A ja sobie dzisiaj ponarzekam, bo mąż chyba chce mnie wykończyć nerwowo.
Zadzwoniła wczoraj jego mama z informacją, że za kilka dni w Lidlu będzie dostępne łóżeczko turystyczne za 169 zł i że chce nam kupić bo przecież potrzebujemy go na dół. Ja od razu pytam, czy ma regulowany poziom dna, przewijak i moskitierę. Nie, nie ma...
No to ja mówię do męża, że bez tych rzeczy łóżeczko mi niepotrzebne, bo ja muszę mieć z przewijakiem, regulowanym dnem i moskitierą. Na co widzę wielkie zdziwienie malujące się na twarzy mojego męża. I ogarnia mnie wściekłość, z dwóch powodów.
Po pierwsze, ten przeszło 40 letni facet panicznie boi się sprzeciwić matce. No bo ona chce dobrze, a ja wybrzydzam. Więc jest możliwość że jędza się obrazi, bo przecież powinnam się cieszyć że ktoś chce mi coś dać. Tylko że ja już dawno wyrosłam z przepraszania że żyję i wiem czego chcę i potrzebuję, a nie potrzebuję prezentów które są bezużyteczne.
Po drugie, mój mąż nie ma zielonego pojęcia o tym co potrzebne jest dziecku. Jemu się wydaje że 3 kaftaniki i pieluchy wystarczą (chyba tak myśli). Tłumaczenie mu dlaczego potrzebne jest to czy tamto, zaczyna mnie już męczyć.
Nie wiem na jakim świecie on żyje.
Otworzyłam mu internet i pokazuję oferty na allegro, a tam łóżeczko też za 169 zł ma wszystkie akcesoria które potrzeba (przewijak, moskitierę, regulowane dno i kieszeń na przybory), do tego można wybrać sobie kolor. A łóżeczko z Lidla nie ma nic i jest tylko jeden kolor, a kosztuje tyle samo! W necie identyczne - gołe bez niczego, znalazłam o 60 zł tańsze, bo kosztuje 109 zł.
No i pokazuję mu to. Przyjął do wiadomości, przy czym pyta mnie "ile czasu używa się przewijaka"
jezu mario ratuj mnie bo nie wytrzymam i go strzelę. On tak się boi matce powiedzieć że są lepsze oferty w internecie, że gotów jest mi wmawiać że ten przewijak to w sumie niepotrzebny.
Dodam jeszcze, że już mieliśmy rozmowę na ten temat - sobie to umie kupić, najdroższy telewizor, najdroższą kosiarkę, kanapę za 12 tysi. A dziecko to gołe i bose może być. Nie, on nie żałuje dziecku. On po prostu nie ma wyobraźni. Jego trzeba będzie z dzieciakiem zasikanym samego zostawić, bez przewijaka, wtedy zrozumie. Regulowany poziom dna to też dla niego abstrakcja, bo on pewnie myśli że schylanie się do dziecka to jest max 1-2 razy dziennie
oszaleje, zwariuje, nie wytrzymam.
Jego matka to rzeczywiście osobliwa istota. Jak nie wypijesz herbaty którą ci postawiła, to sobie pomyśli że się brzydzisz, a nie że ci się po prostu pić nie chciało. Jak zjesz tylko (!) jednego kotleta na obiad, to będzie wszystkim opowiadać że się odchudzasz, bo dla niej 3 kotlety zjedzone na obiad to norma. Zresztą już widziałam i słyszałam co ona potrafi nawymyślać. Jeśli nie przyjmę tego łóżeczka z pokłonami w podzięce, to wyjdę na zarozumiałą żonę jej syna, która oczywiście wybrzydza. A co ja poradzę, że babsko się nie zna, że w tej samej cenie można mieć coś dużo lepszego? Albo można dołożyć kilkadziesiąt złotych i mieć taki full wypas na kółkach że mucha nie siada. Nie, to nie w niej jest problem, ona nie musi wiedzieć o tym że w necie są tysiące lepszych ofert. Ale problem jest w moim mężu, że on boi się jej to uświadomić i ja nie wiem dlaczego, to dla mnie niepojęte. My nawet nie możemy się przyznać że byliśmy w kinie, bo ponoć ona nie toleruje żadnych takich rozrywek, tylko siedzenie w domu i zakupy w Lidlu są dozwolone
Łojezu, nie wytrzymam z tą rodziną przysięgam.
Musiałam się wyżalić, bo nie mam siły już w takich sytuacjach... może ja mam jakąś skłonność do przesady, może powinnam się zgodzić, niech kupi to łóżeczko i zrobi (sobie) tym dobrze. A ja i tak będę musiała kupić takie, jak potrzebuję.
Zadzwoniła wczoraj jego mama z informacją, że za kilka dni w Lidlu będzie dostępne łóżeczko turystyczne za 169 zł i że chce nam kupić bo przecież potrzebujemy go na dół. Ja od razu pytam, czy ma regulowany poziom dna, przewijak i moskitierę. Nie, nie ma...
No to ja mówię do męża, że bez tych rzeczy łóżeczko mi niepotrzebne, bo ja muszę mieć z przewijakiem, regulowanym dnem i moskitierą. Na co widzę wielkie zdziwienie malujące się na twarzy mojego męża. I ogarnia mnie wściekłość, z dwóch powodów.
Po pierwsze, ten przeszło 40 letni facet panicznie boi się sprzeciwić matce. No bo ona chce dobrze, a ja wybrzydzam. Więc jest możliwość że jędza się obrazi, bo przecież powinnam się cieszyć że ktoś chce mi coś dać. Tylko że ja już dawno wyrosłam z przepraszania że żyję i wiem czego chcę i potrzebuję, a nie potrzebuję prezentów które są bezużyteczne.
Po drugie, mój mąż nie ma zielonego pojęcia o tym co potrzebne jest dziecku. Jemu się wydaje że 3 kaftaniki i pieluchy wystarczą (chyba tak myśli). Tłumaczenie mu dlaczego potrzebne jest to czy tamto, zaczyna mnie już męczyć.
Nie wiem na jakim świecie on żyje.
Otworzyłam mu internet i pokazuję oferty na allegro, a tam łóżeczko też za 169 zł ma wszystkie akcesoria które potrzeba (przewijak, moskitierę, regulowane dno i kieszeń na przybory), do tego można wybrać sobie kolor. A łóżeczko z Lidla nie ma nic i jest tylko jeden kolor, a kosztuje tyle samo! W necie identyczne - gołe bez niczego, znalazłam o 60 zł tańsze, bo kosztuje 109 zł.
No i pokazuję mu to. Przyjął do wiadomości, przy czym pyta mnie "ile czasu używa się przewijaka"

Dodam jeszcze, że już mieliśmy rozmowę na ten temat - sobie to umie kupić, najdroższy telewizor, najdroższą kosiarkę, kanapę za 12 tysi. A dziecko to gołe i bose może być. Nie, on nie żałuje dziecku. On po prostu nie ma wyobraźni. Jego trzeba będzie z dzieciakiem zasikanym samego zostawić, bez przewijaka, wtedy zrozumie. Regulowany poziom dna to też dla niego abstrakcja, bo on pewnie myśli że schylanie się do dziecka to jest max 1-2 razy dziennie

Jego matka to rzeczywiście osobliwa istota. Jak nie wypijesz herbaty którą ci postawiła, to sobie pomyśli że się brzydzisz, a nie że ci się po prostu pić nie chciało. Jak zjesz tylko (!) jednego kotleta na obiad, to będzie wszystkim opowiadać że się odchudzasz, bo dla niej 3 kotlety zjedzone na obiad to norma. Zresztą już widziałam i słyszałam co ona potrafi nawymyślać. Jeśli nie przyjmę tego łóżeczka z pokłonami w podzięce, to wyjdę na zarozumiałą żonę jej syna, która oczywiście wybrzydza. A co ja poradzę, że babsko się nie zna, że w tej samej cenie można mieć coś dużo lepszego? Albo można dołożyć kilkadziesiąt złotych i mieć taki full wypas na kółkach że mucha nie siada. Nie, to nie w niej jest problem, ona nie musi wiedzieć o tym że w necie są tysiące lepszych ofert. Ale problem jest w moim mężu, że on boi się jej to uświadomić i ja nie wiem dlaczego, to dla mnie niepojęte. My nawet nie możemy się przyznać że byliśmy w kinie, bo ponoć ona nie toleruje żadnych takich rozrywek, tylko siedzenie w domu i zakupy w Lidlu są dozwolone

Łojezu, nie wytrzymam z tą rodziną przysięgam.
Musiałam się wyżalić, bo nie mam siły już w takich sytuacjach... może ja mam jakąś skłonność do przesady, może powinnam się zgodzić, niech kupi to łóżeczko i zrobi (sobie) tym dobrze. A ja i tak będę musiała kupić takie, jak potrzebuję.