Witam, wróciłam dzisiaj z urlopu, aż żal było wracać. Moje dziecko mogło sobie trochę "poszaleć", a teraz powrót do rzeczywistości i codzienności.
Od`jutra muszę zadbać o dietę, bo pozwoliłam sobie trochę na różne smakołyki i cukier podskoczył.
Muszę wam napisać, że przezyłam chwile grozy.
Na drugi dzien po przyjeździe, mój mąż z Anią wybrali się wieczorem na spacer nad rzekę a ja zostałam i gotowałam sobie mleko. Taki średni garnek zapełniony do połowy.
W kuchni akurat ktoś przygotowywał kolację i jak skończyli to weszłam, żeby wyłączyć to gotujące się już mleko i zamiast jak zwykle wyłaczyć tylko gałkę to chciałam od razu z prądu wyłączyć i potrąciłam garnek i obsunął się z palnika-trwało to kilka sekund, poczułam ból i zobaczyłam jak cała koszulka jest z mleka...Zdążyłam ją odsunąć z brzucha i zaraz zaczęłam robić okłady. Cała lewa strona brzycha była czerwona a w jedym miejscu już skóra zaczęła mi schodzić. Myślałam, że nasze wakacje skonczą się zaraz w tym drugim dniu wyjazdem do szpitala. Po kilku godzinach zobaczyłam że nie poparzyłam sobie na szczęście całego brzucha. Rano okazało się, że nawet mniej niż sądziłam. Dziękowałam Bogu, że nie wylałam całego garnka na cały brzuch, że miałam lużną koszulkę, która nie od razu przykleiła mi się do brzucha i że byłam pochylona lekko więc część spłynęła po tej koszulce. Bałam się pomysleć, co by było gdyby skończyło sie to inaczej...Mój maluszek musiał przeżyć razem ze mna tyle stresu...:-(
Nie jestem chyba w stanie nadrobić zaległości. Przeczytałam posty z ostatnich dwóch dni i chyba zaczynam panikować, że macie już przygotowanych tyle rzeczy.
Mnie czeka jeszcze kilka drobnych rzeczy do dokończenia w związku z remontem, potem sprzątanie i najgorsze to sprzątanie piwnicy, a tam jest wózek, wanienka i jak tego nie uporządkujemy to nie wiem co będzie...
Uciekam wykąpać Anie i sama już nie mogę się doczekać kiedy wskoczę do łóżka-jestem padnięta.
Od`jutra muszę zadbać o dietę, bo pozwoliłam sobie trochę na różne smakołyki i cukier podskoczył.
Muszę wam napisać, że przezyłam chwile grozy.
Na drugi dzien po przyjeździe, mój mąż z Anią wybrali się wieczorem na spacer nad rzekę a ja zostałam i gotowałam sobie mleko. Taki średni garnek zapełniony do połowy.
W kuchni akurat ktoś przygotowywał kolację i jak skończyli to weszłam, żeby wyłączyć to gotujące się już mleko i zamiast jak zwykle wyłaczyć tylko gałkę to chciałam od razu z prądu wyłączyć i potrąciłam garnek i obsunął się z palnika-trwało to kilka sekund, poczułam ból i zobaczyłam jak cała koszulka jest z mleka...Zdążyłam ją odsunąć z brzucha i zaraz zaczęłam robić okłady. Cała lewa strona brzycha była czerwona a w jedym miejscu już skóra zaczęła mi schodzić. Myślałam, że nasze wakacje skonczą się zaraz w tym drugim dniu wyjazdem do szpitala. Po kilku godzinach zobaczyłam że nie poparzyłam sobie na szczęście całego brzucha. Rano okazało się, że nawet mniej niż sądziłam. Dziękowałam Bogu, że nie wylałam całego garnka na cały brzuch, że miałam lużną koszulkę, która nie od razu przykleiła mi się do brzucha i że byłam pochylona lekko więc część spłynęła po tej koszulce. Bałam się pomysleć, co by było gdyby skończyło sie to inaczej...Mój maluszek musiał przeżyć razem ze mna tyle stresu...:-(
Nie jestem chyba w stanie nadrobić zaległości. Przeczytałam posty z ostatnich dwóch dni i chyba zaczynam panikować, że macie już przygotowanych tyle rzeczy.
Mnie czeka jeszcze kilka drobnych rzeczy do dokończenia w związku z remontem, potem sprzątanie i najgorsze to sprzątanie piwnicy, a tam jest wózek, wanienka i jak tego nie uporządkujemy to nie wiem co będzie...
Uciekam wykąpać Anie i sama już nie mogę się doczekać kiedy wskoczę do łóżka-jestem padnięta.