Anna proszę bardzo ale dużo tego nie będzie tak jak wczoraj.
Jak tylko zaprowadziłam Natke do żłobka to mi ja zabrali i poproszono żebym poczekala na korytarzu. Więc czekałam... Później dzieci wyszły do ogrodu Dowiedziałam się że Natka nie płakała i poproszono mnie żebym sobie poszła na spacer. Poszłam wiec i tak krążyłam jak satelita dookoła żłobka próbujac wylukać co się dzieje. Ale nie było wiele widać.
EEEch toksyczna matka jestem stwierdziłam. I pomysleć że jeszcze niedawno rodzice przyklejeni do szyby w w drzwiach lub krążący dookoła przedszkola budzili przynajmniej moje zdziwienie albo rozbawienie. Cóż mam za swoje
W każdym razie usiadłam sobie w parku nieopodal na tyle blisko, żeby nie mieć daleko i na tyle daleko by nie słyszeć za bardzo co sie w w/w ogródku dzieje (znów może by mi sie wydawało że płacze). Siadłam i przeczytałam pół Grocholi. Ok 11 zebrałam się do żłobka zobaczyłam że dzieciaki jeszcze w ogrodzie wiec sobie usiadłam tak by mnie nie było widać i znów Grochola. Kiedy dzieciaki poszły na obiad weszłam do środka i przycupnełam w korytarzyku.
Tak więc dzisiejszy dzień upłynął mi na czekaniu. Kiedy wreszcie oddano mi moje dziecię dowiedziałam się że dziś zjadła cały obiad (HURRA) troszke pospała w ogródku, wypiła soczek (musiałam zanieść nasz niekapek bo z żłobkowego jej nie szło) zjadła chrupki i jest git; a marudziła tylko na początku kiedy mnie widziała i chwilkę po.
Tak wiec jutro mam dziecko przyprowadzić i zostawić. Wiec inaczej niż planowałam. (siedzieć cały czas i patrzeć jak ciocie zajmują się dziećmi) ale myslę że tak jest lepiej bo póki Natka mnie widzi to jest marudzenie a tak ponoć było dobrze.
Tak czy siak trochę to przykre ze zostawia się dziecko w nowym miejscu z obcymi ludźmi i trzeba iść. A potem siedzieć, czekac i rozmyślać. Stąd ta Grochola - trochę pomaga
Ale póki co jestem przekonana że wybrałam dla mojego dziecka najlepszą opcję z możliwych.
i tyle...
A jednak się rozpisałam ;D