Witajcie z powrotem :-)
Miałam ostatnio chwilkę tylko na opisanie porodu,dopiero teraz mam wenę do pisania. Tak w skrócie,to malutka jest zdrowa,kochana,ładnie śpi i je. Przychodzi do nas codziennie położna,pokazuje jak kąpać itp.,za co jestem ogromnie dźwięczna.
Tatuś dziecka poczuwa się do roli jak najbardziej,zobaczymy tylko,czy to aby nie jest przejściowe...
Jestem troszkę zmęczona,ale nie jest najgorzej. Dzień po porodzie to było dopiero wyzwanie.
Powiem wam,że jest już prawie tydzień po,a mnie nadal boli i ciągnie tam na dole.
W dodatku w szpitalu zaraz po porodzie okazało się,że straciłam bardzo dużo krwi,dlatego jestem słaba i ledwo stoję na nogach,aczkolwiek nikt się tym specjalnie nie przejął,; morfologia wyszła kiepska,dostałam jakieś tabletki,no i już mi jest lepiej. Pierwsze dni karmienia wspominam niekoniecznie miło,ale przyzwyczaiłam się i nie jest źle. Na razie jeszcze głównie leżę w łóżku z małą, bo dalej nie mam zbyt wiele siły na robienie czegokolwiek,ale z dnia na dzień czuję poprawę.
A widzę,że tutaj jeszcze niektóe dziewczyny dzielnie się trzymają w dwupakach...Już niedługo. Ale nie będę wam pisać "cierpliwości",bo po tygodniu słuchania tego słowa w oczekiwaniu na wywołanie porodu,mam pewność co do tego,że cierpliwa w żadnym wypadku nie jestem.
Trzymajcie się,ja lecę się położyć koło mojej niuni. ;-)