reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Wszystko o porodzie

reklama
Paulinek głowa do góry - jedno dziecko urodzone w 30tyg wystarczy - drugie na pewno urodzi się w terminie, tak dla równowagi ;) Będzie dobrze - zobaczysz ;)
A ja tylko wspomnę sytuacje jak leżałam w grudniu na chirurgii. Dostałam od koleżanki sms, że druga koleżanka ma termin właśnie na 08. grudnia no i ta jej współczuje, bo już za kilka godzin zacznie rodzić. Kiedy rozejrzałam się dookoła sali, gdzie leżały oprócz mnie jeszcze 3 babki do operacji, oczywiście raka (jak to teraz na chirurgii często bywa), kiedy pomyślałam sobie, że moja przyjaciółka właśnie łysieje, bo jest w trakcie przyjmowania kolejnej chemii (podawali jej już 3 rodzaj) to sobie nawet nie wyobrażacie jakiego ja do tej koleżanki sms wysmarowałam!!!
I ja rozumiem, ze poród to nic przyjemnego i nie będzie łaskotać, ale w takiej chwili trzeba myśleć o tym jakie nas szczęście spotkało, że rodzi nam się Dzieciątko, na które tyle się czekało, ze ból minie, za 3-4 dni wyjdziemy z maleństwem do domu i będziemy żyli długo i szczęśliwie. Na prawdę są gorsze sytuacje w życiu, tyle tylko, że my o nich nie myślimy dopóki nas jakieś nieszczęście nie spotka... Ale taka natura ludzka - ja też kiedy jestem zdrowa nie myślę o tym, ze jest fajnie, bo nic nie boli ;)
Ale to są moje osobiste doświadczenia, kiedy będę rodzić i kiedy pomyślę o mojej przyjaciółce, która ma 26lat, wspaniałego męża i ... raka z licznymi przerzutami i która pewnie chciałaby mieć Dziecko, ale nie może, bo walczy o życie i jeszcze długo będzie walczyć, to całkiem odmieni mi się stosunek do tego całego zamieszania ;( Jeżeli zbyt osobiste to przepraszam- nie chciałam nikogo urazić...
 
tosienka masz dużo racji....zresztą jakby nie było- nie my pierwsze nie ostatnie...kobiety rodzily rodzą i rodzic będą zawsze...taka jest nasza fizjonomia..jesteśmy maszynami do tego przystosowanymi...a ze łątwo nie będzie?? no a czy ktoś mówił ze będzie?? i jak to zawsze bywa sa rzeczy gorsze i milsze...w zasadzie to nie ma znaczenia...urodzić trzeba i tak- nikt nas nie będzie pytal- chce pani rodzic czy jeszcze sobie pani ponosi z 10 lat zanim się pani przygotuje mentalnie?
mysle ze nie ma się co nakrecac...tak czy siak urodzić musimy..i urodzimy lzej ciężej naturlanie czy przy pomocy medycyny...to wszystko w ostaecznym rozrachunku ma niewielkie znaczenie....
 
boję się że ja też będę tak się darła na męża przy porodzie, dlatego waham się by był przy porodzie. Kogoś musze obwinić za swoje cierpienie, a kogo jak nie jego :D
Ciekawa jestem naszych opowieści za pare tygodni z porodówki, ja czasem tak bardzo chciałabym mieć to już za sobą ...
 
U mnie mąż był przy obu porodach i teraz też będzie jeśli się uda :) Poród rodzinny mamy już opłacony.
Ale ja nie namawiam nikogo,bo to indywidualna sprawa każdej pary. Jeżeli facet jest mało odporny na widoki krwi albo zwyczajnie boi się,że nie wytrzyma, to lepiej go nie zmuszać, a wziąć ze sobą mamę,siostrę czy przyjaciółkę nawet.
Mój rozśmieszał mnie na porodówce, liczył skurcze, trzymał za rękę, masował plecy, dodawał otuchy. A gdy dziecko się urodziło - przecinał pępowinę, tulił i podawał mi dziecko, a potem pstrykaliśmy fotki na pamiątkę. Takie zdjęcia są bezcenne :) Szkoda,że przy Gabi nie wzieliśmy aparatu.
 
Ja tez pierwsze dziecie powiłam w towarzystwie byłego męża- i choć nasze drogi rozeszły się całkowicie pod kazdym względem- akurat w trakcie porodu był nieocenionym wsparciem(wtedy i tylko wtedy)- porod mam nagrany na kamere...ogladalam chyba tylko raz...albo wcale....może kiedyś jeszcze obejze..nie wiem poki co na dzień dzisiejszy weźmiemy na pewno aparat na pierwsze grochowe oddechy na planecie ziemia :) mój obecny maz jest typem który nie rwal się do towarzystwa przy porodzie " no ja nie wiem ja to kiedyś ogladalem na national geografic i to było obrzydliwe...nie wiem czy ja chce na to patrzeć" powiedziałam ze ja go nie potrzebuje na widowni tylko do wsparcia- nie ma ogladac porodu tylko rodzic ze mna- ale wybor zostawiłam jemu bez naciskow i gderania- poiwedzialm tylko tyle i był koniec tematu. ostanio zapytałam czy przemyslal kwestie uczestniczenia przy porodzie odpowiedział " no a jak ty sama chcesz urodzić przecie oboje musimy urodzić grocha".
ja się chyba nie darłam na eksa...chyba nie darłam się na nikogo..a nie do eksa w pewnym momencie powiedzialm "wypie*alaj z tą kamęra" a do położnej jak mi mówiła ze jeszcze mam nie przeć powiedziałam "a weźźźźźźźźźźź mnie nie wkur*wiaj kobieto" a tak to bylam w miare cicha i skupiona...chyba te dwa wulgarne wyskoki były efektem tego ze mnie z mojego skupienia próbowali wytrącić... :p
 
reklama
Ja na ogół w takich chwilach nie jestem spokojna, i boję sie wiązanki jaką mogę puścić, zwłaszcza że przy porodzie będzie chrzesna męża która jest ginekologiem w szpitalu w którym będę rodzić, a nie darze ją specjalna sympatią :)

Jesli chodzi o to co napisała tosienka to oczywiście masz racje, ale tak to juz jest że skupiamy sie na swoich przeżyciach, problemach i cierpieniu, a doceniamy to co mamy dopiero jak to stracimy...
 
Do góry