reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Lista rozdwojonych styczniówek 2008

Cześć dziewczyny, ja jestem z marcówek ale podczytuję Was trochę, jak się rozdwajacie:tak:
GRATULUJE WSZYSTKIM MAMOM ŚLICZNYCH MALEŃSTW:-D:-D
Nanina
opis porodu rewelacyjny!!! a sam poród chyba nie najgorszy..???
 
reklama
Witam. To moze ja tez opisze, jak to bylo :)
Termin porodu mialam wyznaczony na 14.01, ale juz tydzien wczesniej swierdzilam, ze trzeba troche wszystko przyspieszyc - zwlaszcza, ze nic nie zapowiadalo porodu - brzuch wysoko, odchodzacego czopa ani widu ani slychu, skurczy przepowiadajacych brak. 8.01 umylam wiec okno w salonie, nastepnego dnia spedzilam ponad godzine na zakupach, chociaz chodzenie sprawialo mi juz trudnosc. 10.01 pojechalam z moim mezczyzna do mechanika, potem na zakupy do marketu i na krotka przejazdzke po okolicach Warszawy. W trakcie tych wojazy napinal mi sie brzuch, ale bezbolesnie, wiec sie tym nie przejmowalam. W domu, okolo 17.00 stwierdzilam, ze brzuch wciaz mi sie napina, a skurcze sa co 3 minuty. Ale ze nic mnie nie bolalo, to poszlam sie wykapac, zjadlam sobie lody na kolacje i siedzialam przed TV. Skurcze jednak caly czas trwaly. W miedzyczasie moj m. chcial juz 3 razy jechac do szpitala, ale ja nie chcialm, zeby mnie w szpitalu wysmiali (co to za porod, co nie boli!). W koncu ok. 22.00 zaczelo mnie lekko bolec podbrzusze jak na okres. Polozylm sie w lozku i liczylam skurcze. O 24.00 skurcze byly juz bardzo silne i pojawialy sie co 2-3 minuty. No wiec w koncu zdecydowalam, ze jedziemy. Podroz - horror. W samochodzie myslalam, ze urwe te raczke nad drzwiami (na szczescie przetrwala). Na izbie przyjec szybkie badanie szyjki przez lekarke ("uuu tu ledwie palec wchodzi") i skierowanie na usg, czy mala dalej jest w pozycji posladkowej. Potem szybkie zalatwianie formalnosci, przebieranie w koszule. Na badaniu mala dalej odwrocona, ale szyjka juz 5 cm rozwarcia! (milam silne skurcze, ale tylko w dole brzucha, bo szly wlasnie od szyjki) No to szybkie podlaczenie kroplowki, cewnika, ktg i wzzzttt.. na sale operacyjna. Znieczulenie podpajeczynowkowe- wreszcie ulga! caly czas sie balam, ze mnie bedzie bolalo, jak mnie zaczna ciac (na szczescie nie bolalo). Jednak w trakcie wystapily jakies problemy, lekarz szarpal moimi wnetrznoscimi na lewo i prawo rzucajac mna po stole, co nie bylo przyjemne i troche zaczelam jeczec. No wiec wnagrode dostalam znieczulenie ogole i pamietam tylko pierwszy placz Weroniki i moje pytanie- czy wszystko jest OK. Po godzinie a sali pooperacyjnej obudzil mnie placz dziecka dobiegajacy z korytarza- blam sie, ze to moje dziecko ak placze, wiec gdy przyszla polozna, to poprosilam ja o przyniesienie malej i polozenie mi jej do lozka. Odtad byla ze mna juz caly czas. W miedzyczasie przestal dzialac srodek przeciwbolowy i nie pomagal ani ketonal, ani pyralgina, dopiero dolargan przyniosl mi ulge.
Uff, ale sie rozpisalam... Sorki, dziewczyny - chyba mialam potrzebe wygadania sie :D
 
no to teraz ja.
10.01 o god 13.05 zamiescilam post ze nic sie ne dzieje i generalnie WIELKA CISZA,
dokonczalam potem sniadanka i podgryzalam mamusine ciasteczka gdy nagle chlust,,,
o w morde jeza sobie pomyslalam nie pojede na koncert(mielisy w planach filhamonie...bardzo ambitnie)
dzwonie do Lukasza
-kochanie wody mi odeszly-duuuzzzoo wod, generalnie sie topie
- ok przyjde z pracy troche wczenie moze tak o 17:szok:
- dobra bede zdawala ci relacje( relacje z czego, samotnego porodu)
zaczelam sie pakowac ( oj nie latwo z cieknacymi wodami i recznikiem medzy nogami)
dzwoni mamusia
- moze ja przyjade i ci klopsiki zrobie
- nieee, nie chce klopskow
- no to przyjde zobaczyc jak sie czujesz
- nieeee to nie najlepszy pomysl, a tak wogole to jestem na spacerze( jakim spacerze mam taki brzuch,ze przejscie z kanapy do lazienki powoduje max wysilek:szok:)
- aha i na koncert chyba ne pojde bo sie cos slabo czuje( to po cholere na spacer wyszlam???)
- chodz na koncer bedze fajnie ( na bedzie petadra mysle, z saczacymi wodami i rozwarcem na 20 palcow bede siedziala w filhaoni...)
- niee nie ide, Luki ci przyniesie bilety
- to ja moze przyjde po te bilety
- NIE PRZYCHODZ, NIE MAM OCHOTY NA WIZYTACJE, CZUJE SIE DO DUPY:wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y:
- dzwonie do Lukiego zeby przyszedl bo zalalam mieszkane i ne dam rady sie dopakowac
przyszedl Luki i zaczal badac wody:cool:pomogl mi sie pakowac, ja wzielam prysznic, zrobilam sobie wlosy, lewatywe(nie wiem w jakej kolejnosci..)
Lukasz zaczal studiowac instukcje obslugi pralki, bo trzeba zrobic PRANIE!!!!:wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y:mokrych recznikow i pokrowcow od sofy by dzidzia lezala na czysciutkim:baffled:
- CHLOPIE! ZOSTAW TA CHOLERNA PRALKE, JA RODZE!!!!
uff dotarlo i pojechalisy d szpitala z 3ma torbami!
W szpitalu zbadali, zrobili wywiad, nie ialam pojecie co sobie wpisac za zawod????!!!
w sali do porodow rodzinnych slyszelismy zza ceniutkch scian ryki, krzyki i jeki- o kurza morda, mnie czeka to samo
mialam zero skurczy i rozwarcie mi sprawdzil fajny gino( bardzo fajny:-))i mialam na opuszke i zero skurczy.
okytocyna zapodana, koplowka na rozwarcie, ja leze , Lukasz je, krec przy ktg, naprawia krzeszlo, NUDY
wziely mnie skurcze do 60 -75 nic, rozwarce na jeden palec, polozna Landrynka kreci glowa, bada podczas skurczu myslala ,ze skonam z bolu i ja pokopie:-(
przychodzi Bulldog- starsza ginekolozka z grubymi lapami, bada i poniewaz byla juz 23.30 i 10 godz od odplynecia wod, decyzja o CC.
Weszla do sali gdzie ieli nie ciachac a tam z 10 osob , kazali sie rozebrac i z gola dupa i w zoltych skapetkach pomaszerowalam na stol, potem cewnik(najgorsza zecz z calego porodu) i znieczulenie zzo.
potem ciachanko i pogawntka z bardzo przemilym anestezjologiem, fajny koles a ja w takiej formie,z rozwalonym bebechem i cewnikeim iedzy nogami:no::no::no::no:
zaczelam plakac, co z dzieckiem, mala wyciagnel gdzies miedzy 23.55-23.58. ja sie totalnie rozlkeilam, placz i WIELKA ULGA!
potem pzewiezli na sale pozegnalismy sie z Lukim, najgorsze byly 24 godz po porodzie ale to juz nna historia.:cool:
 
Nanina- ale mi poprawilas humor tym opisem porodu:-D:-DRewelacja
Anja- Twoj porod najbardziej mnie interesuje bo sama bede miec cc
Gratuluje Wam jeszcze raz z calego serca:-):-)
 
To teraz ja opiszę swój poród
Termin miałam na 17 ale jak pamiętacie 16-tego pisałam Wam, że to będzie w ten dzień. Rano pojechaliśmy jeszcze na zakupy:tak:. Jakieś skurcze zaczęły się ok12 i były trochę inne niż te wszystkie wcześniejsze. Były rzadkie i nieregularne:tak:. Nagle o 16-tej nabrały tempa:szok: i były co 3-5 min i za każdym razem bardziej odczuwalne. O 16.30 zdecydowaliśmy że jedziemy do szpitala. Tam oczywiście kolejka do przyjęcia w której kazano mi stanąć:wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y:. Wyobrażacie sobie - bóle coraz mocniejsze a ja muszę czekać aż jakaś baba w rejestracji wypełni papiery. O 17-tej byłam na oddziale, gdzie podpięto mnie do KTG na pół godziny i w międzyczasie robiono ze mną wywiad, na który starałam się odpowiadać między skurczam:baffled:i. Potem przyszedł lekarz, zbadał mnie i stwierdził że rozwarcie prawie pełne:confused::-D.
Z porodu w wodzie dupa wyszła:wściekła/y:. Pytam się go czy mogę rodzić do wody a on do mnie "Kochana nie zdążymy wanny przygotować:szok:, ale może następnym razem tylko proszę przyjechać wcześniej" Dowcipniś. :-D
Potem jeszcze szybka lewatywka i zawołano mojego męża. Po lewatywie bóle się nasiliły:baffled:.
Stoję sobie przy łóżeczku i nagle poczułam bardzo silne parcie :szok:(przypomniało mi się jak rodziłam syna, że jak poczułam takie parcie to od razu kazali mi przeć bo główka była już wstawiona). Krzyczę do męża żeby zawołał położną bo chyba dziecko wychodzi.. A to wybuchła bomba i odeszły mi wody. Takiego ciśnienia w życiu nie czułam. Zalałam całą podłogę:baffled:. Potem kazały mi się położyć i podłączyły mnie znowu do KTG.
W tym czasie miała miejsce zmiana położnych co mnie strasznie wkurzało bo piły sobie kawkę i gadały o podwyżkach:wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y: a ja dostałam bóli partych. Przyszła jedna zbadała mnie i mówi " Kochanie jeszcze kilka minut musisz sie powstrzymać bo brakuje pół cm do pełnego rozwarcia" i poszła sobie pić kawkę. A z kilku minut zrobiło się pół godziny:wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y: Myślałam że zwariuje. Nie ma nic gorszego chyba nic powstrzymywanie parcia.
W końcu nastąpiła zmiana położnych i przyszła inna i mówi : "no to przemy kochana" Jak na złość skurcze zrobiły się rzadsze i musieli mi podłączyć oxytocynę. Niestety nacięli mnie bo mała rodziła się salutując czyli z rączką przy główce.. Czas parcia też się wydłużył i trwał 35 min. Ale w końcu jest moja maleńka na moim brzuchu.:-D:-D:-D Moje pierwsze słowa jak ją zobaczyłam to: "Boże jakie ona ma długie paznokcie u nóg":-D Potem popatrzyłam na mojego męże i zobaczyłam łzy w jego oczach:-). Byłam szczęśliwa.:-):-):-)
W sumie mój poród był krótki od momentu regularnych skurczy o godz. 16-tej do urodzenia malutkiej o 19.50 minęło 3 godz 50 min. Najgorsze z tego wszystkiego było powstrzymywanie bóli partych i olewactwo w tym czasie położnych, ale najważniejsze, że to już poza mną.;-)
 
To teraz ja. :-)
Jak może niektóre pamiętają, byłam w grudniu wściekła, że mi oddział w szpitalu zamknęli i musiałam szukać nowego. Trafem na sylwestrze dostaliśmy kontakt do lekarza z szpitala blisko nas, więc postanowiliśmy, że jak już tak los nam sprzyja, to tam urodzimy. :-) Na poniedziałek 14.01, umówiłam się na 8mą rano z doktorem na izbie w szpitalu. Na wszelki wypadek wzięłam wszystkie torby ze sobą (i dobrze zrobiłam :p). Doktor mnie zbadał i mówi 'No ładna szyjka, ładna, niewielkie rozwarcie... Chce pani zostać? Dobrze, to panią przyjmujemy' Nawet nie zdążyłam przytaknąć :p Trafiłam na przedporodówkę, ktg nie wykazywało prawie skurczy (zresztą, nigdy mi nie pokazywało, nawet w trakcie porodu ;D), rozwarcie na jeden palec... Przez cały dzień nic się nie działo, tylko takie małe skurczybyki, studentki mnie podłączały do ktg parę razy, robiły to tak pociesznie, że musiałam sie powstrzynmywać od śmiechu ;-) Potem i tak położna musiała to poprawiać :p W końcu wieczorem przenieśli mnie na patologię, żeby miejsce zrobić dla rodzących, a ja przecież nie rodząca, to po co mam tam leżeć ;\ Laski w [pokoju akurat oglądały M jak miłość i pomyślałam sobie, że gorzej nie mogłam trafić. Na szczęście okazało się, że nie jest tak źle, choć przeżyłam małe załamanie nerwowe i chciałam do domu. :-) We wtorek rano doktor mnie tak zbadał, że aż mnie zabolało i już tak bolało przez cały dzień. Zrobili mi usg nawet, wyszło, że młoda waży ok 3700. Wieczorem po badaniu doktor mówi: "No to jedziemy z powrotem na porodówkę". Mężuś przyjechał, ok 21 dostałam oksytocynę. I co? I NIC! Wpakowali we mnie DWIE TUBY. Łaziłam, skakałam na piłce i nic oprócz przepowiadających się nie pojawiło. Ok 4 nad ranem stwierdzili, że nie ma sensu mnie dalej męczyć, odpięli od oksytocyny i poszłam spać na przedporodówce. Całą środę i noc z środy na czwartek odpoczywałam. W czwartek rano doktor zbadawszy mnie stwierdził, że rozwarcie już na dwa palce, więc "DZIŚ RODZIMY". Fajnie, pomyślałam, w końcu! Bo zaczęło mi się wydawać, że zawsze już będę w tej ciąży... Podpięli mnie pod oksytocynę o 9tej rano. I jak myślicie, co było? NIC NIE BYŁO! :-D Z mężem kabaret sobie zrobiliśmy. Położne ze zdziwieniem zaglądały do boksu, co nam tak wesoło jest ;-) Obok miałam radio na parapecie i leciały bałnsowe hiciory eski, to nawet tańczyłam sobie trochę ;-) O 12 lekarz postanowił przebić pęcherz płodowy, żeby wody wyciekły... i się zaczęło. Od razu skurcze co 2-3 minuty. I to całkiem bolesne :S Chodziłam, skakałam na piłce, leżałam pod ktg... Potem przygotowali mi wannę i poleżałam w niej z 50 minut. Skurcze był tylko trochę mniej bolesne, ale przynajmniej pomiędzy skurczami lepiej się odpoczywało :-) Szyjka rozwierała się powoli, a ja wymiotowałam (na szczęście samą wodą, bo nic od poprzedniej kolacji nie jadłam). I tak cierpiałam do ok 19tej. Było już prawie pełne rozwarcie, ale żeby pomóc szyjce kazali mi na czworaka się fiknąć z tyłkiem do góry i tak przeczekiwać skurcze. To było OKROPNE. A jeszcze bardziej okropne było, jak już chciało mi się przeć, a jeszcze kawałeczek szyjki został do rozwarcia. I to były jedyne chwile, w których jęczałam. Kazali mi się położyć na bok i w momencie skurczu prawą nogę odwieść prostopadle do drugiej i przycisnąć do siebie. Nie byłam w stanie sama tego zrobić, mąż przyciskał. :S Bez przerwy prosiłam 'doktoraaaa, doktoraaa, ja chę już przeć!' aż w końcu położne stwierdziły, że już można :-D Zrobili z łóżka łóżko porodowe, kazali zająć pozycję startową i JAZDA! Powiem Wam, że parcie to była najprzyjemniejsza część porodu :-) Urodziłam bodajże na 4tym lub 5tym skurczu. Dałam z siebie wszystko! Położne mówiły "Przyj ze złoscią", no to ja się spinałam, powtarzając sobie w myślach, 'ze złością, ze złością' i działało :-D Położna mnie nacięła, a ja to czułam, chociaż w porównaniu z bólami które przeżyłam to był pikuś. W końcu o 19:45 wyleciała ze mnie córa, z łapką przy buzi :-) Takiej ulgi w życiu nie czułam, od razu zrobiło mi się wesoło ;-) I brzuch tak fajnie opadł. ;] Adę zabrali od razu do odśluzowania, mąż poleciał za nią, a ja spędziłąm fantastycznie kilka minut na rodzeniu łożyska i zszywaniu. Potem dali mi ją do karmienia i w ten oto sposób zakończyliśmy ten męczący, ale jakże konieczny etap pojawienia się naszej córy na świecie :-)
Muszę nadmienić, że jestem bardzo dumna z mojego męża. Całe 12 godzin był przy mnie, wspierał mnie, pocieszał, trzymał za rękę, podpowiadał co mam robić w chwilach zapomnienia, biegał z basenem, jak miałam odruchy wymiotne... Po prostu facet cud :-D
 
Asiulka, kochana, dopisz moje słoneczko najdroższe: Kacperek przyszedł na świat 15 stycznia o godzinie 14.00, ważył 3000 g i mierzył 56 cm:tak::-D:-D:-D
 
reklama
Sylka no jasne jasne zaraz dopisze, Przypominajcie sie laseczki bo ja mam skleroze;-)
A teraz moj porod
Jak wiecie mialam umowiona cc na 29 stycznia na 9 rano
28 pod wieczor kazali mi sie stawic do szpitala na noc zeby rano na spokojnie mnie przygotowac. W nocy sobie smacznie spie a tu nagle( 1 w nocy) jak chlusnelo spode mnie to myslalm ze sie zlalam ze stresu. Ale zacisnelam pecherz i dalej leci....zaraz podlaczyli mnie do ktg i od razu skurcze. Myslalm ze zwariuje tak mnie bolalo...Skurcze co 7 min, wzieli mnie na porodowke w oczekiwaniu na lekarzy zeby mnie ciac bo nie ma na co czekac....i tak se poczekalalm do 9 rano konajac na tym stole. lekarz stwierdzil tylko 1 cm rozwarcia. Pozniej jak mnie przygotowywali do ciecia to bylo mi juz wszystko jedno co ze mna robia. Cewnik, wenflon, znieczulenie. Na stole slyszlam tylko- "ale on siny i jest gleboko...no w koncu akcja sie juz zaczela". Pozniej cmok dla malego i moje pierwsze "kocham Cie bobasku"
Jak mnie zszywali to gadali sobie o media markcie- ja tu ledwo zyje a oni o zakupach. Pozniej na koniec zwymiotowalam. Jak mnie przywiezli na sale to czekal na mnie mezus i synek w jezdzacym lozeczku...Pozniej wprysnela tesciowa.
znieczulenie zaczelo puszczac, ja czulam sie dobrze. Troszke bolalo ale mniej niz ta akcja porodowa i te skurcze..
wieczorem wstalam- jak paralityk szlam do ubikacji ale szlam...:-)
Rano juz paradowalam po szpitalu- lekarz ktory mial dyzur zapytal sie tylko czy ja w ogole rodzilam:-) Troszke bolalo ale trudno- musi bolec...
Dzis juz czuje rane tylko jak kaszlne albo kichne
Wiec polecam CC:-)
 
Do góry