Dla mnie na jednej szali jest zdrada i uderzenie mnie. Jeżeli mnie zdradzi to nie ma o czym mówić, kop w dupe i tyle. Chciał pobzykać to niech bzyka dalej jeżeli rodzina się dla niego nie liczy, ale ja w trójkątach udziału nie biorę.
Jeżeli by mnie uderzył to samo bo dla mnie to brak szacunku i patologia, a ja w takiej nie chce żyć bo na to nie zasłużyłam. W jednym i drugim przypadku wierzę, że jeżeli zrobił to raz to to powtórzy dlatego drugiej szansy nie ma.
Rzutka podpisuję się pod tym obiema rękami.
Dawidowe ja też mam taką koleżankę i dziwię się, że wybaczyła. Żyją sobie dalej razem, tylko mu nie ufa. Jak można żyć z kimś nie wierząc mu? Dla mnie niewyobrażalne. Chyby bym dostała świra zastanawiając się czy w pracy czegoś nie nawywijał. W takiej sytuacji wolałabym żyć sama, jakoś sobie radzić niż się męczyć. Na pewno bym nie zapomniała.