Witam gorąco wszystkie 30tki:-)
Co prawda nie dałam rady przeczytać wszystkich 629 stron ale kilka ostatnich prześledziłam z uwagą. Z tego co widzę są tu i przyszłe mamy i te które się o to starają , ale co mnie najbardziej uderzyło i ujęło to Wasz niesamowity optymizm i radość, a sama z doświadczenia wiem po sobie, że to bardzo ważne.
My czekaliśmy i staraliśmy sie o naszą niunię 6 lat (nasz pierwszy aniołek odszedł w 8 tc 7 lat temu). Jak na złość żadnej diagnozy i wszyscy lekarze po kolei twierdzili, ze wszystko jest ok. Potem klinika leczenia niepłodności, 6 inseminacji i ciągle zero efektów. W końcu byłam już tak tym "zmęczona", ze postanowiłam przynajmniej na jakiś czas przestać brak lek, w ogóle przestać o tym tak intensywnie myśleć, ale mimo łez nigdy nie opuszczał mnie optymizm, bo zawsze wycierając nos powtarzałam sobie z uśmiechem, że musi być dobrze i na pewno się w końcu uda. No ale nieuchronnie za kilka dni stuknie mi 33 więc w tym roku zamierzaliśmy poddać się in vitro. Powoli zaczęliśmy odkładać fundusze, ja już po pierwszej wizycie u lekarza i od kwietnia miałam się brać za wszystko więc już pod koniec roku wszystko było zaplanowane. Tym czasem 1 stycznia @ nie pojawiła się jak powinna co oczywiście zrzuciłam na karb nocy sylwestrowej i lekkiego zmęczenia. Ale niestety mąż wyjeżdżał na kontrakt za kilka dni i chciałam wiedzieć na czym stoję. Więc test i godzina beczenia ze szczęścia w łazience, bo ujrzałam dwie potężne krechy na teście. I szczerze Wam się przyznam, że już powoli zaczynam zapominać o tych latach przepłakanych wieczorów w poduszkę, rozczarowań itp. A co najważniejsze tak jak wspomniała
vonka w końcu się uda, tak czy inaczej ale na pewno będzie dobrze i trzeba w to wierzyć choć czasem brakuje sił. Dlatego
Alek i inne dziewczyny głowy do góry, nie takie cuda się zdarzają i Wam na pewno też się uda, czego życzę Wam z całego serca!!!
Przepraszam, że tak się rozpisałam ale przysięgam ostatni raz
, chciałam na własnym przykładzie pokazać Wam, że wszystko jest możliwe:-)