Dzień dobry!
![Happy :happy: :happy:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/happy.gif)
Postanowiłam - za leciutką namową koleżanki Smerfety
![Happy :happy: :happy:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/happy.gif)
- odwiedzić Wasz wątek, bo chyba przyszedł już dla mnie na to czas... Mam nadzieję, że pozwolicie się przyłączyć do Waszych rozmów.
O maleństwo staramy się z mężem od ok. 3 lat, pewnie dla jednych to dużo, dla innych mało, dla mnie oczywiście to już cała wieczność wypełniona nadzieją, oczekiwaniem, rozczarowaniami i bólem. Na początku starań udało mi się zajść w ciążę, którą niestety bardzo szybko poroniłam. I od tego czasu nic. Były inseminacje, jedno podejście do in vitro i nadal bez skutku. W tej chwili stoimy w takim punkcie, że nie wiemy co dalej. Miało być kolejne podejście do in vitro, ale nie wiem czy do niego dojdzie bo cała ta procedura budzi w nas obojgu duże wątpliwości i opory z przyczyn, o których nie chcę się teraz rozpisywać. Chociaż jak znam siebie to pewnie jeszcze spróbujemy bo pragnienie posiadania dziecka jest chyba silniejsze od wszystkiego innego i człowiek sięga po wszelkie środki i drogi do spełnienia tego marzenia, nawet jeżeli nie do końca się je akceptuje.
Ale ostatnio w naszych rozmowach przeważa temat adopcji, głównie za sprawą mojego męża, który - odnoszę wrażenie - coraz bardziej godzi się z myślą, że nie będziemy mieć biologicznego dziecka i całe swoje zaangażowanie skierował na adopcję. Zresztą wiem, że zawsze miał tą myśl w sercu, niezależnie od posiadania lub nie potomstwa biologicznego. Wielokrotnie o tym mówił, zresztą ja też podzielałam trochę jego plany, tylko, że wtedy to były takie tam rozważania o przyszłości, a i tak przede wszystkim marzyłam o ciąży, o chłopczyku, który będzie małym rozrabiaką z oczami mojego męża albo córeczce, która będzie nieśmiało uśmiechać się jak ja w jej wieku. Wiecie o co chodzi... Teraz coraz bardziej dociera do mnie, że to marzenie może nigdy się nie ziścić. Na razie nie potrafię jeszcze się z tym pogodzić, czuję wielki ból i rozpacz. I nie jestem chyba jeszcze gotowa na to, by miejsce tego marzenia zajął inny obraz - dziecka, które nie będzie mieć oczu mojego męża i mojego uśmiechu... Boję się tego bardzo, z wielu względów. Boję się, że nie będę potrafiła pokochać, że nie podołam problemom, które może mieć to dziecko - zdrowotnym, emocjonalnym, że zawiodę na całej linii - siebie, męża, a przede wszystkim to biedne dziecko.
Ale czuję, że muszę się trochę zacząć oswajać z tym tematem, może uda mi się go trochę "oswoić". Dlatego postanowiłam prześledzić Wasz wątek, poznać Wasze doświadczenia, Wasze drogi, przeżycia. Może to mi jakoś pomoże.
A teraz już nie przynudzam i zabieram się do czytania
![Happy :happy: :happy:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/happy.gif)