Cześć wszystkim! Dawno nie zaglądałam, ale staram sie nadrobić.
No własnie, na świat, 27 września o 13.22 przyszedł na świat mój synek Przemek. Było strasznie
i wogóle sie nie spodziewałam takiego przebiegu porodu, ale zaczne od początku. Termin miałam na 22, a że nic się nie ruszyło to ostatecznie wywołanie dostałam na 30 września. W czwartek i sobote byłam w szpitalu na ktg i odrazu mnie badali i okazało się , że mój maluch jest tak duży że nie wykluczona będzie cesarka, ale to się okaże już podczas porodu. Więc troche sie uspokoiłam, i byłam pewna że w razie komplikacji to i tak nie mam co się martwić.
No ale w nocy z soboty na niedziele a dokładnie o 2.25 poczułam pierwszy ból. Był on długo i mocny, no i sie zaczęło. Może trudno w to uwierzyć ale od początku miałam regularne i bolesne skurcze. Ledwo dojechałam do szpitala, a tam że się zaczeło i pojechałam do góry. Tam się dowiedziałam ze to początek i mam dopiero 2 cm rozwarcia, ale szybko powinno pójsc. Dostałam kroplówki i czopki i czekałam, bołe stawały sie coraz silniejsze i poczułam co to znaczy mieć bóle krzyzowe. Myślałam że umre, prawie cały czas skakałm na piłce (cud ze mi pozwolono), po 3 godzinach moje rozwarcie powiększyło się aż o......1 cm!!! Nawet nie mogłam prosić o znieczulenie zwenątrz oponowe. Gdy wreście po 11 godzinach moje rozwarcie wynosiło 5 cm, i poprosiłam o znieczulenie to przyszedł mój lekarz prowadzący z anestezjologiem to stwierdzili że mam tatuaż na plecach i mi nie zrobi. Załamałam się!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Moje skurcze powtarzały się co pół minuty i trwały po pół minuty. Widziałam przerażenie w oczach mojego męża, który próbował jakoś zareagować. Podali mi jeszcze na zwiększenie skurczy kroplówke, okazało się za synek zaklinował sie po prawej stronie i nie mógł wejśc w kanał rodny, a przede wszystkimod początku nie schodził w dół. Nagle patrze że przy maszynie znalazł sie doktor z położną i co skurcz sprawdzali przebieg tętna malucha. Za chwile doktor znikł po czym pojawił się z dokumentem pozwalającym na cięcie. Byłam tak wykończona że ledwo dałam rade podpisać, uwierzcie. Po 5 minutach już zasypiałam na stole operacyjnym. wybudzono mnie szybko, ale synka i tak zobaczyłam dopiero po 6 godzinach. Dziękowałam Bogu że dziecko jest zdrowe, i że już po wszystkim. Wspominam to koszmarnie. nie życze nikomu takiego przeżycia.
Teraz jesteśmy juz w domku, i jak narazie jest wszystko dobrze, ale nadal nie moge uwierzyć że doktor nie zareagował szybciej, dopiero jak synek zaczął sie dusić
. Tym mamom które dopiero czekają na swoje małe pociechy zycze przede wszystkim szybkiego porodu.
Pozdrawiam!
No własnie, na świat, 27 września o 13.22 przyszedł na świat mój synek Przemek. Było strasznie
![szok :szok: :szok:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/shocked.gif)
No ale w nocy z soboty na niedziele a dokładnie o 2.25 poczułam pierwszy ból. Był on długo i mocny, no i sie zaczęło. Może trudno w to uwierzyć ale od początku miałam regularne i bolesne skurcze. Ledwo dojechałam do szpitala, a tam że się zaczeło i pojechałam do góry. Tam się dowiedziałam ze to początek i mam dopiero 2 cm rozwarcia, ale szybko powinno pójsc. Dostałam kroplówki i czopki i czekałam, bołe stawały sie coraz silniejsze i poczułam co to znaczy mieć bóle krzyzowe. Myślałam że umre, prawie cały czas skakałm na piłce (cud ze mi pozwolono), po 3 godzinach moje rozwarcie powiększyło się aż o......1 cm!!! Nawet nie mogłam prosić o znieczulenie zwenątrz oponowe. Gdy wreście po 11 godzinach moje rozwarcie wynosiło 5 cm, i poprosiłam o znieczulenie to przyszedł mój lekarz prowadzący z anestezjologiem to stwierdzili że mam tatuaż na plecach i mi nie zrobi. Załamałam się!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Moje skurcze powtarzały się co pół minuty i trwały po pół minuty. Widziałam przerażenie w oczach mojego męża, który próbował jakoś zareagować. Podali mi jeszcze na zwiększenie skurczy kroplówke, okazało się za synek zaklinował sie po prawej stronie i nie mógł wejśc w kanał rodny, a przede wszystkimod początku nie schodził w dół. Nagle patrze że przy maszynie znalazł sie doktor z położną i co skurcz sprawdzali przebieg tętna malucha. Za chwile doktor znikł po czym pojawił się z dokumentem pozwalającym na cięcie. Byłam tak wykończona że ledwo dałam rade podpisać, uwierzcie. Po 5 minutach już zasypiałam na stole operacyjnym. wybudzono mnie szybko, ale synka i tak zobaczyłam dopiero po 6 godzinach. Dziękowałam Bogu że dziecko jest zdrowe, i że już po wszystkim. Wspominam to koszmarnie. nie życze nikomu takiego przeżycia.
Teraz jesteśmy juz w domku, i jak narazie jest wszystko dobrze, ale nadal nie moge uwierzyć że doktor nie zareagował szybciej, dopiero jak synek zaczął sie dusić
![No :no: :no:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/no.gif)
Pozdrawiam!