Ewa-Krystyna
Mamy lipcowe'08 30-tki , przyszłe mamusie
musze ochlonac i sie wygadac..... dzis mial przyjechac Joe ojciec i pomoc Joe z oknami i kupnem mebli w Ikei jak i zabrac mebel na tv,ktorego juz nie potrzebujemy... mial byc o 9h30 sam, przyjechal o 10h30 - a Joe do pracy musi wyjsc o 14h00- z zona i zakupami - wykupili chyba caly zieleniak i pol rzeznika.... a ja porobilam zakupy wczoraj i polowa sie popsuje,bo nie zdazymy tego zjesc.... ale nie o to chodzi.... chlopy pojechali do Ikei i mama zostala ze mna i sie pyta co mi pomoc... ja jestem z tych co nie znosza pomocy w sprzataniu i organizowaniu domu przez innych,moze tylko kilka osob popytam co mysla o moich pomyslach,moja mama mi jeszcze cos niecos moze doradzic,ale nie Joe mama,bo ona ma zupelnie inne podejscie do urzadzania domu i w ogole zycia.... no to jej mowie,ze nie mam nic dla niej,zeby sie napila kawy i zrelaksowala... a ona,ze bedzie malowac,co Joe jeszcze nie skonczyl i mnie sie pyta gdzie farba itp... to ja jej mowie,ze to co zostalo do pomalowania ona nie moze sama zrobic,bo jest za wysoko i ktos musi ja podtrzymac - juz nie chcialam jej mowic,ze i tak wszystko co oni pomalowali przez weekend bedzie malowane raz jeszcze jak moi rodzice przyjada,bo ja jestem przyzwyczajona,ze jak sie robi dla siebie to sie robi porzadnie i10 razy lepiej niz dla kogos a nie na odpieprz zeby tylko jakos bylo.... to poszla do ogrodka porzadkowac... pomyslalam sobie,ze dobrze,bo ja na pewno tam palcem nie tkne,bo to jest Joe "dzialka" i on ma sie tym zajmowac.... no i poprzestawiala z jednego kata w drugi badziewia,ktore mielismy i pozniej z Joe i jego ojcem powyrzucali to do smieci.... w miedzyczasie ja ugotowalam obiad... chlopy wrocili z Ikei z meblami- w ogole to ona niecierpi Ikei a byla w niej tylko raz ze mna,ale meble,ktore mam i zaslonki,zanim jej powiedzialam,ze ikeowskie,bardzo jej sie podobaja i sama zamierza kupic...... no i chca sie zabierac chlopy za malowanie,a to juz 12h40 byla... ja im mowie,ze maja wyniesc ten mebel na tv do samochodu - mebel cholernie ciezki,ze w trojke musieli go wynosic- i mowie im jak maja po kolei robic,ale jak grochem o sciane.... bezmozgowce doslownie,nie uszykowali miejsca,zeby mebel obrocic i wyniesc,nie pomysleli o poodkrecaniu drzwiczek,wyjeciu polek,coby byl lzejszy i w buciorach na dywan kreca sie w kolko glowkujac jak sie do tego zabrac i narzekajac,ze odkrecanie drzwiczek to za duzo pracy .... wiec po kilku razach powtarzania z mojej strony nie wytrzymalam i w koncu zaczelam krzyczec... w miedzyczasie Joe musial sie dowiedziec gdzie jego matka polozyla smieci z ogrodka ( bo wyrzucili je dopiero pozniej)- wiec mu mowie,ze postawila na trawie,a on ,ze przeciez trzeba ( juz natentychmiast) poprzestawiac,bo dozorca trawy nie bedzie mial jak skosic!- nie wytrzymalam i mu krzyknelam,ze dozorca trawe kosil wczoraj i na pewno dzis nie bedzie jej kosil i zeby sie skupil na wynoszeniu tego mebla.... jego matka tez zaczela "pomagac",ze ona przeniesie ten pierunski mebel z jednej strony sama,to jej tlumacze poraz nty,ze nie da rady,ale sie musiala sama przekonac..... a tak chcialam byc zadowolona i to im okazac.... pozniej poszlo o monitor do komputera,ktory stal na podlodze - ja mowie,ze niepotrzebny i wyrzucic,a ona,ze mam tyle schowkow,zeby schowac bo moze sie przydac,to ja jej mowie,ze mam jeden na biurku a drugi obok na podlodze i ten jako trzeci nie jest mi do niczego potrzebny i nie bede go trzymac,bo moze kiedys sie jeszcze przyda,a dodam,ze on ma dobre 10-14 lat,wiec swoje juz dawno odsluzyl.... wyniesli w koncu ten nieszczesny mebel i smieci z ogrodu i ja mowie,ze teraz zjedza i moga jechac,a ona mi na to,ze nie beda jesc,tylko zeby Joe zjadl,bo do pracy idzie i znikneli.... poszli do samochodu przywiazywac mebel,zeby nie spadl,a ja z Joe jadlam w kuchni -nalozylam tez dla nich na talerze,bo jak przyjda i bedzie na talerzu to nie beda mogli odmowic,ale oni nie przyszli.... przesiedzieli w samochodzie,przyszli dopiero jak skonczylismy jesc.... powiedzialam Joe,ze czuje sie bardzo urazona,ze jego matka nigdy nie chce nic u nas jesc - jak zapraszalam na poczatku na obiad w niedziele,to albo nie mogla przyjsc,bo pracowala,albo przywiozla ze soba jedzenie albo powiedziala,ze zabiera nas do restauracji,bo nie chce robic klopotu..... nie wiem jaki to klopot jesli ja zapraszam na obiad z wlasnej nieprzymuszonej woli,chce dla niej gotowac,bo to matka mojego ukochanego,chce spedzic czas z jego rodzina,bo moja za oceanem i nie mam mozliwosci zaprosic ich na obiad.... wiecie jak ja sie czuje jak ona tak odmawia.... w koncu przestalam zapraszac,bo ile mozna.... doceniam co dla nas robia i jestem bardzo z tego zadowolona,ale tez musi zrozumiec,ze ja nie jestem przyzwyczajona,zeby za mnie ktos organizowal moje mieszkanie,moje rzeczy,zeby za mnie myslal... ja to zawsze robilam sama... moze wolno,ale po swojemu.... tez jej powiedzialam,ze nie lubie jak wszystko za Joe robi,bo on musi w koncu dorosnac i przejac odpowiedzialnosc za siebie,ona nie moze go we wszystkim wyreczac,bo on nie ma motywacji.... po co posprzatac w ogrodzie jak mama lub tata przyjada i za niego zrobia..... od dwoch lat mowie co chce w ogrodzie,zadnych pietruszek,pomidorow tylko trawe w ziemi i duze donice i dopiero w tych donicach pietruszke,pomidory i inne ziola,ale nie... jego ojciec co roku robi to samo.... przyjezdza na 5 minut i wsadza w kawalek ziemi bez ladu i skaldu co mu tam sie natknie akurat..... TO JEST MOJ DOM..... jesli chcesz mi pomoc to zrob to w takiej formie,zebym i ja byla zadowolona i mi sie przydalo,a nie zebym musiala sie usmiechac i dziekowac za cos czego nie chce,nie potrzebuje.... jak ja mam im to spokojnie i bez urazania powiedziec? jeszcze dodam, Joe siostra ma 21 lat i mieszka z nimi - rozpuszczona jak dziadowski bicz,ale wedlug nich to zle na nia wplywa kilkoro znajomych,a nie wychowanie jakie otrzmala czy moze lepiej powiedziec jakiego jej brak- w kazdym badz razie dzis ich matka do mnie mowi ok godziny po przyjezdzie,ze corka musi sie dzis czuc samotna, bo oni do nas przyjechali! -dziewczyna ma 21 lat i wlasnie spi,wreszcie rodzice pojechali gdzies na kilka godzin..... no i zadzwonila do niej zeby sprawdzic co robi..... czy ja jestem jakas dziwna,czy rzeczywiscie oni przesadzaja? a jeszcze musze dodac,ze od ponad tygodnia w naszym kompleksie remontuja garaze ( znajduja sie one obok i bezposrednio pod naszym domem) i caly prawie dzien slychac mlot pneumatyczny,wiec mozecie sobie wyobrazic jak to jeszcze pomaga..... no i teraz mala sie tak rozpycha,ze az sie zaczynam bac..... ale juz mi troche przeszlo jak sobie popisalam.... jutro Joe ojciec przyjezdza ale sam i na szczescie mnie nie bedzie,bo ide do diabetykow na kontrole.... i jeszcze dodam,ze na koniec jej powiedzialam,ze czuje sie bardzo urazona,ze ona nigdy nic nie chce u mnie jesc i ja u niej tez nie bede juz jesc,przynosi zakupy,o ktore nie prosze wiec chociaz moglaby cos zjesc co ugotuje w podziece - gotuje calkiem calkiem... glupkowato sie usmiechnela z bezradnosci,bo nie wiedziala co powiedziec i powiedziala w koncu,ze ok zje troszke,to jej odpowiedzialam,ze juz wyrzucilam z ich talerzy zawartosc do smieci i ja nie chce w taki sposob zeby jadla... nawet Joe sie glupio robi na jej takie postepowanie,ale biedak co moze poradzic.... tylko mi mowi,ze ona juz taka jest.....
sorry bardzo za taki pokrecony i dlugi post,ale byl mi bardzo potrzebny.... bym zadzwonila do mamy,ale przez ten cholerny mlot pneumatyczny nic nie slychac przez telephone,a jak skoncza to w Polsce bedzie dobrze po polnocy......
sorry bardzo za taki pokrecony i dlugi post,ale byl mi bardzo potrzebny.... bym zadzwonila do mamy,ale przez ten cholerny mlot pneumatyczny nic nie slychac przez telephone,a jak skoncza to w Polsce bedzie dobrze po polnocy......