Na szczęście coraz cześciej się o tym mówi. Jeszcze w szpitalach dobrze by było kadrę położnych na to uczulić i lekarzy, bo czasami mam wrażenie że Ci którzy przede wszystkim zwłaszcza zaraz po porodzie mieliby nas wspierać, to zamiast tego dokładają głupimi tekstami.
Ja po porodzie miałam mega kiepski nastrój, płakałam 24 godziny na dobę, młoda nie umiała złapać piersi, dostała mega żółtaczki i jak mi przywieźli te lampy do naświetlania, założyli jej te okularki i ją włożyli tam to po prostu moja psychika padła jak zobaczyłam moje maleństwo 2600g w tej lampie.
A lekarka następnego dnia przyszła na obchód i patrzy na nią i z tekstem "o co to za żółtek chudy". Nie pamiętam żebym kiedykolwiek wczesniej albo później tak zjechała lekarza jak ją. Dostała tak, że aż w pięty jej poszło, wyszła i nigdy nie wróciła z takim tekstem więcej.
ja potrzebowałam wtedy wsparcia, słowa otuchy, chciałam iść do domu i usłyszeć że moje dziecko jest zdrowe. Tylko i aż tyle. Gdyby nie mąż pewnie sama bym sobie nie poradziła.
Na szczeście położne do rany przyłóż i dzięki nim mała załapała pierś i wszystko potem było dobrze.