6.06 jakoś w południe dostałam śluzu zabarwionego brązową jakby starą krwią od razu zadzwoniłam do ginekologa kazała przyjechać. Przyjechałam powiedziała że szyjka się skróciła z 4cm na 3cm kazała brać luteinę ,nospe ,magnez i leżeć. No i dobra wszystko spoko.
8.06 dostałam skurczy . Mąż był w pracy ale pisałam mu że strasznie boli ,że coś się dzieje zadzwonił do swojej mamy a mama po karetkę . Przyszła zajęła się małym no i przyjechała karetka. W szpitalu okazało się że serduszko Igorka nie bije ,że mam 7 cm rozwarcia i od razu na porodówke mnie dali,Przebili wody okazały się zielone
...Do samego końca myślałam że jak urodzi się Igor to będzie jego serduszko bić...Ważył 1470g i miał 40cm jak na 27+4 to bardzo dużo i gdybym trafiła w odpowiednim momencie do szpitala możliwe że walczyłby w inkubatorze
9.06 przyszedł do mnie lekarz na obchód. Zapytałam czy mógłby mi powiedzieć dlaczego tak się stało ,skąd zielone wody skoro dwa dni wcześniej byłam u lekarza i było niby ok. Okazało się że do szpitala trafiłam z crp prawie 200 lekarz był w szoku że ja się dobrze czułam że nic mi nie było,ale powiedział że infekcja zaatakowała drogi tam na dole i małego.Był bardzo zdziwiony że miałam 7 antybiotykow dopochwowych bez żadnych badań żadnego wymazu ,żadnego posiewu no nic .. dawała bo dawała..No i według niego infekcja jest przyczyną.
Będąc u lekarza na kontroli . Lekarz powiedział że mały po części uratował moje życie bo mogłabym dostać sepsy
... W poniedziałek odebrałam wyniki łożyska i też według mojego rozumowania i dziewczyn z grupy po stracie winna jest infekcja która przedostała się do łożyska zaczęły robić się słabsze przepływy... Tym samym zrobiły się skrzepy,doszło do zawału łożyska i tym samym do obumarcia Igorka