Wiem dziewczyny że wśród nas są kobiety które poroniły. Może to nie miejsce aby o to pytać ale nie mogę sobie poradzić z tym. Wczoraj miałam zabieg i wróciłam do domu. Jak Wy sobie z tym radziłyście? Ja cały czas tylko ryczę. Nie mogę się niczym zająć bo ciągle to do mnie wraca.
reklama
Rozwiązanie
Tak wiem że każdy ma inny sposób na przeżycie żałoby. Dziwne bo żałobą i kryzysem zajmuje się zawodowo ale jednak pomoc innym a pomoc sobie to dwie różne rzeczy.
U mnie w mieście jest grób dzieci utraconych. Pogrzeb jest 2x w roku i kolejny będzie dopiero w wakacje. Razem z mężem chcemy na niego iść. Niezależnie od siebie szukaliśmy tych informacji. Nie wiem jakiej był płci bo to 10 tydzień i lekarz już nic nie widział poza pecherzykiem ale nazwaliśmy go Junior. Razem stwierdziliśmy że będziemy go odwiedzać i kupimy mu zabawkę albo figurkę aniołka. Będziemy chodzić do niego i palić świeczkę. To dla mnie to ogromnie ważne żeby mieć możliwość pójść do niego. Zgodnie stwierdziliśmy też że lepiej jak będzie z innymi dziećmi. Maleńkiej...
89karola80
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 8 Październik 2019
- Postów
- 541
Moja kochanaWiem dziewczyny że wśród nas są kobiety które poroniły. Może to nie miejsce aby o to pytać ale nie mogę sobie poradzić z tym. Wczoraj miałam zabieg i wróciłam do domu. Jak Wy sobie z tym radziłyście? Ja cały czas tylko ryczę. Nie mogę się niczym zająć bo ciągle to do mnie wraca.
Nie wiem, czy mnie pamiętasz z innego wątku przypomnę Ci moją historię.
Pierwsza ciąża - poronienie 8 tc (zarodek się nie rozwijal) Nie wiem na którym tygodniu się zatrzymał, lekarz nic nie mówił. W lipcu dostałam plamien, zgłosiłam się od lekarza, przekazał, że "źle to wygląda", prosil wykonać betę HCG (była bardzo niska) i zgłosić się za 3 dni. Na wizycie okazało się, że zaczynam się sama oczyszczać i nie będzie potrzebny zabieg.
Strasznie przeżyłam to co mnie spotkało, ból, złość, płacz, strach co będzie dalej? Pytania, dlaczego? Byłam 2 tygodnie na L4 i bardzo bałam się powrotu do pracy, bo tam wszyscy widzieli, że byłam w ciąży, a następnie że już nie Bardzo pomógł mi mój lekarz, który przekazał dlaczego tak mogło się stać (wada genetyczna) oraz to, że może to lepiej wcześniej niż później (w tym samym czasie moja koleżanka urodziła martwego dzidziusia w 5 miesiącu ). Trafiłam na forum, gdzie wtedy tak na prawdę dowiedziałam się, że poronienie to niestety chleb powszedni I kontakt z koleżankami, które znając moja historie, zaczęły się otwierać i mówić "Karola, ja też przez to przeszłam" Ja jestem z natury bardzo wrażliwa, uczuciowa i myślę, że to, że nie było jeszcze serduszka sprawilo, że "szybciej" doszłam do siebie i inaczej to sobie tlumaczylam. Teraz jestem w 18 tc i to co przeszłam sprawia, że zamiast cieszyć się ciąża, cały czas żyje w strachu Bo to zawsze zostanie w mojej pamięci i nie raz "łapie się" na tym, że siedzę i rozmyślam o tym co było i jakby było, gdyby było inaczej Ale musimy patrzyć w przód
Życzę Ci dużo spokoju Odpocznij, zregeneruj siły jestem myślami z Tobą
reklama
Doskonale pamiętam Twoją historię. Jak komuś mówię że jestem po poronieniu to słyszę wokoło "mnie też to spotkało". Najbardziej bolą mnie komentarze "nic się nie stało". "Na tym świat się nie kończy". "Zrobocie sobie następne" itp. No kurwicy można dostać! Jak nic się nie stało jak widziałam bijące serduszko! Jak zrobię sobie następne? A co to jest przepraszam laurka na święta czy co? Moja matka dziś do mnie dzwoniła żebym do niej przyszła pogadać i że nie mam płakać i takie inne bzdury. Tylko nie bierze pos uwagę że opiekuje się moją siostrzenicą która ma rok i w domu dziadków jest pełno jej ubrań zabawek czy pampersów. Mnie dobijają kobiety w ciąży albo z wózkami. Same znaczki o ustąpieniu w kolejce kobiecie w ciąży powodują u mnie płacz. Dobrze że e dziś mój mąż jest w pracy to mogę swobodnie płakać. On wczoraj (dzień zabiegu) nie mógł zasnąć i płakał w poduszkę (jak widać facetów też to bardzo dotyka).Moja kochana
Nie wiem, czy mnie pamiętasz z innego wątku przypomnę Ci moją historię.
Pierwsza ciąża - poronienie 8 tc (zarodek się nie rozwijal) Nie wiem na którym tygodniu się zatrzymał, lekarz nic nie mówił. W lipcu dostałam plamien, zgłosiłam się od lekarza, przekazał, że "źle to wygląda", prosil wykonać betę HCG (była bardzo niska) i zgłosić się za 3 dni. Na wizycie okazało się, że zaczynam się sama oczyszczać i nie będzie potrzebny zabieg.
Strasznie przeżyłam to co mnie spotkało, ból, złość, płacz, strach co będzie dalej? Pytania, dlaczego? Byłam 2 tygodnie na L4 i bardzo bałam się powrotu do pracy, bo tam wszyscy widzieli, że byłam w ciąży, a następnie że już nie Bardzo pomógł mi mój lekarz, który przekazał dlaczego tak mogło się stać (wada genetyczna) oraz to, że może to lepiej wcześniej niż później (w tym samym czasie moja koleżanka urodziła martwego dzidziusia w 5 miesiącu ). Trafiłam na forum, gdzie wtedy tak na prawdę dowiedziałam się, że poronienie to niestety chleb powszedni I kontakt z koleżankami, które znając moja historie, zaczęły się otwierać i mówić "Karola, ja też przez to przeszłam" Ja jestem z natury bardzo wrażliwa, uczuciowa i myślę, że to, że nie było jeszcze serduszka sprawilo, że "szybciej" doszłam do siebie i inaczej to sobie tlumaczylam. Teraz jestem w 18 tc i to co przeszłam sprawia, że zamiast cieszyć się ciąża, cały czas żyje w strachu Bo to zawsze zostanie w mojej pamięci i nie raz "łapie się" na tym, że siedzę i rozmyślam o tym co było i jakby było, gdyby było inaczej Ale muszę patrzyć w przód
Życzę Ci dużo spokoju Odpocznij, zregeneruj siły jestem myślami z Tobą
Niby życie toczy się dalej. Ale na prawdę nie mam ochoty na wychodzenie do ludzi. Za chwilę roczek siostrzenicy (w lutym) na który nie pójdę bo będę tylko ryczeć. Mamy zaproszenie na urodziny teścia ale ja też na pewno nie pójdę a mąż pójdzie tylko na chwilę. Niestety teściowie chyba tego nie rozumieją czemu nie chce przyjść. Oni wiedzą jaka jest sytuacja ale będą tam inne osoby z rodziny i jak co roku będzie temat "a kiedy Wy..." i co ja mam wtedy zrobić? Wybuchnąć płaczem bo to jest nie do opanowania czy co?
Nic tak nie zamyka buzi innym ludziom jak prawda. Po prostu powiesz, że straciłaś dziecko. Jeśli ty sobie z tematem poradzisz to inni nie będą cię ranić. Niestety radzenie sobie po stracie dziecka to długi proces oswajania. Najważniejsze by nie robić z tego tematu tabu, ale też nadmiernie się z tym nie afiszować. A wścibskim zamykać buzię prawda. To im wtedy będzie głupio, nie tobie. Zastanowią się trochę wtedy nad tym co mówią.Doskonale pamiętam Twoją historię. Jak komuś mówię że jestem po poronieniu to słyszę wokoło "mnie też to spotkało". Najbardziej bolą mnie komentarze "nic się nie stało". "Na tym świat się nie kończy". "Zrobocie sobie następne" itp. No kurwicy można dostać! Jak nic się nie stało jak widziałam bijące serduszko! Jak zrobię sobie następne? A co to jest przepraszam laurka na święta czy co? Moja matka dziś do mnie dzwoniła żebym do niej przyszła pogadać i że nie mam płakać i takie inne bzdury. Tylko nie bierze pos uwagę że opiekuje się moją siostrzenicą która ma rok i w domu dziadków jest pełno jej ubrań zabawek czy pampersów. Mnie dobijają kobiety w ciąży albo z wózkami. Same znaczki o ustąpieniu w kolejce kobiecie w ciąży powodują u mnie płacz. Dobrze że e dziś mój mąż jest w pracy to mogę swobodnie płakać. On wczoraj (dzień zabiegu) nie mógł zasnąć i płakał w poduszkę (jak widać facetów też to bardzo dotyka).
Niby życie toczy się dalej. Ale na prawdę nie mam ochoty na wychodzenie do ludzi. Za chwilę roczek siostrzenicy (w lutym) na który nie pójdę bo będę tylko ryczeć. Mamy zaproszenie na urodziny teścia ale ja też na pewno nie pójdę a mąż pójdzie tylko na chwilę. Niestety teściowie chyba tego nie rozumieją czemu nie chce przyjść. Oni wiedzą jaka jest sytuacja ale będą tam inne osoby z rodziny i jak co roku będzie temat "a kiedy Wy..." i co ja mam wtedy zrobić? Wybuchnąć płaczem bo to jest nie do opanowania czy co?
Straciłam 2 dzieci. I wbrew opiniom lekarzy, którzy twierdzili, że dzieci mieć nie bede dwoje urodziłam. To wszystko siedzi w naszych głowach. Na początku jak dowiedziałam się, że maluch nie przeżyje to też widziałam tylko brzuchy i wózki. Płakałam. Potem nauczyłam się cieszyć szczęściem innych. Nauczyłam się, że inni też mogą mieć ciężka historię starań za sobą, może straty. To, że dziś widzimy ich w szczęściu niewiele mówi o ich przeszłości. I to nie ich wina, że się udało, czy nie udało mieć dzieci. Najważniejsze to docenić, że dzieci w ogóle są i jakie to wspaniałe, że są ludzie, którzy nie doświadczyli poronienia, czy przedwczesnego porodu. To tak ogromny ból, że nawet najgorszemu wrogowi się go nie życzy.
A co do tzw "patologi"... Po stracie od razu się ich czepiamy, też to robiłam. Trzeba jednak zrozumieć, że każdy ma możliwość wyboru i to uszanować, a nie oceniać, nie patrzyć na nich przez żal, który rozrywa serce. To nikomu nie pomaga. Żal trzeba odreagować, a uwagę skupić na tym co zrobić, by więcej nie doświadczyć straty.
89karola80
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 8 Październik 2019
- Postów
- 541
Dokładnie miałam takie same odczucia. Pamiętam jak ciężko było mi odwiedzić teściów, bo bałam się tych tysięcy pytań a jeszcze gorzej współczucia. Może to głupio zabrzmi, ale wolałam przejść do porządku dziennego, nie chciałam, aby ktoś mi współczul i trząsł się nade mną. Chciałam to przezyc sama wraz z moim mężem. Też na początku nie mogłam o tym rozmawiać, bo serce mialam złamane i gardło ścisniete, ale z czasem potrafiłam się otworzyć. Nie mogłam patrzyć na kobiety w ciąży, na ciuszki, bo łzy naplywaly mi do oczu, ale czas jest najlepszym lekarstwem. Udało mi się 2 miesiące później zajsc w ciążę, mimo, że bałam się jak cholera, aby znów tego nie przeżywać, ale trzeba być dobrej myśli Mocno Cię ściskamDoskonale pamiętam Twoją historię. Jak komuś mówię że jestem po poronieniu to słyszę wokoło "mnie też to spotkało". Najbardziej bolą mnie komentarze "nic się nie stało". "Na tym świat się nie kończy". "Zrobocie sobie następne" itp. No kurwicy można dostać! Jak nic się nie stało jak widziałam bijące serduszko! Jak zrobię sobie następne? A co to jest przepraszam laurka na święta czy co? Moja matka dziś do mnie dzwoniła żebym do niej przyszła pogadać i że nie mam płakać i takie inne bzdury. Tylko nie bierze pos uwagę że opiekuje się moją siostrzenicą która ma rok i w domu dziadków jest pełno jej ubrań zabawek czy pampersów. Mnie dobijają kobiety w ciąży albo z wózkami. Same znaczki o ustąpieniu w kolejce kobiecie w ciąży powodują u mnie płacz. Dobrze że e dziś mój mąż jest w pracy to mogę swobodnie płakać. On wczoraj (dzień zabiegu) nie mógł zasnąć i płakał w poduszkę (jak widać facetów też to bardzo dotyka).
Niby życie toczy się dalej. Ale na prawdę nie mam ochoty na wychodzenie do ludzi. Za chwilę roczek siostrzenicy (w lutym) na który nie pójdę bo będę tylko ryczeć. Mamy zaproszenie na urodziny teścia ale ja też na pewno nie pójdę a mąż pójdzie tylko na chwilę. Niestety teściowie chyba tego nie rozumieją czemu nie chce przyjść. Oni wiedzą jaka jest sytuacja ale będą tam inne osoby z rodziny i jak co roku będzie temat "a kiedy Wy..." i co ja mam wtedy zrobić? Wybuchnąć płaczem bo to jest nie do opanowania czy co?
Destino mądrze prawi
Szczęśliw@
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 5 Sierpień 2019
- Postów
- 174
Masz prawo przejść żałobę,nie ważne że to byl"zarodek" 5,6,7 czy więcej tygodniowy. To był człowiek! Psychicznie i fizycznie nastawialas się na jego przyjście na świat A nie pochówek... żałobe po stracie dzieciątka trzeba przejść etapami.Doskonale pamiętam Twoją historię. Jak komuś mówię że jestem po poronieniu to słyszę wokoło "mnie też to spotkało". Najbardziej bolą mnie komentarze "nic się nie stało". "Na tym świat się nie kończy". "Zrobocie sobie następne" itp. No kurwicy można dostać! Jak nic się nie stało jak widziałam bijące serduszko! Jak zrobię sobie następne? A co to jest przepraszam laurka na święta czy co? Moja matka dziś do mnie dzwoniła żebym do niej przyszła pogadać i że nie mam płakać i takie inne bzdury. Tylko nie bierze pos uwagę że opiekuje się moją siostrzenicą która ma rok i w domu dziadków jest pełno jej ubrań zabawek czy pampersów. Mnie dobijają kobiety w ciąży albo z wózkami. Same znaczki o ustąpieniu w kolejce kobiecie w ciąży powodują u mnie płacz. Dobrze że e dziś mój mąż jest w pracy to mogę swobodnie płakać. On wczoraj (dzień zabiegu) nie mógł zasnąć i płakał w poduszkę (jak widać facetów też to bardzo dotyka).
Niby życie toczy się dalej. Ale na prawdę nie mam ochoty na wychodzenie do ludzi. Za chwilę roczek siostrzenicy (w lutym) na który nie pójdę bo będę tylko ryczeć. Mamy zaproszenie na urodziny teścia ale ja też na pewno nie pójdę a mąż pójdzie tylko na chwilę. Niestety teściowie chyba tego nie rozumieją czemu nie chce przyjść. Oni wiedzą jaka jest sytuacja ale będą tam inne osoby z rodziny i jak co roku będzie temat "a kiedy Wy..." i co ja mam wtedy zrobić? Wybuchnąć płaczem bo to jest nie do opanowania czy co?
Z czasem spojrzysz na dzieci,kobiety w ciazy, bo teraz po prostu serce się rozrywa-bo to TY miałaś też wyczekiwac A teraz został bol i tęsknota za nieosiągalnym.
Ściskam mocno,dasz radę, nie tłum emocji.
Kiedy straciłam pierwsze dziecko, zawalił mi się świat. Mimo, że wiedziałam, że je stracę jeszcze jako nastolatka. Mimo, że lekarz długo nas na stratę przygotowywał. Coś wtedy w człowieku umiera. Jakaś cząstka nas samych. Dlatego żałoba jak najbardziej jest wskazana. I nie patrz na to, że ciąża była wczesna.Wiem dziewczyny że wśród nas są kobiety które poroniły. Może to nie miejsce aby o to pytać ale nie mogę sobie poradzić z tym. Wczoraj miałam zabieg i wróciłam do domu. Jak Wy sobie z tym radziłyście? Ja cały czas tylko ryczę. Nie mogę się niczym zająć bo ciągle to do mnie wraca.
Strata dziecka na każdym etapie jest niezwykle bolesna. Człowiek po takim doświadczeniu już nigdy nie jest taki sam. Życie zasnuwa ciemność, życie które było dotychczas przestaje mieć znaczenie, świat kruszy się i rozpada. Strata dziecka przebudowuje wszystko w nas i wokół nas. Ważne by pozwolić sobie na emocje, na ich obecność, na to, by mogły wybrzmieć. Trzeba dać im ujście. A więc trzeba płakać ile się chce i krzyczeć, i czuć żal, ale nie można dać się żalowi pochłonąć.
Jeśli jest ktoś, z kim mogłabyś o tym rozmawiać byłoby dobrze. Nawet jeśli na początku słowa będą grzęzły w gardle, a jedynie łzy będą przemawiać. Z czasem to się zmieni.
Warto też maluszka uczłowieczyć, czyli jeśli nie znalas płci i nie masz możliwości poznać, to sama mu ją nadaj, podobnie imię. Tak by móc o maluszku mówić personalnie. Jeśli potrzebujesz to nawet warto uczestniczyc w pochówku. Teraz często są mszę w intencji dzieci nienarodzonycj. Jest też dzień dziecka utraconego chyba w październiku. Możesz znaleźć sobie miejsce jeśli nie masz grobu, gdzie będziesz mogła zapalić światełko.
Przede wszystkim daj sobie czas... Godzenie się ze strata jest rozłożone w czasie. To miesiące, a nawet lata. I choć ja i inne osoby powiemy ci jak my sobie z tym poradziliśmy, to prawda jest taka, że potrzebujesz znaleźć swój własny sposób.
Ostatnia edycja:
Tak wiem że każdy ma inny sposób na przeżycie żałoby. Dziwne bo żałobą i kryzysem zajmuje się zawodowo ale jednak pomoc innym a pomoc sobie to dwie różne rzeczy.Kiedy straciłam pierwsze dziecko, zawalił mi się świat. Mimo, że wiedziałam, że je stracę jeszcze jako nastolatka. Mimo, że lekarz długo nas na stratę przygotowywał. Coś wtedy w człowieku umiera. Jakaś cząstka nas samych. Dlatego żałoba jak najbardziej jest wskazana. I nie patrz na to, że ciąża była wczesna.
Strata dziecka na każdym etapie jest niezwykle bolesna. Człowiek po takim doświadczeniu już nigdy nie jest taki sam. Życie zasnuwa ciemność, życie które było dotychczas przestaje mieć znaczenie, świat kruszy się i rozpada. Strata dziecka przebudowuje wszystko w nas i wokół nas. Ważne by pozwolić sobie na emocje, na ich obecność, na to, by mogły wybrzmieć. Trzeba dać im ujście. A więc trzeba płakać ile się chce i krzyczeć, i czuć żal, ale nie można dać się żalowi pochłonąć.
Jeśli jest ktoś, z kim mogłabyś o tym rozmawiać byłoby dobrze. Nawet jeśli na początku słowa będą grzęzły w gardle, a jedynie łzy będą przemawiać. Z czasem to się zmieni.
Warto też maluszka uczłowieczyć, czyli jeśli nie znalas płci i nie masz możliwości poznać, to sama mu ją nadaj, podobnie imię. Tak by móc o maluszku mówić personalnie. Jeśli potrzebujesz to nawet warto uczestniczyc w pochówku. Teraz często są mszę w intencji dzieci nienarodzonycj. Jest też dzień dziecka utraconego chyba w październiku. Możesz znaleźć sobie miejsce jeśli nie masz grobu, gdzie będziesz mogła zapalić światełko.
Przede wszystkim daj sobie czas... Godzenie się ze strata jest rozłożone w czasie. To miesiące, a nawet lata. I choć ja i inne osoby powiemy ci jak my sobie z tym poradziliśmy, to prawda jest taka, że potrzebujesz znaleźć swój własny sposób.
U mnie w mieście jest grób dzieci utraconych. Pogrzeb jest 2x w roku i kolejny będzie dopiero w wakacje. Razem z mężem chcemy na niego iść. Niezależnie od siebie szukaliśmy tych informacji. Nie wiem jakiej był płci bo to 10 tydzień i lekarz już nic nie widział poza pecherzykiem ale nazwaliśmy go Junior. Razem stwierdziliśmy że będziemy go odwiedzać i kupimy mu zabawkę albo figurkę aniołka. Będziemy chodzić do niego i palić świeczkę. To dla mnie to ogromnie ważne żeby mieć możliwość pójść do niego. Zgodnie stwierdziliśmy też że lepiej jak będzie z innymi dziećmi. Maleńkiej białej trumienki bym nie zniosła. A tak będzie z innymi aniołkami. Szkoda tylko że muszę czekać do wakacji.
zadowolonaM
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 15 Październik 2018
- Postów
- 3 501
Wiem dziewczyny że wśród nas są kobiety które poroniły. Może to nie miejsce aby o to pytać ale nie mogę sobie poradzić z tym. Wczoraj miałam zabieg i wróciłam do domu. Jak Wy sobie z tym radziłyście? Ja cały czas tylko ryczę. Nie mogę się niczym zająć bo ciągle to do mnie wraca.
Rok temu poroniłam w 17 tyg było ciężko bardzo w domu dzieci maz a ja nie umiałam sobie poradzić płakałam bo płacz chyba mi pomagał dużo rozmawiałam z przyjaciółka bo ona chciała słychać dni mijały i miesiące w sercu została ta mała pustka i tęsknota .., w styczniu teraz minął rok od straty i chyba ja dopiero teraz zrzuciłam ta żałobę. Każde z kobiet potrenuje swojego czasu po prostu ..
WeronikaLat
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 2 Styczeń 2020
- Postów
- 602
Ja jestem po 2 poronieniach, obecnie w 17tc. Do tej pory przeżywam i martwię się co dalej... Mi to nie minęło niestety, nie ma dnia, żebym nie myślała o moich aniołkach...
reklama
CiemnaMasa
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 27 Grudzień 2019
- Postów
- 191
Hmm chciałabym napisać, że Cię rozumiem. Naprawdę... chciałabym krzyczeć, płakać i przeżywać.
Mam świadomość, że straciłam ciążę. Nie zdążyłam nawet zobaczyć zarodka na USG. Mam świadomość, że jest we mnie i niebawem przyjdzie najgorszy moment.. i tego się cholernie boję. Póki co rozmawiam o tym z dwoma osobami, wbrew pozorom zwykli znajomi z pracy. Może właśnie dlatego jest mi łatwiej. Nie zalewam się łzami, nie obwiniam się, nie myślę o tym.. uśmiecham się, żartuje.
Boję się momentu, gdy organizm zacznie się oczyszczać. Boję się, że rozpadnę się na drobne kawałeczki. Nie wiem ile czasu to będzie trwało, kiedy nastąpi. Mija ok. 1,5 tygodnia od kiedy zauważyłam, że beta hcg ma nieprawidłowy przyrost. A 25/12 dostałam bóli.. boję się, że zaskoczy mnie to w pracy, że zacznę mocno krwawić i współpracownicy zorientują się co się stało. Boję się ich współczucia, tak tak boję.. wbrew pozoru twarda baba jest pełna obaw..
W przyszłym tygodniu mam wizytę u lekarza, u siebie w DK.. bo wszystko wydarzyło się w Polsce, badania, USG itp. dowiedziałam się o ciąży kilka dni przed wyjazdem na święta. Będę musiała wszystko opowiedzieć, pokolei.. układam sobie w głowie, żeby nie rozczulić się zbytnio.
Z jednej strony tj wyżej wspomniałyscie.. jeśli miałabym skazać dziecko na zespół nieuleczalnych chorób tylko dlatego, bo chcę mieć dziecko.. to lepiej, że natura zadziałała sama.
Widzę jeden pozytywny aspekt, zaszłam w ciążę, czułam tą radość widząc test, a raczej 5 testów.. widziałam radość Męża jest szansa na przyszłość. Cieszę się, że nie usłyszałam serduszka, bo zapewne słyszała bym jego bicie do dziś.
Mam świadomość, że straciłam ciążę. Nie zdążyłam nawet zobaczyć zarodka na USG. Mam świadomość, że jest we mnie i niebawem przyjdzie najgorszy moment.. i tego się cholernie boję. Póki co rozmawiam o tym z dwoma osobami, wbrew pozorom zwykli znajomi z pracy. Może właśnie dlatego jest mi łatwiej. Nie zalewam się łzami, nie obwiniam się, nie myślę o tym.. uśmiecham się, żartuje.
Boję się momentu, gdy organizm zacznie się oczyszczać. Boję się, że rozpadnę się na drobne kawałeczki. Nie wiem ile czasu to będzie trwało, kiedy nastąpi. Mija ok. 1,5 tygodnia od kiedy zauważyłam, że beta hcg ma nieprawidłowy przyrost. A 25/12 dostałam bóli.. boję się, że zaskoczy mnie to w pracy, że zacznę mocno krwawić i współpracownicy zorientują się co się stało. Boję się ich współczucia, tak tak boję.. wbrew pozoru twarda baba jest pełna obaw..
W przyszłym tygodniu mam wizytę u lekarza, u siebie w DK.. bo wszystko wydarzyło się w Polsce, badania, USG itp. dowiedziałam się o ciąży kilka dni przed wyjazdem na święta. Będę musiała wszystko opowiedzieć, pokolei.. układam sobie w głowie, żeby nie rozczulić się zbytnio.
Z jednej strony tj wyżej wspomniałyscie.. jeśli miałabym skazać dziecko na zespół nieuleczalnych chorób tylko dlatego, bo chcę mieć dziecko.. to lepiej, że natura zadziałała sama.
Widzę jeden pozytywny aspekt, zaszłam w ciążę, czułam tą radość widząc test, a raczej 5 testów.. widziałam radość Męża jest szansa na przyszłość. Cieszę się, że nie usłyszałam serduszka, bo zapewne słyszała bym jego bicie do dziś.
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 4
- Wyświetleń
- 2 tys
- Odpowiedzi
- 11
- Wyświetleń
- 4 tys
G
- Odpowiedzi
- 18
- Wyświetleń
- 1 tys
- Odpowiedzi
- 61
- Wyświetleń
- 4 tys
Podziel się: