Sylha - w 10 miesięcy to chyba szybko mu się udało nauczyć chodzić
Super
Ani się obejrzę a moi panowie zaczną pewnie chodzić. To teraz biedna na miejscu już nie usiedzisz - jak wszędzie będzie chciał pójść ciekawy świata
TUńczyki - słodkie te Twoje córy
Hasky - Twoje też - takie maleńkie cudeńka
A ja wyżalić Wam się trochę muszę - nie mam komu innemu...:/ Chodzi o mojego meża - i o nasze małżeństwo ogólnie... Mało mi pomaga, ciągle go w domu nie ma - albo w pracy jest albo po pracy jedzie doglądać budowy naszego domu- ok to rozumiem... ALe jak ma chwilę czasu - czy w weekend, czy popołudniu jak na budowie się nic nie dzieje - znajduje sobie inne zajęcie - mecz, trening, bądź cokolwiek innego. Koniec końców chłopcy kojarzą tatę jako 'pana od kąpieli'. Jak mu zwracam uwagę to twierdzi że próbuję go ograniczać i złośliwie nie pozwalam na mecze i treningi..no sorry.....
Od porodu raz byłam u fryzjera (przed weselem siostry). Oprócz tego nigdzie sama bez dzieci nie wychodzę - choć mój mąż twierdzi że jak chcę to oczywiście mogę - tylko kiedy jak go ciągle nie ma??????
Nasze relacje są już w opłakanym stanie. Od trzech dni nie rozmawiam z nim, dzieciom na pewno taka atmosfera też nie pasuje choć jeszcze nie rozumieją nic...ale na pewno czują... :/ Nie wiem już co robić.........Nie sypiamy ze sobą już od wielu miesięcy (mówię o seksie). W ciąży nie mogliśmy - teraz ja nie mam najmniejszej ochoty na to po całym dniu z dziećmi marzę o prysznicu i śnie wieczorem...
Zaczynam myśleć coraz poważniej o rozwodzie... masakra jakaś...nie sądziłam że dojdzie do czegoś takiego. Wszelkie rozmowy kończą się kłótnią. Najlepsze jest to że jak ktoś zapyta ze zdziwieniem - "To pani sama się dziećmi opiekuje?? Nie ma pani nikogo do pomocy??" ja na to że no sama w końcu to moje maluszki i daję radę bo muszę - to mój mąż dodaje że "Taaaak bardzo ciężko się opiekować dwójką na raz".... No k**** aż się nóż w kieszeni otwiera!!
Nie wiem już co mam robić. Póki co nie gadamy ze sobą, przestałam mu prać/gotować itp. Głupia chyba byłam że pokazałam ze dam radę zająć się dwójką dzieci - a oprócz tego ogarnąć cały dom i z uśmiechem i obiadem czekać na męża...
Wybaczcie ten wywód.....ale jak napisałam to mi ciut lżej...chaotyczne te zapiski...ale i w głowie mam bałagan. Na pewno nie jestem typem kobiety która za wszelką cenę będzie ratować małżeństwo - dla dobra dzieci. Dzieci głupie nie są i czują co się dzieje w domu.... Ehhhh.....Co robić????