Nie mam już do niego siły. W piątek po fryzjerce mieliśmy jechać na zakupy, to już był drugi termin przekładany, nie zdążyliśmy ok obiecał w niedziele,pomyślałam że mhm już to widzę jak w niedziele będzie latał i ciuchy bez poganiania kupował. No nic... Niedziela rano do pracy, wrócił po 11 ogarnął się, pojechał z młodym odprowadzić auto, obejrzał coś tam w tv zjedliśmy obiad i się zaczęło. Wstaje ubieram się i mówię to jedziemy, bo będziesz mnie poganiał, a ten że dzisiaj już się nie opłaca że to że tamto, ugryzłam się w język poszłam do sypialni wkurwiona.. Młody m coś powiedział i przyszedł że jedziemy, ja juz zła nie chciałam, ale ok już jedziemy. Pojechaliśmy też zamienić korki z pepsi itd no i otworzyli w Łodzi sukcesje to wstąpiliśmy do jednego jedynego croppa, oczywiście mnie poganiał, idziemy na parking a on bilecik zgubił i tu już się afera zaczęła, najpierw to była wina młodego, bo zadzwonił gdzie jesteśmy i musiał mu wypaść. Później to była moja wina bo kiedyś mu schowałam i ma jak to określił uraz. A później o wszystko i o nic poszło sam powiedział że powinien sobie kogoś normalnego poszukać. A ja obiecałam mu ze w tym tygodniu pozew będzie złożony. I tak ciągle praca jest ważniejsza niż ja, wszystko jest ważniejsze niż ja, zaraz lato będzie siana, żniwa będzie całe lato u rodziców, (jakoś jak daleko pracował dawali sobie rade, od kiedy tu mieszkamy, no gospodarstwo bez niego nie funkcjonuje).... A i jeszcze jestem taka dziwna bo mi się w niedziele obiadu zachciało, wymiękłam. No o tyle rzeczy się posprzeczaliśmy że szok, obiecałam że dam mu ten rozwód od ręki, i raz że bardzo dobrze, a zaraz żenie bo mnie bardzo kocha... Każdy mi mówi że mam takiego super męża, bo mnie tak kocha, bo tak dba o mnie itd. Tylko że ja mam dosyć już ostatnio sobie myślałam jak teraz jestem 24letnią babinką to co będzie później. Jestem tym wszystkim zmęczona i mimo że go kocham, on mnie też to rozejdziemy i takie będzie zakończenie. Bo tak w sumie to po co mi mąż na niby, jestem ale mnie nie ma, zawsze będzie ktoś lub coś ważniejszego. A zaczęło się od takiej pierdoły...