Śmiechem, żartem, ale coś w tym jest…
W sumie krótko jestem na forum, lecz ze swoim bagażem doświadczeń.
Po poronieniu zatrzymanym zaczęłam dużo szperać i czytać (wykształcenie trochę mi w tym pomogło).
I dokopałam się do publikacji naukowych dotyczących Hashimoto (na które cierpię i o którym wiem od kwietnia, a w kwietniu już byłam w ciąży), zespołu antyfosfolipidowego (często idzie w parze z Hashi) i wpływu na ciążę, a raczej jej utrzymanie i prowadzenie.
Oczywiście badań o badaniach na NFZ nie miałam co marzyć. Od razu w szpitalu o tym mnie poinformowano, bo to pierwsze poronienie, itd.
Ok. Postanowiłam sprawdzić Antyfosfolipidy (wszystkie), bo po analizie wyników INR i APTT stwierdziłam, że warto. Wyniki były w normie, ale jednak bliżej granicy, a czas naglił, bo trzeba jak najszybciej od zakończenia ciąży wykonać badania.
Do brzegu: pobujałam się trochę po specjalistach. I o ile przy ginie zostałam (przekonałam się, że jest najlepszy mimo wszystko i na NFZ), to endo zmieniłam, bo miałam trochę żal do niego.
Aaa, zespół po pierwszych badaniach mi na szczęście wyszedł negatywny.
Reszty badań w kierunku trombofilii, dalszej immunologii, genetyki nie zrobiłam, bo były inne wydatki no i wkurzyłam się trochę na system zdrowotny w naszym kraju. Kurczę, płacę składki, a tak naprawdę w większości trzeba się dobijać prywatnie…I powiedziałam: „Dość!”.
Ja tylko w sumie chciałam napisać w tamtym poście z wczoraj, że to smutne, że jak już kogoś dotknie problem, czy to z zajściem, czy to z utrzymaniem ciąży, to tak naprawdę, jak sam nie poszpera, nie będzie dociekliwy, to ze strony lekarzy albo jest olewany, albo usłyszy smutną prawdę, że pierwsze poronienie to statystyka.
Już szczytem szczytów było, jak poszłam do wielkiej sławy w naszym województwie. Naprawdę, dziewczyny z sąsiednich województw do niego przyjeżdzają.
Pojechałam na konsultację, chciałam być zbadana i dowiedzieć się, czy może przed staraniami miałabym wykonać jeszcze jakieś inne badania ( które być może były przeoczone przed tą feralną ciążą), a usłyszałam chyba ze cztery razy, że pierwsze poronienie to statystyka, że mam się wypłakać (serio, wtedy to miałam już za sobą, co mu już na wkurwie oznajmiłam), że w sumie to nie jestem jakaś za stara ( no, 32 lata to wiem, że stara nie jestem, ale na pierwszą ciążę to już nie pierwsza młodość).
Nawet mnie nie zbadał, tylko zainkasował 3 stówy
.
Generalnie pogodziłam się z tym, że sprawdzę in vivo, czy będę przypadkiem tej „statystyki”. No ale jak nie zajdę, to wiedzieć nie będę.
Najpierw trzeba zajść…Mam nadzieję, że to nie będzie znowu półtorej roku. No nie, w sumie to wtedy blokowała mnie tarczyca, teraz jest jako tako ustawiona
.