LORI popłakałam się... Ja poroniłam raz, to mi wystarcza do schizowania, pamiętam jak M po tamtym poronieniu powiedział że jak jeszcze raz się coś przytrafi to nie będziemy dalej się starac bo on nie chce żebym kolejny raz to przechodziła, mimo że to była "tylko" biochemka, ale ja mu powiedziałam że się nie poddam, ale tak naprawde na ile silna bym była to tego nikt nie wie... Wiem że wtedy myślą która mi pomagała było to że szczęście w nieszczęściu że tak szybko się to stało...
Ale tak szczerze, to mi się wydaje że pierwsza ciąża ogólnie jest dla nas bardziej beztroska, nie zdajemy sobie sprawy jeszcze co nas czeka i jaka wspaniała nagroda będzie na koniec, druga ciąża to już wiadomo, organizm po pierwszej jest już zawsze w jakimś stopniu naznaczony, poza tym wiek, kolejna sprawa to to że jednak przy pierwszym można było leżec i się relaksowac, a teraz już za tym starszakiem troszke trzeba pobiegac... No i co ciąża to dowiadujemy się więcej rzeczy, które mogą nam i maleństwom zaszkodzic...
Wogóle to jak w pierwszej ciąży byłam to nie słyszałam o tylu przypadkach, wkoło tylko szczęśliwe ciąże... A teraz gdzie nie spojrze to albo problemy z zajściem albo poronienia. Nigdy nie pojme tego dlaczego nam te maleństwa są zabierane, wolałabym nie zajśc niż stracic, no aletu się chyba sprawdzi powiedzenie "co nas nie zabije to nas wzmocni" i po LORI widac to doskonale, ile człowiek jest w stanie przejśc żeby utulic maleństwo...
KOCHANE DOTRWAMY DO KOŃCA WSZYSTKIE RAZEM!
LORI miałam dopochwową, ale jej efekty bardziej mi dokuczały niż te teraz, a i mój lekarz, bardziej ufa luteinie... Te pieczenie nie jest za każdym razem, ale niekiedy aż mi język zesztywnieje tak zapiecze, ale zniose to dla tego małego skarbka
![tak :tak: :tak:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/yes2.gif)