje, ze za chwile oszaleje
Boje się, ze będę zalowala jeśli zdecyduje się na bezdzietność… Nie pragnę jakoś niesamowicie dziecka ale gdybym miała pewność, ze urodzę zdrowe i pogodne dzieciątko to byłabym przeszczęśliwa i mogła rodzic tu i teraz. Próbuje to racjonalizować, myśleć, ze przecież jutro może mnie potrącić samochód, mogę mieć raka, któreś z nas może ciężko zachorować, moze wybuchnąć 3 wojna albo pandemia śmiertelnej choroby i wtedy na chwile mnie to uspokaja ale to dosłownie minuty i zaraz znów czuje ten obezwładniający lęk. Stanęłam w miejscu. W tym momencie balansuje na granicy jakiegoś obłędu. Zamiast korzystać z życia, cieszyć sie chwila, ja zamykam sie w 4 ścianach, niezdolna do funkcjonowania w obawie przed czyms na co mam według statystyk 1,5% szans. A już nie wspomnę, ze moze przecież będziemy sie starać o te ciąże latami albo nigdy nam sie nie uda. Dziekuje tym które przebrnęły przez ten wywód
Będę wdzięczna z każde słowo, bo w realu boje sie komukolwiek przyznać (choć ludzie zaczynaja zauważać, ze cos sie złego ze mną dzieje)…